Wszędzie mówi się o równouprawnieniu. Matki narzekają na ojców dzieci swych, że mało pomagają. Żony psioczą na mężów, że ci drudzy dziećmi się nie zajmują. Albo się zajmują ale nie tak jak powinni.
Ja na mojego też czasami gadam, że czegoś tam nie robi albo nie tak robi jak powinien. Ale patrząc obiektywnie-nie mam na co narzekać. Wielu rzeczy nie ogarnia bo nie musi ale jakby musiał, to by pewnie się szybko połapał. Domowo- porządkowe obowiązki może i należą do mnie (chociaż mycie podłogi sidoluxem to jego domena) ale wokół własnych dzieci potrafi zrobić wszystko.
I tak się jakoś nieformalnie stało, że podzieliliśmy się opieką nad naszymi bliźniakami. Ja mam do obsługi Arka, Mężul-Mikołaja. Pakiet ten zawiera głównie opiekę nocną i podczas choroby. Ta sytuacja powoduje naturalne przywiązanie dziecka do osoby sprawującej nad nim opiekę. I tak Aruś nie zaśnie bez mamusi (sporadycznie z babcią ale strasznie ciężko to wygląda) a Mikuś bez Tatusia. W nocy Aruś woła „mama” a Mikuś „tata”. A niechby któregoś nie było to jest płacz. W zasadzie ja nie bardzo wiem w jaki sposób się Mikołaja w nocy uspokaja, tak jak Mężul nie wie co ja robię, gdy Arek się za bardzo kręci albo wybudza.
Dla nas było więc oczywistym, że jak Miki idzie do szpitala to wraz z tatą. Wtedy są mniejsze histerie i łatwiej podać mu leki, no i po prostu sam powiedział, że tatuś ma być i już. Zwłaszcza, że w domu został również chory Aruś, który bez Matki swej by się chyba zapłakał. Powiedzieliśmy o tym przy przyjęciu, pielęgniarki były jakby trochę zdziwione ale nikt się nie sprzeciwił- uznano, że tak jest dobrze. I było dobrze przez 3 dni… My się oczywiście zmienialiśmy w dzień. Ja zostawałam na trochę z Mikołajem, ale większość czasu a przede wszystkim w nocy był Mężul. Mieli nawet kolegę na łóżku obok, bajki razem oglądali i było dość fajnie (jak na warunki szpitalne).
Wszystko się zmieniło w dniu, w którym kolegę wypisano do domu a Mikołaj zaczął dzielić salę z inną współlokatorką i jej mamą.
Nie mogę powiedzieć nic złego bo bardzo sympatyczna dziewczyna, miła, fajnie się nam gawędziło ale… przeszkadzało jej przebywanie w jednej sali z Mężulem. Nie że z nim personalnie- tylko po prostu z facetem! W zasadzie okazało się, że to jakiś absurd, żeby ojciec z dzieckiem zostawał na oddziale. Że to nienormalne.
Normalne jest narzekanie, że faceci nie pomagają i się nie zajmują dziećmi. A nienormalne jest gdy to jednak robią! Była mała awantura, personel niby był po naszej stronie ale jednak… musieliśmy się przeorganizować. Dla nas kłopot, do pomocy babcia zaangażowana jeszcze bardziej niż zwykle, zamiana robiona po cichu jak dzieciaki już zasnęły. Ale w nocy bywało ciężko. Mikołaj się obudził i darł na pół oddziału, że on chce do taty. Arek się z nocy wybudził i go babcia 3 godziny usypiała… Wszystko kosztem dzieci! Bo komuś się nie podoba, że w szpitalu (!!!) ojciec ma sprawować opiekę nad swoim chorym dzieckiem!
Ciekawe co miałby w takiej sytuacji zrobić samotny ojciec?!
Rozumiem, że to może mało komfortowe spać w jednym pomieszczeniu z bądź co bądź obcym facetem. Może też czułabym pewien dyskomfort ale tutaj się należy cieszyć, że w ogóle ma się dla siebie łóżko (w wielu szpitalach dostajesz krzesełko i możesz sobie na nim co najwyżej siedzieć przy dziecku przez cały tydzień) i miejsce w sali z łazienką. A nie wybrzydzać, że się nie chce z tatusiem tej sali dzielić. To nie wczasy ani SPA a szpital. Warunki są jakie są.
Na sali poporodowej leżałam z trzema innymi kobietami, u których mężowie bywali non stop i trzeba było mleko ściągać, nieraz krwią się kobiety zalewają. Trudno. Tu nie jest ważne jak się wygląda, piżam seksownych się nie ubiera- tylko się należy zająć swoim dzieckiem i skupić na jego zdrowiu!
Nic się takiego nie stało bo poradziliśmy sobie w tej sytuacji i marne 3 noce przetrwaliśmy zamieniając się wieczorem. Ale nie tak powinno być. Nie powinno się wymuszać na ojcu, żeby sobie poszedł. Traktować go jak gorszego opiekuna. Zwłaszcza gdy takowym nie jest bo chyba największy komplement trzasnęła Mężulowi jedna z pielęgniarek. Przyszła mi powiedzieć, że fajny to tata, taki ogarnięty, wszystko potrafi przy dziecku zrobić, zajmuje się świetnie i jeszcze jest miły i sympatyczny. Wszystkie panie go tam lubiły a jak wychodziliśmy to się z nim żegnały jak z kolegą, z uśmiechem wielkim. A mimo to gorszy, bo ojciec a nie matka…
Smutne to, że same sobie baby pod górkę robią a później lamentują, że wszystko muszą same robić!
zagotował mnie ten wpis ! niby równouprawnienie a takie historie! tak z ciekawości z pierwsze 3 dni kolega Mikołaja był z Mamą czy Tatą ?
Był w mamą i było bardzo sympatycznie :)
czyli pozostaje życzyć przyjaznych matek i personelu na oddziałach szpitalnych :)