POST Z KATEGORII:

indywidualność przede wszystkim!

indywidualność przede wszystkim!

Źródło: http://ksiegarnia.pascal.pl/ksiazka.php?id=2107

Czytam książkę „Bliźnięta atakują”.  Rychło w czas, można by powiedzieć :)
Ale ja ją czytam od 2 lat! Serio- kupiłam jak zaszłam w ciążę. I wtedy przeczytałam rozdział o opiece nad dziećmi. Dalej nie doszłam. Teraz czytam wywiady z rodzicami bliźniąt i samymi bliźniętami.
Powoli mi idzie bo robię to głównie wtedy, gdy usypiam Arka. A raczej wtedy gdy on próbuje zasnąć a ja muszę być w pokoju, bo sam się boi zostać. Ponieważ czasami to trwa i trwa to ja sobie czytam i czytam :)
I co się dowiaduję, poza tym co już wiem?!

Ano na przykład to, że większość rodziców i samych dzieci podkreśla potrzebę ROZDZIELANIA bliźniąt! Powodów jest kilka- żeby miały możliwość mieć rodzica/ rodziców tylko dla siebie, żeby mogły pobyć bez brata/siostry, żeby nauczyły się funkcjonować w pojedynkę!
Bardzo ważna rzecz się okazuje. Większość dorosłych bliźniąt podkreśla fakt, że nie potrafią samodzielnie funkcjonować, że zawsze traktowano ich jako jedność i oni tak się czują.
Osobiście wydaje mi się to okropne. Tak sobie myślę, że bardzo by mi się nie podobało jakbym miała nagle przestać być sobą, jednostką, a byłabym traktowana jako jeden twór z moją siostrą!
I chyba intuicyjnie wyczuwałam ten problem, bo strasznie mnie złości gdy ktoś o chłopcach mówi per „bliźniaki”. Na porządku dziennym są teksty „Cześć bliźniaki”, „Idziemy do bliźniaków”, „Idą bliźniaki”. Jakby nie byli dwoma osobami, tylko jednym czymś! My zawsze mówimy „Arek i Mikołaj” i staramy się szukać w nich cech różnych. Natomiast większość ludzi traktuje ich właśnie jako jedność. Bliźniaki więc na pewno są tacy sami bo wyglądają tak samo. Wręcz doszukują się identyczności: „ooo, popatrzyli w tą samą stronę”. Dziwne, jedzie wielki traktor po ich prawej stronie, to oczywiste że oboje tam popatrzą!
Ale z tym da się walczyć albo przynajmniej ignorować.
Jednak najbardziej mnie wkurza kiedy widzę bliźnięta tak samo ubrane! Rozumiem sytuację, kiedy to dzieci wymuszają. Jednak i w takim przypadku starałabym się zrobić wszystko, żeby ich przekonać do poszukiwania samego siebie a nie bycia kopią brata!
Ale gdy niemowlaki są ubierane kropka w kropkę tam samo, kupuje się im identyczne kocyki, misie i podusie to mnie od razu mdli!
Jasne, że czasami ciężko kupić lub ubrać coś innego. Też mam ten problem bo h&m nie oferuje wystarczającej ilości kolorów bodziaków, żeby każdy miał inny. Ale gdy dzisiaj Arek ma zielony, to Mikołaj niebieski i odwrotnie. Niektóre rzeczy miewają jednakowe- jak np. czapki, buty. Ale z ciuchów w całej szafie mają 2 pary identycznych spodenek (bo tak nam się podobały, że nie chcieliśmy brać innych). A reszta różni się przynajmniej kolorem!
Moje dzieci są zupełnie różne więc dlaczego miałabym robić z nich dwie, identycznie wyglądające istoty? Lubią różne zabawy, co innego im smakuje. Na każdym kroku staram się podkreślać ich indywidualność! Utwierdzać ich w tym, że każde jest inne i ma prawo do odmiennych wyborów. Oczywistym jest, że będą od siebie brać przykład i naśladować siebie nawzajem. Ale być podobnym a być klonem swojego brata/ siostry to już różnica!
Do szkół też bym chciała ich różnych posłać, a przynajmniej do różnych klas. Żeby każdy miał swoje środowisko, w którym będzie miał swoich kolegów, swoją panią, gdzie będą mogli się wykazać. Nie chciałabym dopuścić do takiej sytuacji, kiedy nauczycielka traktuje ich jak jedną osobę, albo jeden obrywa za drugiego.
Indywidualność jest ważna dla każdego człowieka, ale dla bliźniąt ma chyba jeszcze większe znaczenie. Bo oni od początku są narażeni na większe zagrożenie bycia czyimś tłem.
A chyba żaden rodzic nie chce, żeby jego dziecko było tłem…

9 komentarzy
  1. Karolcia Garbclub

    Jeśli chodzi o szkołę to masz bardzo dobre podejście. W podstawówce w której pracuje jest chyba z trójka bliźniąt w różnym wieku i każde chodzi do osobnej klasy – ma inna panią, innych rówieśników. Spotykają się na przerwach, podwórku wycieczkach i nie ma nic w tym złego wręcz przeciwnie!

    Odpowiedz
  2. Ania

    Ksiazke juz kilka razy przeczytalam i ciagle do niej wracam! Tez nienawidze kiedy ktos traktuje moje dzieci jak jednosc! Staram sie na kazdym kroku podkreslac ich indywidualnosc-wycfanilam síe i jednemu kupuje ubranka w hm a drugiemu w reserved zeby niczego nie mieli nawet podobnego,a co do zabawek to moi chlopcy maja inne zainteresowania-Marcel uwielbia np auta a Ksawery motory wiec nie mam z tym wiekszego problemu:)

    Odpowiedz
    • martas

      Ja mam pod nosem tylko Smyka i Tesco. Do reszty sklepów robię wyprawę na Wrocław albo mama mi kupuje z niemieckim H&M więc często nie mam wyboru. Ale kolory zawsze inne! Ostatnio przypadkiem mieli na sobie te same bodziaki (jednego ubierałam ja, drugiego moja mama) i dopiero jak już zeszłam z Arkiem a mama z Mikim już była na dole to się okazało, że mają te same. Jakoś nie mogłam się przyzwyczaić do tego widoku :)

      Odpowiedz
  3. Aneta R

    Znam tez mamy, ktore przebieraja oboje dzieci, kiedy jedno sie ubrodzi… zeby tak samo ubrane byly. Bylam podobnego zdania odnosnie zabawek, jednak zycie znow samo zweryfikowalo moje poglady – jesli zabawki sa inne to jest po prostru wieczna awantura! – moga byc inne kolory, ale musza miec ta sama funkcjhonalnosc. Nie przejdzie np. betoniarka i smieciarka – klotnia i wrzask gwarantowany. efekt? – zabieram zabawki. Czesto wiec kupujemy jednakowe. Dla ich i naszego swietgo spokoju. Im dzieci starsze tym gorsze!!!!!!! :)

    Odpowiedz
    • martas

      Zabawki to akurat mamy niektóre takie same a niektóre różne. Te co wiemy, że oboje będą się na nie „rzucać” to kupujemy podwójne- jak np. piłki lub autka ale zwierzątka, klocki, książeczki są pojedyncze albo dwie sztuki ale innego rodzaju! I póki co- jest ok!

      Odpowiedz
  4. Aneta R

    Ksiazka ta wzbudzila we mnie wiele kontrowersji, i z calym szacunkiem dla Pan autorek, jesli ma sie do pomocy caly sztab ludzi to latwo dawac dobre rady. Bylo cos o tym, ze sie nie da wykarmic blizniat piersia i ze nie da rady zeby mama sama opiekowala sie blzinietami… No coz. Znam i bardziej hardcorowe mamy, maja 2 lenie dziecko i bliznieta noworodki! I jakos same daja rade!!
    Z tym rozdzielaniem to tez jest bardzo indywidualna sprawa, dluugi temat… Czesto samo zycie weryfikuje nasze plany. Mamy ten temat przerobiony z pania psycholog, ktora nie zawsze widzi potrzebe rozdzielania.
    Milego dnia :)

    Odpowiedz
    • martas

      Ja też sobie na dłuższą metę nie radzę z Chłopcami sama więc różne matki, różne typy. Uważam, że gdy zajmuję się nimi sama to zawsze jest to ze szkodą dla nich- bo nie mogę im poświęcić tyle czasu ile powinnam. Jest to szczególnie trudne, gdy są na różnym poziomie rozwoju i te same zabawy albo zajęcia są trudne do zrealizowania z jedynym i drugim jednocześnie.
      Panie autorki na pewno miały łatwiej bo je stać nawet na 2 nianie. Ale co by nie mówić o ich statusie materialnym- wiele rzeczy zawartych w książce się sprawdza!

      Odpowiedz
    • Aneta R

      To nie tylko o ‚typ’ matki chodzi, ale takze o mozliwosci jakie mamy – my nie mielismy nigdy do pomocy NIKOGO, zawsze musielismy radzic sobie sami, i tak jest do dzisiaj. Moi rodzice aktywni zawodowo, nie zajmuja sie chlopcami, a rodzice meza nie zyja, pozostalej rodziny brak. Na nianie nie bylo nas stac. Czesto zostawalam z nimi sama na tydzien czy dwa. Ale im chlopcy starsi, tym jest latwiej. Nie uwazam tez, ze opiekujac sie nimi samodzielnie ze dziala im sie jakas szkoda – raczej odwrotnie – szybko nauczyli sie, ze trzeba czekac, ze mam tylko dwie rece i sie nie rozdziele. A z pozycji ksiazkowych ktora i owszem, bardzo mi pomogla polecam ta: http://www.empik.com/bliznieta-tkacz-joanna,prod57110231,ksiazka-p

      Odpowiedz
    • martas

      Czytałam i też polecam wszystkim mamom bliźniąt!
      Mi pomaga moja mama, teściowa jest blisko ale nie ma zbyt wiele czasu dla nas. Ja bym sama nie dała rady. Od początku trzeba było dużo czasu poświęcać Chłopcom na rehabilitację, jeździć z nimi do lekarzy (czasami kilka razy w tygodniu)- nie wyobrażam sobie tego w pojedynkę! Teraz jeżdżę tylko z Arkiem, a ktoś musi się wtedy zająć Mikołajem.
      Pewnie gdyby nie mama, to też bym jakoś musiała się zorganizować i dać radę. Ale całe szczęście nie muszę sobie tego nawet wyobrażać!

      Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *