POST Z KATEGORII:

Między niebem a piekłem

Między niebem a piekłem

Reklamy, znajomi, gazety przedstawiają nam okres ciąży jako wspaniały czas, pełen spokoju, miłości. A pierwsze dni/tygodnie z niemowlakiem jako spełnienie największych marzeń.
I tak powinno być. I tak w wielu rodzinach właśnie jest.
Dwie kreski na teście ciążowym- nawet, gdy nie była ona planowana, to jednak powód do radości. Tworzy się nowe życie. Powstał owoc miłości.
Okres ciąży- wspaniały czas na wyciszenie się, ustalenie nowych priorytetów, zacieśnianie relacji z partnerem, przygotowanie domu.
Poród- mimo bólu- moment wspaniały.
Pierwsze dni z niemowlakiem- wzajemne uczenie się siebie nawzajem, radość, ogrom miłości i szczęścia.

Tak by było idealnie.
Czasami jednak tak nie jest.
Dwie kreski na teście ciążowym- stres! Mając na uwadze wcześniejsze doświadczenia- byłam przerażona!
Ciąża- tysiące badań, wsłuchiwanie się w siebie, strach o zdrowie i ciągle powtarzane przez lekarzy „ciąża wysokiego ryzyka” i straszenie, ciągłe straszenie- że ciąża mnoga, komplikacje…
Poród- trauma! Decyzja w 3 sekundy, 2 minuty później leżę już na stole- bez przygotowania, świeżo po śniadaniu, w ostatniej chwili dzwonię do Mężula…Nie zdążyłam się nawet dobrze zestresować a już było po wszystkim. W szoku, cała obolała, otumaniona, nie mam pojęcia co się dzieje. Mężul coś mówi, oczy ma smutne- nie do końca rozumiem, nie wszystko do mnie dociera. Pokazuje mi jakieś zdjęcia a na nich…nasze dzieci wyglądające jak małe kotki albo nietoperze… Sama nie wiem. Ale ciężko dostrzec w nich niemowlaki.
Pierwsze dni- oni w inkubatorze walczący o życie, ja walcząca z ogromnym bólem głowy. Silne leki nie pozwalały mi myśleć i całe szczęście- bo z 4 dni spędzonych w szpitalu pamiętam tylko tłum ludzi odwiedzających dziewczynę leżącą obok mnie i mój płacz. Tak jak zwykle nie płaczę wcale- tak teraz nie mogłam zatrzymać łez. Po prostu płynęły same.
Pierwsze tygodnie- strach, niepewność, czekanie.
Żadne tam kupki, mleczka, kocyki. Pleksa (albo inne tworzywo, z którego zrobiony jest inkubator), maciupeńkie rączki, które można chwilę pogłaskać, piszczące urządzenia… i strach!
Każdy dzień był stresem. Każdy wyjazd do szpitala, każdy powrót do domu. Dźwięk telefonu.
Wchodząc na oddział dostawałam mikrozawału za każdym razem. Gdy przestawili Chłopców inkubatory i nie było ich tam gdzie być powinni- mało nie umarłam.
I ta codzienna radość na wiadomość, że oni tam są. Po prostu. Żyją. Przez długi czas to było najważniejsze.
Baliśmy się nie tyle o ich zdrowie, co o życie.
Na walkę o zdrowie przyjdzie jeszcze czas!
A później kolejne stresy- operacja serca, zabieg laserowy na oczy, wyjście do domu, konsultacje lekarskie.
Moje macierzyństwo jest skupiskiem większego i mniejszego strachu!
O wszystko! O nic!
Nie mogłam cieszyć się ich pierwszymi osiągnięciami- ja się nimi stresowałam. Czy nadrobią, czy osiągną, czy prawidłowo się będą rozwijać?
Nie miałam radości z pierwszych spacerów- drżałam ze strachu- czy już są gotowi, czy dojrzali, czy nie zmarzną, czy ich odporność da radę?
Z jednej strony byłam w niebie- bo przeżyli, są, rozwijają się, rosną.
Z drugiej jest piekło- strachu o jutro. O rozwój, o zdrowie. Bo pewne choroby wychodzą po czasie, bo dopiero po 2 roku życia można wykluczyć lub potwierdzić autyzm, MPDZ i inne choroby, które spędzały mi sen z powiek a które są częste u wcześniaków!
Strach o Arka diagnozy kardiologiczne. Strach o Mikołaja oczy. Strach o Arka nogi. Strach o Mikołaja histerie. Strach o ich odporność.
Do tej pory łapię się na tym, że każda najmniejsza choroba jaka ich dotyka jest dla mnie ogromnie stresująca. Boję się, że zaburzy ich rozwój, obciąży serce albo oczy, że sprawi im ból, będzie konieczna hospitalizacja…
Każdego dnia się martwię tym jaka czeka nas przyszłość gdy pójdą do szkoły. Czy „po drodze” nie wyjdą jakieś problemy, pozostałości po wcześniactwie.
I chociaż wiem, że mój strach jest często bezpodstawny- to nawet nie próbuję z nim walczyć. Po prostu go oswajam a Chłopcy udowadniają mi w większości przypadków, że jest on nieuzasadniony!

8 komentarzy
  1. SABINA

    Pięknie opisałaś to co także ja czuję Codziennie! Dziękuję- Mama bliźniąt z 30 tc

    Odpowiedz
  2. matka Aparatka

    moje bliźniaki urodziły się w 31 tyg. w 4 dobie straciliśmy córeczke. synek zdrowo rośnie. do końca życia zapamiętam dzień w którym zadzwonili ze szpitala. godzine po tym jak z niego wróciliśmy. Z zazdrością patrze na mamy które od pierwszych minut trzymały swoje dzieci w ramionach. ja swoje dostałam na rece po 3 tygodniach.

    Odpowiedz
  3. Sylwia Sidorowicz

    Moja córcia urodziła się zdrowa, wszystko bez komplikacji, a mimo to wiecznie w głowie coś tam się kręci, jakiś taki strach. Podziwiam Wszystkich rodziców, które walczą każdego dnia. Niesamowita jest siła w rodzicach. Trzymam kciuki

    Odpowiedz
  4. Filipia Mama

    Życzę dużo szczęścia!!! Jesteście dzielni!!!

    Odpowiedz
  5. Mała Mama

    Przeczytałam jednym tchem. Jesteście wspaniali i dzielni :)

    Odpowiedz
  6. Ania

    Ładnie to napisałaś!
    Każda matka wcześniaka żyje w takim strachu chyba cały czas…ciekawe czy on kiedyś mija…. :(

    Odpowiedz
  7. Kasia

    Właśnie ten strach… też ciągle się boję o te moje szczęścia. My kobiety chyba już tak mamy. Ciąża lekka nie była, otoczenie też sprawy nie ułatwiało, narzekanie jak to będzie… Często zastanawiałam się czy damy radę. Pamiętam słowa mojej koleżanki: Kacha jak nie dasz rady? Oczywiście, że dasz… Przecież ten u góry wie co robi, daje dwójkę tylko tam gdzie sobie poradzą. Czasami jak już mam wszystkiego dość przypominam sobie te słowa. Oczywiście każda ciąża jest inna, i te pojedyncze i te mnogie. Zarówno te pierwsze i te drugie bywają trudne, podobnie jak wychowanie. Byle do przodu…

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *