POST Z KATEGORII:

Moje powikłania po koronie

Moje powikłania po koronie

Pewnie niektórzy z was pamiętają, że w grudniu, a dokładniej w same święta, dopadła nas korona. Odchorowaliśmy to dość mocno, o czym wam pisałam TUTAJ. Ja uważam, że nigdy nie byłam na nic aż tak chora. I nigdy aż tak długo nie byłam tak słaba i bezradna wobec swojego ciała. Jednak chorowanie minęło i choroba sobie poszła, a skutki chorowania zostały.

Dzisiaj postanowiłam powiedzieć wam o tym, bo myślę, że to jest ważny temat ale trochę przemilczany. Być może są tu osoby, które chorowały na koronę i mają teraz różne problemy ze zdrowiem, nie wiedząc nawet, że to może mieć związek. Okazuje się, że ten wirus ma tak dużo skutków ubocznych, które pojawiają się już po chorowaniu, że warto brać je pod uwagę.

Ja na przykład najmocniej narzekałam na tak zwaną mgłę mózgową. Nie wiedziałam w ogóle, że takie coś istnieje dopóki mnie nie dopadło. Problem z koncentracją, ze skupieniem uwagi na dłużej, z doborem słów. Jestem osobą, która szybko się uczy, ma szeroki zakres słów, potrafię w mig napisać jakiś tekst, znaleźć odpowiedź na pytanie, zorientować się w nowym temacie lub pogłębić jakieś zagadnienie. A tu nagle okazało się, że brakuje mi słów, że mam problem, żeby sobie przypomnieć najprostsze rzeczy.

– Idźcie się kąpać.
– Ale my się już kąpaliśmy.
– Chodziło mi o to, żebyście poszli się położyć. No już, idźcie do wanny.
– Do wanny?
– Nie, no idźcie do, no do, wiecie gdzie. Idźcie do wanny, zlewu, do łóżka…Do łóżka!

– Podaj mi synu to, no to, no wiesz to…tam!
Codziennie zanim wypowiedziałam to, o co mi chodziło, to moje dzieci patrzyły się na mnie jak na kosmitkę. A jak ja się musiałam starać, żeby się nie wydało, że nagle nie znam jakiś podstawowych pojęć! Czarna dziura- to pojęcia najlepiej określa to, co znajdowałam w swojej głowie.

Mało pisałam, mało nagrywałam na Instagram, bo nie mogłam złożyć niczego sensownego. Oczywiście to nie jest stan trwały i nie jest tak, że przez cały dzień miałam jakieś zaniki pamięci. Ale czułam się jakby mi brakowało jakiejś klepki w mózgu.

Do tego dochodziło nadmierne zmęczenie i senność. Dużo senności. Niechęć do działania. Takie stany jesiennej depresji, z tym że tym razem będące wiosną.

Kolejny spadek po koronie to zawroty i bóle głowy. O ile bóle głowy nie są u mnie czymś nowym. O tyle zawroty głowy to nowość i były (czasami nadal są) okropne! Moje wyniki z krwi też nie były za dobre (miałam robione miesiąc przed zachorowaniem i były idealne, trzy miesiące po chorobie- masakra. Wszystko wywrócone do góry nogami). Dlatego też wjechały suple z magnezem, witaminami z grupy B, żelazem i całą resztą potrzebnych mi minerałów.

I coś, co wkurza mnie do dzisiaj, chociaż już się nawet zdążyłam przyzwyczaić- brak węchu! Prawie 5 miesięcy od ozdrowienia nadal nie mam w pełni węchu. Czuję już coraz więcej ale cały czas jest to taki węch jak podczas kataru. Czuję ale nie tak intensywnie jak powinnam. Muszę się zaciągnąć albo mocno skupić. Są zapachy, które czuje normalnie- np. zapach smażonej cebuli, moje perfumy. A są takie, których w ogóle nie czuje- np. domestos. Serio, myje wc, mogę sobie włożyć tam nawet głowę jakbym miała taką potrzebę i nie czuję wcale zapachu domestosu! Myślałam, że kupiłam jakiś bezwonny ale moja mama będąca u mnie z wizytą powiedziała, że w całym domu tym śmierdzi, więc na bank zapach jest! Cóż… ja nie czuję!

Odrobinę również pogorszył mi się wzrok. Wymieniałam szkła na nowe dwa miesiące przez chorobą. Niedawno musiałam wymienić ponownie. Nigdy wcześniej nie zmieniałam szkieł częściej niż co 1,5 roku- 2 lata. Teraz musiałam po kilku tygodniach od choroby.

Ciężko uznać to wszystko za przypadek. O ile wcześniej byłam dość sceptyczna wobec całej pandemii oraz szczepień. Tak po przechorowaniu i walce z tymi wszystkimi konsekwencjami, postanowiłam się zaszczepić. Jestem już po. Wybrałam preparat jednodawkowy. Oczywiście mój organizm nie był zachwycony szczepionką. Dwa dni to odchorowywał. Miałam lekki stan podgorączkowy, bolała mnie okropnie głowa, nie spałam dwie noce, by później kolejne dwa dni chodzić „do tyłu” i spać w dzień. Myślę jednak, że lepiej dla mnie było się przemęczyć niż jeszcze raz przeżywać to, co się dzieje z moim organizmem od grudnia do teraz.

Życzę Wam (i sobie) dużo zdrowia.
Zapraszam na mój profil na FB i na Instagramie.

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *