POST Z KATEGORII:

Moje najtrudniejsze zadania terapeutyczne

Moje najtrudniejsze zadania terapeutyczne

Terapia to dość indywidualna sprawa i temat raczej mało popularny do publicznego omawiania. W Polsce odsetek ludzi, którzy korzystają regularnie z pomocy terapeuty jest dość niewielki. Natomiast problemów życiowych, w pracy, w domu, z własnymi emocjami, z uzależnieniami, z współuzależnieniem, z nadmiarem stresu lub z „pozostałościami” po własnym dzieciństwie nie brakuje. Wielu z nas je ma, wielu przydałaby się terapia ale z jakiegoś powodu nie chcą lub nie mogą na nią chodzić.

Ja też się długo broniłam. Raz zaczęłam i zrezygnowałam. Aż dotarłam do momentu, w którym zrozumiałam, że należy przestać funkcjonować według zasady „ja siama”, „ja zawsze dam radę”.

Powodów, dla których rozpoczęłam terapie było kilka. Głównym było rozstanie z mężem i próba wyswobodzenia się ze schematu współuzależnienia. Ale po drodze okazało się, że mam do poukładania kilka innych spraw. Finalnie moja terapia trwa już rok i ogromnie się cieszę z wielkiej świadomości moich emocji i uwarunkowań jakie udało mi się odkryć w samej sobie.

Jednak żeby nie było tak różowo i żebyście nie myśleli, że terapia to tylko kolorowe rozmowy poprawiające nastrój, postanowiłam podzielić się z wami tym, co jest w niej dla mnie najtrudniejsze. Po co to robię? Dlatego, że wiele z was miałoby właśnie te same trudności. W biegu życia zapominamy o sobie, pędzimy, mamy jakieś wyznaczone cele, umniejszamy sobie i odkładamy swoje własne „ja” na półkę. Na później, na emeryturę. Wiem, że wiele osób się odnajdzie w tym co za chwilę wam napiszę. I właśnie dlatego to zrobię. Bo warto mieć świadomość, że pewne rzeczy można zmieniać. Dla własnego dobra.

Najtrudniejsze zadania terapeutyczne

Na terapii robi się różne rzeczy. Omawia sprawy bieżące. Wkracza w głąb siebie. Próbuje odnaleźć odpowiedź na nurtujące nas pytania. Uspokaja swoje emocje. A czasami celowo je podrażnia, by móc je przepracować. Czasami też dostaje się zadanie domowe. Z pozoru łatwe. Dla wielu wydawałyby się banalne. A jednak może sprawiać kłopot.

Moje pierwsze zadanie domowe, które było dla mnie skomplikowane polegało na ustaleniu tego co muszę, co powinnam, a czego naprawdę chcę. Spróbujcie się zastanowić nad tym na spokojnie ile rzeczy w życiu robicie, bo wydaje się wam, że musicie. Bo czujecie presję, bo boicie się powiedzieć co myślicie albo czujecie, bo nie chcecie się przyznać, że to wam w ogóle nie pasuje. Co powie mama, babcia, sąsiedzi? Jak ja to wytłumaczę koleżankom? Co powiem dzieciom? Z biegiem czasu zapominamy o tym, czego dla siebie pragnęliśmy, jakie mieliśmy plany i marzenia. Wchodzimy w schemat- muszę, trzeba. Mnie moja tabelka zaskoczyła. A jednocześnie pokazała, że to, co mi się wydaje, że muszę- wcale nie jest takie pewne.

Drugie zadanie domowe- każdego dnia zastanowić się nad tym za co siebie kocham, lubię. Łaaaaa… mega trudne zadanie. Jesteśmy w stanie na jednym oddechu wymienić dobre cechy u np. swoich dzieci/partnera. Doskonale wiemy za co ich kochamy, jacy są dobrzy, w czym są dobrzy. A o sobie? Trudno jest samemu sobie mówić „kocham cię kobieto za to, że…”

Trzecie zadanie domowe- codziennie wymienić 5 rzeczy, z których dzisiaj jestem dumna, które mi się udały. Prawdziwy test wdzięczności i spojrzenia na siebie łagodnym okiem. Mnie się zawsze wydaje, że nie robię nic ważnego. Bo cóż ja robię? Wożę dzieci ze szkoły na terapię, spędzam znaczną część dnia na odrabianiu lekcji i spędzaniu czasu z chłopakami, gotuję, sprzątam, dbam o rodzinę? Nagram coś na story na Instagram, napiszę recenzję, nowy tekst, odpowiem na komentarze, komuś coś doradzę, kogoś wesprę, coś przeczytam. Zawsze mi się wydaje, że to nic godnego dłuższej uwagi. Nie ważne czy dużo pracuję czy dużo się uczę czy poświęcam cały swój czas komuś innemu- traktuję to jak coś, co nie jest niczym wyjątkowym. Nie wynalazłam leku na raka, nie zbawiłam świata. Ot, prowadzę codzienne życie jak miliony kobiet w tym kraju. Jednak wiele z tych kobiet ma świadomość tego, że to co robi jest ważne. I wiedzą, że bez nich ich rodzina nie byłaby w tym miejscu, w którym jest. A są takie osoby jak ja, które uważają, że to nic takiego. I które nie potrafią docenić samych siebie. Baaa… nawet przyjmowanie komplementów idzie im marnie.
Wobec tego wypisuję sobie na kartce swoje dobre i ważne działania. Bardzo trudne zadanie.

Czwarte zadanie- być dla siebie dobrą, zająć się sobą z czułością i uwagą. W wolnym tłumaczeniu- czasami leżeć i pachnieć, a czasami pozwolić sobie na słabszy dzień, nie udawać nieśmiertelnej superwoman. Każda z nas ma gorsze dni, każda z nas czasami cierpi na ból, może być smutna, zmęczona, słaba. Uczę się tego. Nadal nie kładę się jak nie muszę. Ale coraz częściej planuję sobie nic nie robienie.
Nie jest to łatwe. Mając dzieci zawsze coś jest do zrobienia. Jest mnóstwo obowiązków, lekcje do odrobienia, naczynia do umycia i majtki do wyprania. Ciężko zrobić strajk i położyć się pod koc jak w domu są dzieci, za oknem ładna pogoda a w głowie milion myśli o codziennych obowiązkach. Jasne, że nie trzeba codziennie leżeć i pachnieć. Ale zgodnie z zaleceniami psychologa- osoby które czują, że ciągle coś muszą i zapominają o sobie w tej codzienności, powinny sobie na stałe w grafik wpisać „5 minut dla siebie”. Bez wyrzutów sumienia.

Piąte zadanie- złe emocje też są dobre. Nie udajemy, że coś jest super jeśli nie jest. Nie tłumimy emocji. Jak mamy zły dzień lub coś nas boli, to najlepsze co możemy dla siebie zrobić to pozwolić sobie czuć. Te gorsze emocje też są ok. Nie trzeba się ich wstydzić. Jak będziemy w sobie tłumić takie emocje to pewnego dnia spadną na nas w postaci ogromnego wybuchu. Stres to obecnie największy zabójca. 

Psychoterapia to początek…

Odczarujmy ten temat. Psychoterapia to nie wstyd. Nie oznacza, że jesteś chora psychicznie. To nie jest coś czego należy się wstydzić i udawać, że w zasadzie to chodzisz tam, bo mają dobre cukierki w recepcji. Nie! Psychoterapia to dbanie o swoje wnętrze. To naprawa tego, co w duszy nie gra. To praca nad sobą, nad swoimi emocjami. To czasami trud zmierzenia się z przeszłością. A czasami tylko kwestia ustalenia obecnych priorytetów i obranie właściwej ścieżki życiowej. Tam pracujesz sama nad sobą. Nie musisz się bać. Nikt nie będzie ci wciskał leków otumaniających ani kazał zmieniać swojego życia na siłę. Tam ktoś pomoże ci poukładać twoje emocje, wskaże ci drogę do pogodzenia się ze sobą, pokaże ci jak możesz myśleć o sobie lepiej. A może wyprowadzi cię z traumy, wesprze dobrym słowem, da siłę do podjęcia zmian i pomoże odciąć się od tego, co ciągnie ciebie w dół. Odczarujmy myślenie o psychoterapii. 

Ja, z całą moją wiedzą, świadomością i znajomością wielu zagadnień psychologicznych zrobiłam wielki błąd. Kilkanaście lat temu uwierzyłam, że psychoterapia nie jest mi potrzebna! Byłam głęboko przekonana, że skoro wiem na czym będzie ta praca polegała, to ja ją wykonam sobie sama. Dzisiaj ogromnie żałuję. Wtedy, po śmierci syna i wielkim kryzysie w małżeństwie, myślałam, że dam sobie radę sama. I owszem, dałam! Ale dzisiaj wiem, że gdybym wtedy pozwoliła komuś ze mną popracować to już dawno byłabym w innym miejscu swojego życia. A na pewno zdrowiej bym ten okres przeżyła. Dzisiaj, walcząc z moim kręgosłupem i jelitami, mogę być tylko sobie wdzięczna za nadmiar stresów, z którym nie walczyłam. Za nadmiar obciążeń, który na siebie brałam, myśląc, że tak właśnie być powinno. Za brak konsekwentnych działań i wyznaczania innym granic. Żałuję, że wcześniej nie wzięłam się za siebie. 
Dlatego piszę do ciebie ten tekst- żebyś ty nie musiała żałować. 

2 komentarze
  1. EGLER0882

    Thank you!!1

    Odpowiedz
  2. Schwytanechwile

    Jesteś za******ą kobieta… Mądrą, ważną dla wielu osób, piękną i wytrwałą w dążeniu do samodzielności własnych dzieci! To bardzo ważny tekst do którego trzeba mieć odwagę by go napisać – Ty miałaś… Brawo… Życie Ci jak najlepiej kochana :*

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *