POST Z KATEGORII:

Jak się podzielić dziećmi?

Jak się podzielić dziećmi?

Rozstania partnerów/małżeństw, które mają dzieci, zawsze wiążą się z koniecznością wielkich zmian, ustalenia nowego porządku i „podzielenia się” ważnymi datami w kalendarzu. Wszystko zależy od rodzaju opieki na jaką rodzice się umówią (lub jaką zasądzi sąd). Ale jaka by nie była- święta, które dotychczas były wspólne, teraz każdy z rodziców spędza osobno. A dzieci chciałyby móc spędzić je z każdym z rodziców, albo odwiedzić tego, którego dawno nie widziały.

Dla mnie każde rozstanie z moimi dziećmi jest trudne, bo do niedawna nie rozstawałam z nimi na dłużej niż 1-2 dni. Raz w roku wyjeżdżałam na weekend na konferencję i to był koniec mojego nie-bycia z dziećmi. Dlatego pierwszy ich wyjazd do taty przypłaciłam wielkim stresem i finalnie się pochorowałam. Miałam pomalować mieszkanie i później odpoczywać. Skończyło się na tygodniu w łóżku z gorączką i antybiotykiem. Było mi ciężko, codziennie większość dnia martwiłam się o nich, zastanawiałam się czy zjedli, co robią, jak się czują? Szczęśliwie wszyscy przeżyliśmy to dobrze i kolejne wyjazdy są dużo spokojniejsze.

Początkowo było mi dziwnie tak bez tylu obowiązków. Cisza, czas tylko dla mnie- co z tym robić?! Wydawało mi się, że nie mogę zmarnować tego czasu i muszę go dobrze wykorzystać. Wymyślałam wielkie sprzątanie, milion spraw do załatwienia, małe remonty. Jakie to było niemądre…

Teraz za każdym razem uczę się, żeby wykorzystać ten czas chociaż w małym stopniu tylko dla siebie. Skoro przez 2-3 miesiące jestem wyłącznym opiekunem moich dzieci, jestem z nimi 24 godziny na dobę, na moich barkach spoczywa ich szkoła, odrabianie lekcji, wożenie na terapie, ewentualnie przeziębienia, kłopoty, gorsze i lepsze dni. Jeśli po tym czasie, na kilka dni wyjeżdżają to należy mi się prawdziwy urlop. Jak pracowałam na etacie i miałam urlop- to wykorzystywałam go w pełni, nie myśląc o pracy, nie wykonując pracy, nie będąc w pracy. Zapomniałam już jak to było, bo od 10 lat nie pracowałam na etacie, a pracując na swoim nigdy nie ma się takiego prawdziwego urlopu. Ale uczę się właśnie tak traktować wyjazdy moich dzieci. Ciężko pracuje przez kilkanaście tygodni. Dostaję kilka lub kilkanaście dni wolnego i trzeba być za to wdzięcznym.

Dlatego każde kolejne rozstanie z dziećmi znoszę lepiej. Wiem, że się dobrze bawią, że mają opiekę, że spędzają czas z najbliższymi, są szczęśliwi i spokojni. Raz nawet zrobiłam coś bardzo szalonego dla samej siebie i na czas ich wyjazdu- ja też wyjechałam. Po 2 miesiącach non stop w domu na zdalnym nauczaniu, przejściu covid, gdzie sama ledwo żyłam, a jeszcze dzieci w pakiecie chore. Po trudnym czasie świąt w chorobie i ogólnym, wielkim zmęczeniu systemu… z przyjemnością skorzystałam z urlopu od bycia pełnoetatowym rodzicem. Tydzień u przyjaciółki, w totalnym relaksie, wyłączeniu się z jakichkolwiek obowiązków i zmartwień. Najlepszy pomysł na jaki mogłam wpaść!!!

Czy początkowo jak moje dzieci jechały do taty to miałam poczucie pustki, bezproduktywności, osamotnienia? Owszem. Czy miałam poczucie winy, że skoro mam teraz tyle wolnego czasu to powinnam wyszorować garaż, wymalować pokoje i wypolerować co tylko da się wypolerować? Tak! Bardzo tak! Ale walczę z tym. Pracuję nad sobą. Odpuszczam. Albo przynajmniej dzielę sobie ten czas w ten sposób, że najpierw nadrabiam to, co ciężko mi zrobić mając zawsze ze sobą dzieci, a później serial, kanapa, samotny wyjazd czy co tam mi przychodzi do głowy. Przecież mężczyzna, który nie ma na co dzień dzieci, nie ma poczucia winy, że korzysta w tym czasie z życia. To dlaczego ja samej sobie to robię, dlaczego sama siebie wpędzam w poczucie winy, że po prostu odpoczywam i „tracę” czas na nic nie robienie?! To naprawdę okropne co same sobie potrafimy robić!

Najtrudniejsze jednak są święta… Wizja świąt bez dzieci była trudna do zaakceptowania. Ale wiem, że to jedyny termin kiedy oni mają wolne i mogą pojechać do swojej rodziny, z drugiej strony genów. Kiedy mogą się spotkać i kiedy wszyscy tam mają po prostu czas, żeby go im poświęcić. Nie chcę odbierać moim dzieciom tych chwil, tylko dlatego, że przyjęło się, że w święta powinniśmy być razem. Początkowo było mi dziwnie ale przyjęłam tę lekcje i pierwszy raz w życiu miałam okazję spędzać święta w pełnym luzie, robiąc w każdej minucie to, na co miałam ochotę. Nie było tak źle. Przecież rodzinny czas z dziećmi mogę spędzać każdego dnia. Codziennie mogę ich przytulać, rozmawiać z nimi i jeść wspólny posiłek. Święta to tylko symbolika. Najważniejsze, że wszyscy byliśmy w tym czasie zdrowi, bezpieczni i zadowoleni.

Wiem, że dla wielu rodziców to trudne momenty kiedy muszą zdecydować kto, z kim i kiedy. Najczęściej kierujemy się własnym egoizmem, swoimi potrzebami. Spróbujcie jednak popatrzeć na sytuacje oczami dzieci. Wtedy wiele spraw staje się łatwiejszych. Jeśli dzieci są szczęśliwe, to ja nie mam wątpliwości z kim, kiedy i gdzie. Bo ja z moimi emocjami poradzę sobie zawsze, a dzieci nie powinny się tym w żaden sposób martwić.

1 komentarz
  1. Beata

    Mądry wpis. Niestety czasem zdarza się tak, że,, tata,, po rozstaniu nie interesuje się swoimi dziećmi 😏. Przykre ale prawdziwe. Dzieli nas 100km a niedługo będzie 3 lata bez spotkań i prawie rok bez tel🙁. Niestety to nie idę mnie zależy.

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *