POST Z KATEGORII:

Dziecko- pokochasz je później!

Dziecko- pokochasz je później!

baby-716738_640

Dobra matka wpisuje się w pewien obrazek: kobieta czule głaskająca się po brzuchu, z uśmiechem na ustach znosząca poród, oczywiście tuż po nim piękna i szczęśliwa a do tego wyspana, zadbana, uduchowiona, do granic możliwości zakochana w swoim dziecku. Od pierwszego wejrzenia oczywiście, a nawet od pierwszej kreski na teście ciążowym.

A GUZIK!

Nie każda kobieta cieszy się z faktu, że zostanie mamą. I nie dotyczy to jedynie tych, które zaliczają wpadkę na imprezie w wieku 16 lat albo w wyniku szaleństwa z kolegą z pracy, po ognistym wyjeździe integracyjnym.
Mnóstwo kobiet w szczęśliwych związkach jest przerażona na wieść o dziecku. I potrzebują czasu by je zaakceptować i pokochać. Jest to jej święte prawo!

Niestety rzadko prawo to jest respektowane. Musisz być idealną, zakochaną mamą. Inaczej mają cię za potwora!
Mama i teściowa cmokają nad głową, ćwierkają  jak wspaniale, że jesteś mamą. Mówią co masz myśleć i czuć.  A ty tego nie czujesz. Jeszcze…
Najczęściej większości kobiet udaje się do porodu uporządkować swoje myśli i opanować emocje. Jednak niektóre wcale tego nie czują jeszcze długo po urodzeniu się dziecka. Potrzebują czasu i wsparcia.

PRZEBIEG PORODU MA ZNACZENIE

Trauma z porodówki może bardzo negatywnie wpłynąć na relację matka-dziecko. Do napisania tego tekstu skłoniła mnie rozmowa ze znajomą. Jej synowa po ciężkiej ciąży (zagrożenie zdrowia i życia matki) i bardzo ryzykownym porodzie, nie wykazuje żadnych cech miłości macierzyńskiej. Dziecko w inkubatorze, ona dopiero zaczyna dochodzić do siebie, lekarze próbują unormować jej wyniki badań. Generalnie wszystko idzie ku dobremu zakończeniu. Ale ona się nie cieszy. Sprawia wrażenie jakby nie interesowała się dzieckiem. Cała rodzina w panice. Kompletnie jej nie rozumieją, oceniają. Wyobrażam więc sobie, że dziewczyna dodatkowo się pogrąża właśnie dlatego, że nie ma wsparcia.
A ja ją rozumiem doskonale! Mózg to bardzo mądry organ i czasami, żeby ratować się przed obłędem, blokuje emocje. Jeśli jest to chwilowe to znaczy, że zadziałał typowy mechanizm samoobrony. Jeśli trwa za długo- trzeba poszukać pomocy specjalisty!

OPOWIEM WAM MOJĄ HISTORIĘ

Nie mam pozytywnych wspomnień ani z porodu ani z ciąży. Jak większość z was wie, Chłopcy urodzili się w 24 tygodniu ciąży (6,5 miesiąca), nie zdążyłam nawet dobrze przywyknąć do myśli, że jestem w ciąży. Zresztą od pierwszych dni była to ciąża wysokiego ryzyka więc na roztkliwianie się nad tym stanem, nie było czasu. W pakiecie szwankowała moja psychika. Wróciły wspomnienia z pierwszej ciąży, żałoba po synu nadal trwała… W mojej głowie obrazy- ciąża, diagnoza, nadzieja, strach, szpital, poród, operacja, pogrzeb.
Podświadomie broniłam się przed silną więzią z dziećmi. Czułam się jakbym była w tym wszystkim jakoś z boku. Szybki poród także nie pomógł. Zresztą niewiele z niego pamiętam. Jakieś urywki. Jedno pamiętam z wypowiedzi lekarza: wszystko się może zdarzyć, stan jest ciężki, trzeba być gotowym na najgorsze!
Czy można być gotowym na najgorsze??????????????? Czy jakakolwiek matka może być na to gotowa?

Bałam się ich zobaczyć. Pierwsze dni były koszmarnym czekaniem na lepsze wieści. Cały nasz pierwszy rok był trudny, pełen obaw i strachu, kolejnych wizyt lekarskich, diagnoz.
Czy można w takiej sytuacji oczekiwać od kobiety, że będzie matką pełną optymizmu i euforii miłosnej?!

Potrzebowałam roku, żeby w pełni pokochać, otworzyć się i pokonać swój lęk przed intensywną więzią z dziećmi!

NIE MUSISZ BYĆ MATKĄ ROKU!

Każda z nas ma prawo czuć macierzyństwo po swojemu. Każda indywidualnie odbiera emocje płynące z tego stanu. Są matki polki- uduchowione, wielbiące swoje dzieci od zarodka. Są takie, które potrzebują więcej czasu. Jedne w wyniku traumy, inne dlatego że nikt ich nie nauczył kochać. Jeszcze inne z powodu burzy hormonalnej, słabej psychiki albo zmęczenia.
Najważniejsze to świadomość, że tak się może dziać.
Nie ma jednego schematu macierzyństwa z wypunktowanymi cechami dobrej matki i okresami, kiedy jakie uczucia powinna posiadać. Jest za to empatia i dobra energia! Te dwie rzeczy są potrzebne każdej kobiecie, która zostaje mamą!

10 komentarzy
  1. Goha Micyk

    3.cia ciąża. Wpadka (28 lat i mąż, jednak obie córy zaplanowane co do minuty, a tu- mimo brania tablet, wbrew jakiejkolwiek logice – ciąża…).
    Najpierw wnerw. Nie odzywałam się do K, myśleliśmy o przerwaniu, ale po długiej rozmowie (przepłakaliśmy całą noc), zdecydowaliśmy że urodze :-)
    Ciąża była ok, młody szybko zaczął dawać znać o sobie (w 13tc już fikał, nawet ginka mi nie wierzyła, że skubańca czuje). Dla mnie ulga i znak „wdzięczności”… 21tc – usg i tak – chłopak!!! Euforia sięga zenitu! Syn, wnuk…jak dobrze, że „tego” nie zrobiliśmy.
    38tc – ostatnie usg, gin podkreśla, że młody owinięty dość pępowiną, żebym przy porodzie o tym „wspomniała”.

    41tc -po 3,5h męczarni (ułożenie twarzyczkowe) i walki z moim ciśnieniem (195/160), rodze maleńkie, sinuteńkie ciałko, cichutkie…
    Boje pytać, zabierają go bardzo szybko. Na szczęście to tylko efekt podduszenia, szybko się zbiera i dostahe 7pkt.
    Za to ja zostaje zawiązana w pasy, dowalają kolejną oxy, zabraniają krzyczeń. I nic k.wa nie mówią.
    Po 2h dowiaduje się,że pękło łożysko, macica się nie chciała obkurczyć, o włos od gorszych rzeczy…
    Straciłam dużo krwi, ale i tu miałam fuksa, bo obyło się bez przetaczania.
    2,5h po porodzie K przywozi jego… (22:00) Jest cudny <3 Pulchniusi i taki cichy… Taki zmarznięty jakiś… Po całej nocy już wiem,że coś jest nie tak. Doświadczenie swoje robi. Na obchodzie mówię neonatoliżce, że coś mi nie gra, że spał ze mną w łóżku,a taki zmarznięty…
    Na szczęście p.doktor nie zlekceważy moich słów. Badają krew. Poziom cukru między innymi.
    I bum… Przylatują po niego biegiem, z inkubatorem…
    Skrajnie niski cukier :-( gdybym się nie odezwała – usnąłby na wieki przy mnie… Po cichutku…
    2.dni trwało, żeby się ogarnął.
    2.dni wystarczyły, żebym się bała go pokochać, jak córy wcześniej… Moja "kara"…

    Odpowiedz
    • Marta Skrzypiec

      Zamurowało mnie… Być może już tak nie myślisz, ale jeśli myślisz to nie uważaj tego za „karę”. Na pewno wszystko dzieje się po coś, ale najważniejsze że się dobrze skończyło!

      Odpowiedz
  2. Agnieszka T.

    Ze mną było podobnie. Planowaliśmy ale 1 dziecko. Moje 37 lat i ciąża bliźniacza. Długo oswajałam się z tą myślą. Potem wbrew wcześniejszym ustaleniom kazano mi wiele godzin rodzić naturalnie aż w końcu zdecydowano się na cesarkę. Strasznie się bałam, czy urodzą się zdrowi. Ale na szczęście byli zdrowi. Długo dochodziłam do siebie po cesarce. Może dlatego, że przytyłam w ciąży 25 kg. Potem powrót do domu i ciężka, wyczerpująca praca przy dzieciach. Do popołudnia byłam z nimi sama. I tak przez rok. Teraz mają prawie 4 lata i ten pierwszy rok wspominam najgorzej. Rutynowe czynności, bezsilność, notoryczne zmęczenie, uczucia do dzieci prawie nie było. To pojawiło się później. Teraz ich kocham nad życie mimo, że dali nam w kość strasznie. I nadal dają…:-).

    Odpowiedz
    • Marta Skrzypiec

      Ja codziennie mam wahania nastroju między chęcią ucieczki a wycałowaniem do utraty tchu. Raz mam ochotę udusić, by za chwilę wyściskać. Straszne rozrabiaki, ale kochane! :)

      Odpowiedz
  3. paniolbrzym

    My staraliśmy się o dziecko 10 miesięcy. I się udało. Test, łzy szczęścia, ja rozanielona, mąż bujający w obłokach. Pierwsza wizyta u gina. I zonk.
    P. dr: czy Ty to widzisz?
    Ja: tak, dwie kropki.
    P. dr: To nie są kropki, to są Twoje dzieci. To ciąża bliźniacza.
    I tu moje szczęście przerodziło się w strach, zdezorientowanie. Gdyby nie mąż, całkowicie bym się załamała. Ciąża przebiegała bardzo dobrze, mimo to ja ciągle się bałam, martwiłam, zastanawiałam, zadawałam pytanie: Dlaczego Ja. Obawy narastały z kilogramami. Dzieci urodziły się w 36 tygodniu, zdrowe. Dzień porodu był jednocześnie najgorszym jak i najlepszym dniem w moim życiu. Najlepszym, bo mam dwójkę zdrowych dzieciaczków, najgorszym, bo nie mogli mnie ustabilizować po CC, Bardzo długo dochodziłam do siebie. Nie mogłam zaraz zobaczyć dzieci, i o zgrozo nawet mi się nie chciało do nich wstawać. Gdyby nie mój wspaniały maż, pewnie w ogóle bym się nimi nie zajmowała. A teraz mają już pół roku. Kocham je całym sercem, ale pytanie: Dlaczego Ja nadal sobie zadaje. Posiadanie bliźniąt to nie podwójna praca = podwójny uśmiech. Przede wszystkim przez bliźnięta jest się bardziej przywiązanym do domu. Mniej osób jest chętnych żeby zająć się bliźniakami, niż jedną małą kruszynką. Po drugie oprócz podwójnych radości są też podwójne „tragedie”, histerie. Dwójkę dzieci trzeba przebrać, wykąpać, położyć spać i do dójki wstawać w nocy. Kocham je, ale jestem wykończona. Fizycznie i psychicznie.

    Odpowiedz
    • Marta Skrzypiec

      Jeszcze z pół roku i odetchniesz trochę. Pierwszy rok wspominam jako jedno wielkie wycieńczenie organizmu. Niedojadanie, brak snu, ciągły płacz… gehenna! Najfajniej się zrobiło jak skończyli 2 lata. Ale do dzisiaj (mają prawie 4) myślę sobie ” za jakie grzechy?” ;)

      Odpowiedz
  4. Agata

    Dla mnie informacja o ciązy była szokiem, choć bardzo chciałam dziecka. Ale na początku ryczałam ze strachu.
    Po oswojeniu się z tą myślą, było już okej, ale jednak nie czułam wtedy jakiejś wielkiej miłości do dziecka, które wydawało się mimo wszystko jakieś takie nierealne. Żartowałam sobie, że uwierzę w nie, jak zobaczę ;) Poród miałam ciężki, zakończył się cesarką. Na szczęście z małym wszystko było okej. Spodziewałam się tego uderzenia miłości od pierwszego spojrzenia, ale …. ale kurde nic takiego nie wystąpiło. Cieszyłam się, że już mam to za sobą, ale żaden piorun mnie nie walnął. Przez to, ze na początku nie umiałam się ruszać, to i nie mogłam się młodym zajmować, a właściwie to się balam, że go upuszczę itd. I zapomniałam kompletnie o tym, ze powinnam go karmić piersią. Dopiero pod koniec 2 doby położna zaczęła krzyczeć, że mam nawał. No rzeczywiście cycki z kamienia, ale ja serio byłam tak oderwana od rzeczywistości, nic nie ogarniałam. A młody wydawał mi się niepodobny do nikogo :)
    Pierwsze dni w domu też byly ciężkie. Przede wszystkim byłam zestresowana i przerażona. Taka odpowiedzialność na mnie ciąży – to było przerażające, Dzieckiem opiekowałam się właściwie z poczucia obowiązku.
    Ale miłość przyszła, nawet nie wiem kiedy. Po prostu nie od razu. Syna kocham najbardziej na świecie, jestem w nim zakochana właściwie. Wpatrzona. Mogłabym go zjeść. Teraz już wiem, o co chodzi. Ale ta miłość nie pojawila się od pierwszego wejrzenia.
    Pierwszy raz o tym mówię. Mam wrażenie, że ludzie nie chcą słuchac takich rzeczy. Trudno mi bylo nawet przed samą sobą przyznać do tego, że nie spłynął na mnie nagły wodospad miłości matczynej. Ja po prostu musiałam małego człowieka poznać, oswoić się z nim – tak jak z każdym innym człowiekiem na świecie.
    Pozdrosy!

    Odpowiedz
    • Marta Skrzypiec

      Nie chcą, bo się boją. Bo wiele kobiet też tak właśnie czuło ale teraz udają, że było inaczej. To kolejny temat tabu, zaraz obok tego, ze można nie lubić karmienia piersią.

      Odpowiedz
  5. Matka Debiutująca

    To co opisujesz odnośnie siebie jest chyba typowe dla matek po stracie i/lub z wcześniakami. A z ostatnimi zdaniami zgadzam się jak najbardziej!

    Odpowiedz
    • Marta Skrzypiec

      Z moich obserwacji wynika, że nie tylko. Ale faktycznie chyba częściej u tych z gorszymi doświadczeniami.

      Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *