POST Z KATEGORII:

Jesteśmy twoi

Jesteśmy twoi

Ostatnio w moim życiu zupełnie przypadkowo pojawia się dużo tematów związanych z wyboistą drogą do macierzyństwa/rodzicielstwa. Poznałam w krótkim czasie historie kilku par, które bardzo chcą mieć dziecko a nie mogą, albo ciąża zakończyła się poronieniem lub przeszli nieudane in vitro. Poznałam też takich, którzy mają dzieciaki z in vitro- usłyszałam ich trudną i nieoczywistą drogę do rodzicielstwa.

Ale chyba największe wrażenie wywarła na mnie rozmowa z moją koleżanką ze studiów, która pracuje w Ośrodku Adopcyjnym. Poszliśmy z całą grupą na obiad i dosłownie przez większość tego czasu zarzucaliśmy naszą koleżanką pytaniami o procedury, szkolenie, statystykę. Chcieliśmy wiedzieć jak dużo dzieci jest adoptowanych, czy są chętni na taką adopcje, jak wyglądają etapy, procedury. Przekazała nam mnóstwo cennej wiedzy. Ale dla mnie najważniejszy wniosek był taki, że bardzo dużo ludzi stara się o adopcje. To mi w bardzo pozytywny sposób zburzyło system, bo wydawało mi się, że nie jest to zbyt „popularne”. Okazuje się jednak, że Ośrodki Adopcyjne mają pełne ręce roboty. Oczywiście na adopcje mają największe szanse najmniejsze dzieci, w dodatku te, które mają jasną sytuację rodzinną. Jednak najważniejsze jest to, że ludzie decydują się obdarować swoją miłością jakieś potrzebujące tego dziecko. To jest piękna symbioza jak bardzo to może odmienić życie tylu ludzi.

Im jestem starsza, tym mocniej dostrzegam jak kwestie związane z rodzicielstwem odciskają piętno w życiu. Za wcześnie- źle, za późno- jeszcze gorzej. Jak wybrać dobrego lekarza, gdzie rodzić, jakie brać witaminy, komu zaufać? Jak zmienia się ciało, jak sobie poradzić z tym jak zmieniło się ciało? Jak ogarnąć hormony w ciąży? Jak w ogóle zajść w ciąże, gdy nie wychodzi? Ile razy próbować? Czy decydować się na in vitro? Skąd wziąć kasę na in vitro? I jeszcze te oczekiwania społeczne- dlaczego jeszcze nie macie dzieci, po co wam 4 dzieci, kiedy kolejne, po co kolejne?! Wróć do pracy, nie wracaj do pracy, oddaj do żłobka, ja bym nie oddała do żłobka. Co z ciebie za matka, za dużo wymagasz, rozpieszczasz.

Jedno jest pewne- coraz więcej par wychodzi ze schematu i nie chce mieć dzieci. Jednocześnie coraz więcej par latami robi co się da, żeby je mieć.

Świetnie ten temat opisuje najnowsza książka Anny Ficner- Ogonowskiej „Jesteśmy twoi„. Autorka ma bardzo specyficzny, mało dzisiaj popularny sposób pisania- piszę pięknie, bardzo bogato i zawiera w swoich książkach szeroką, pełną i bardzo rozbudowaną historię. Jej książki obyczajowe są zawsze pełne emocji i różnorodnych odczuć. Pierwsza seria o szczęściu była przez wiele lat książką mojego życia. Chociaż akcja tych książek nie jest wartka i dynamiczna, to nie można się od nich oderwać, a jednocześnie warto się zatrzymać i przemyśleć niektóre kwestie.

Bohaterami tej powieści jest Ida i Tom. Poznają się przypadkiem, podczas lotu samolotem. Długo żyją na dwa domu- a nawet na dwa kontynenty. Byłam przekonana, że to będzie głównym wątkiem tej książki, bo autorka zawarła tyle emocji w ich relację, poświęcając dużo miejsca na pokazanie ich związku, problemów, podróży między Polską a Ameryką, rozstaniom i powrotom… Okazało się jednak, że historia nie skończyła się wraz ze ślubem, nie było „i żyli długo i szczęśliwie”. W zamian za to było prawdziwe życie i nie zawsze spełnione marzenia. Zanim jednak dojdziemy do celu i głównego problemu tej pary, poznamy jej przyjaciół i rodzinę. Będzie tu miejsce na świetne ujęcie tematu adopcji i poznania po latach biologicznej siostry, relacja ze skrajnie różną siostrą bliźniaczką, kompleksy głównej bohaterki, trudny charakter matki głównego bohatera- to wszystko dopełnia tę powieść.

Książka ma ponad 600 stron więc nie ma się co dziwić, że dzieje się w niej naprawdę dużo. Czasami nawet za dużo- opisy odczuć i obaw głównej bohaterki bywają obszerne. Jednocześnie wiem, że temat tego wymagał. Myślę, że autorka naprawdę mocno, wnikliwie i głęboko weszła w temat bezpłodności i starań o dziecko. Przy okazji poznajemy całą procedurę zapłodnienia in vitro i adopcji. Co wrażliwsze duszyczki mogą się nawet kilkukrotnie wzruszyć.

Nie jest to książka na jeden wieczór, z racji obszerności- zarezerwujcie sobie na nią raczej kilka wieczorów.

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *