Słyszeliście nową płytę Beyonce?! Brzmi obłędnie dobrze!
Lemonade to opowieść o całym procesie zdrady w związku. Od buntu, złości, wyzwisk, przez powolne godzenie się z zaistniałą sytuacją i próbą wyjścia z kryzysu. Tak głębokie teksty nie mogły pozostać niezauważone. Media natychmiast podchwyciły temat i prześcigają się w doniesieniach na temat rzekomych zdrad Jay-Z.
W zasadzie średnio mnie obchodzi czy oni się zdradzają czy nie, ale zainteresowały mnie postawy społeczne. Jak łatwo nam przychodzi ingerowanie w cudze życie. Czytałam dzisiaj w Wysokich Obcasach całkiem niezły artykuł na ten temat. Jego autorka próbuje neutralnie opisać całą sytuację. Jednak pytanie, które w nim zadano „Czy wstydem jest zostać w małżeństwie po zdradzie?”, moim zdaniem jest kiepskie! Lepiej jest zapytać- dlaczego świat chce oceniać czyjeś decyzje?! Dlaczego szybki rozwód jest ok a próba ratowania związku budzi kontrowersje?! Dlaczego tak łatwo przychodzi nam doradzanie innym a tak trudno podjąć decyzję, gdy samemu siedzi się w gównianym związku? Teraz cały świat wie lepiej co powinna zrobić Beyonce.
Ja nie wiem co powinna zrobić ona. Ale wiem, że żadna decyzja nie jest wstydem, jeśli jest w zgodzie z samym sobą!
Zdrady w związkach to dość powszechny problem wielu par na świecie. Nie każda jest na świeczniku, nie wszyscy pracują w show-biznesie, dlatego niektórzy mogą to po prostu załatwić między sobą. Jednak zauważcie z jaką łatwością przychodzi nam ocenianie, szukanie winnych, stawianie wyroków. On ją zdradził- świnia. Ona mu wybaczyła- wariatka jakaś, co ona nie wie, że on to znowu będzie robił?!
A może to ona jego pierwsza zdradziła? Może od dawna ich małżeństwo to tylko biznesowy układ. Być może to wszystko jest jedną wielką ściemą wymyśloną na potrzeby sprzedania nowych płyt. Nie wiesz tego. Ja też tego nie wiem.
Tak samo jak nie wiesz czy mąż twojej koleżanki, faktycznie jest świnią, czy to może z nią jest coś nie tak. Nie możesz też wiedzieć czy twoja szwagierka puściła kantem twojego brata, bo jest wredną małpą, czy może dlatego, że on ją zaniedbywał, bił albo sam skakał na boki. To że czegoś nie widać, nie znaczy, że tego nie ma! Jedni potrafią wybaczyć zdradę, inni absolutnie nie. Jednak jednego jestem pewna- to nigdy nie jest wina jednej strony. Chyba że ktoś jest seksoholikiem, nałogowym draniem lub bezdusznym skurczybykiem. Zdarzają się i tacy.
Rozważamy jednak normalne, względnie zdrowe związki. Stało się. On ją zdradził. Albo ona zdradziła jego. Przeżyli koszmar, łzy, awantury, wzajemne obwinianie się, stracone zaufanie, nieprzespane noce, ataki histerii, przeprosiny, błagania i wiele więcej emocji, o których nie możesz wiedzieć, bo ciebie tam nie było. Doszli do ściany, przy której trzeba było podjąć decyzję- zostać czy się rozejść. Przeanalizowali wszystkie za i przeciw (w ich wypadku spekuluje się, że są tak dochodowym małżeństwem, że chociażby kasa utrudnia im rozwód), postanowili. Ich decyzja, ich prawo. Tobie gówno do tego. Niezależnie czy mówimy o Beyonce, czy o twoim bracie, przyjaciółce, sąsiadce- gówno ci do tego. Jeśli mimo tego, że on ją zdradzał i to wielokrotnie- ona postanowi dać mu szansę, pójdą na terapię, będą ratować związek- milcz! Jeśli mimo tego, że on ją błaga o litość i faktycznie wydaje się, że się zmienił- jednak ona go wywala za drzwi i żąda rozwodu- milcz!
Nie mów, że to wstyd wybaczyć. Nie mów, że to poniżające brać rozwód. Nie możesz tego wiedzieć. Bo to nie jest twoje życie!
Rozglądam się w około i widzę mnóstwo par. Bliskich mi albo dalszych. Dobrze znanych albo znanych ze słyszenia. Żadna nie jest idealna. Wiele z nich miało wielkie kryzysy. Kilka doświadczyło zdrady. Niektórzy się rozeszli na chwilę i posklejali swoje wspólne życie. Inni się rozwiedli. Jeszcze inni pozornie się pozbierali ale wewnątrz nie wszystko gra. Widzę, obserwuję słucham jeśli chcą mówić, czasami doradzam ale nie oceniam. Nie mam takiego prawa. Ty też nie masz.
Jeśli ktoś potrafi pozbierać się z takiego kryzysu jakim jest zdrada. Jeśli ludzie znajdują w sobie siłę, żeby sobie wybaczyć. Potrafią dalej razem żyć, bez wzajemnych pretensji i poniżania siebie nawzajem, to trzeba ich podziwiać. Większość z nas kieruje się płytkim spojrzeniem na świat. Kilka dni temu na ślubie mojego kuzyna, ksiądz podczas kazania powiedział coś bardzo mądrego (rzadko mówię, takie słowa- doceńcie to!). Współcześni ludzie traktują związek jak przedmiot, który gdy się zepsuje, wymieniamy na nowy. Tak samo podchodzą do małżeństwa. Nie udało się, trudno. Bardzo często nie walczą. Nasi dziadkowie też przeżywali kryzysy w związkach ale rozwód był ostateczną myślą. Teraz jest pierwszą. Będąc razem przez 30 lat, na swojej drodze spotka się niejedną pokusę albo trudność. Tylko wola walki i pewna elastyczność wobec życia może nam pomóc przeżyć tyle lat razem. Tutaj nic nie jest czarno-białe.
Żadna decyzja nie jest wstydem, jeśli jest w zgodzie z samym sobą. Każdy człowiek jest inny. Każdy związek jest inny. Ona (zakładając, że to, co czytamy jest prawdą) wybaczyła. Ty być może zrobiłabyś inaczej. Ale to nie ty jesteś żoną jej męża.
Przykład z dziadkami kompletnie do mnie nie przemawia. Starsze pokolenia unikały rozwodów nie dlatego, że tak im zależało na jakości związków, lecz dlatego, że rozwód to faktycznie był wstyd, a rozwodnik był traktowany jak parias, człowiek drugiej kategorii z niemal zerowymi szansami na ponowne ułożenie sobie życia z kimś innym, bo zarówno bycie rozwodnikiem, jak i związki z rozwodnikami były mocno piętnowane.
W dodatku za tą niechęcią do rozwodu w ogóle nie szła jakakolwiek praca nad związkiem, a to mityczne „kiedyś to związki się naprawiało,” to zwyczajne kłamstwo, bo skoro rozwód w zasadzie nie był opcją, to i motywacja do zmian na lepsze była marna… Ci ludzie nie pracowali nad swoimi związkami, tylko trwali w beznadziejnych małżeństwach wychodząc z założenia, że „tak musi być – i tak to lepsze niż grzech bycia rozwodnikiem”… -.- Znam niestety bardzo wiele takich kompletnie nieudanych małżeństw, gdzie ci ludzie nawet publicznie nie potrafią się powstrzymać od traktowania siebie jak gówno… Odnoszą się do siebie nawzajem gorzej i z większą wrogością, niż do obcych ludzi, ale się nie rozwiodą, chociaż się ewidentnie męczą, bo to przecież nie wypada + boją się samotności, więc te gadki o rzekomym „naprawianiu związków” serio można wyrzucić do kosza. Nie ma żadnej wartości w tym staromodnym tkwieniu w nieudanym małżeństwie – jedynie wygodnictwo… Jeśli z kolei para potrafi się dogadać, to zapewne nie wzięliby rozwodu i tak.
W dodatku kiedyś nie było ani takiego dostępu do terapii, ani świadomości społecznej do korzystania z niej… Starsze pokolenia nadal uważają, że do psychiatry to chodzą tylko wariaci, przy czym nie odróżniają psychiatry od psychoterapeuty od psychologa. Zdecydowanie to fatalny pomysł stawiać ich za wzór.
Czekam na artykuł ona zdradza on wybacza
Tyle iz to wy wybaczacie gdybyście to wy zdradzili oni by was olali.
Prawda ! Stara jak świat ! Màż szukał ale nie znalazł a ja nie musiałam ,samo wpadło mi w łapki !
Bardzo mądry i życiowy tekst. Moja odpowiedz- Ty i On mogą to naprawić albo spieprzyć! Opinie innych to pkt. widzenia od pkt. ” siedzenia”! Żeby „Coś” mieć, trzeba coś z siebie dać !!!;)
Kiedy słyszę słowo zdrada mowię Stop, odwracam sie i odchodzę. Bo zdrady wybaczyć sie nie da. I z tym hasłem idę na piersi w pierwszym szeregu. Jednak tylko do momentu w którym nie uświadomię sobie ze może to ja zdradziłam albo zdradził on a przecież mamy wspólna historie, lata całe, tyle dobrego i rożnego przeżyliśmy. Czy mam juz tyle odwagi by powiedzieć stop/ odchodzę? I moja zbroja spada a pierwszy szereg staje sie ostatnim. Bo tak jak piszesz związek ma wiele odcieni szarości!
Patrząc na wiele związków, które znam- żaden nie jest krystalicznie czysty. W każdym wydarzyło się COŚ. Nie zawsze to czysta fizycznie zdrada. Ale coś, co zmienia ludzi, co niszczy bliskość. I wiele z nich się podniosło i zbudowało coś lepszego. Szarość ma swoje plusy.
Bardzo ciężki temat. Ja zdrady nie wybaczyłam, rozwiodłam się ale zdrada męża, już byłego, była takim ostatnim gwoździem do tego…aby w końcu uwolnić się z chorego związku.
Zgadzam się w pełni z tym, że nikt ale to nikt nie ma prawa się wtrącać i oceniać związki i decyzje innych ludzi, chyba że w grę wchodzi przemoc, wtedy często osoba prześladowana bez pomocy z zewnątrz nigdy nie odważy się odejść od oprawcy!
Masz rację- w przypadku przemocy trzeba ingerować! Ofiara rzadko kiedy prosi o pomoc!
Niestety dzisiaj świat jest skonstruowany na zasadzie każdy ponad każdym. Z drugiej strony, niewierność, luzackie życie było przez lata propagowane w kolorowych czasopismach, stąd dzisiaj takie wartości jak choćby wybaczenie drugiej osobie staje się obiektem żartów i kpin.
Powiem ci, że przeraża mnie trochę to, że tak łatwo ulegamy pokusom. A co będzie gdy nasze dzieci dorosną to już w ogóle chyba nie jestem w stanie sobie wyobrazić :/
Najgorsze że ludzie są bardzo skłonni do oceny sytuacji im dalekich – bo ja zrobiłabym tak czy inaczej. Ja wychodzę z założenia, że póki nam się to coś (cokolwiek by to nie było) nie „przytrafi”, nie jesteśmy w stanie ocenić jak byśmy postąpili.
Dokładnie jest tak jak mówisz. Teoretyzować każdy potrafi. Gorzej przeżyć i wtedy podjąć dobrą decyzję.
hmm zgadzam się z tym,że żadna decyzja nie jest wstydem…jednak nie moge się zgodzic z tym ,że warto dawać sobie szanse… jeśli w związku ewidentnie coś nie gra i druga osoba nie wykazuje inicjatywy by coś naprawiać na zasadzie terapi…chociaz i terapia nie daje rezultatu bo to trzeba chciec…albo jesli ktoś stale zdradza, bije, pije, zaniedbuje jednym słowem rodzine…to najgorsza opcją jest ratowanie związku… pytanie co to ma dać… robisz to tylko dla siebie dla kilku naprawde rzadko zdarzających się chwil które sa fajne? a dzieci? cierpią…bo widzą wszystko.. ona też jesli powiedzmy wybaczyła lub on…nie wazne jaka to płeć.. jednak sama po sobie wiem ,że nie warto wybaczac i wchodzić drugi raz do tej samej rzeki…ludzie od tak się nie zmieniają..nie sa w stanie sami siebie zmienić…zmiana trwa krótko.. niekiedy nawet kilka lat ale powraca. Jeśli ludzie np. sie super dogadują.. i mieli mały kryzys i zdarzyło się coś …ale potrafia ze soba rozmawiac, słuchać i siebie rozumiec to rzeczywiscie…danie sobie szansy jest możliwe i może się to udać :) mogę też się zgodzić z tym ,że nie mamy prawa nikogo oceniać…ze wina zawsze leży po środku…jednak są sytuacje gdzie wina leży po jednej stronie ..tzn nam sie tak wydaje, bo naszą winą było w ogóle np. wiązanie sie z przemocowcem i mimo poważnych sygnałów tkwimy w nim…. temat trudny i bardzo psychologiczny… jednak jeszcze raz powtarzam ak jak ty napisalas…nie oceniajmy bo nikt z nas nie zna prawdy…pozdrawiam :* http://niczwyczajnego.blogspot.com/
Nie jestem w stanie w jednym wpisie przeanalizować wszystkich możliwości ludzkich zachowań i relacji. Pisałam tekst o tym, że dla dobra dziecka nie warto ze sobą być- więc zgadzam się w pełni, że to nie wypali.
http://www.matkaniewariatka.pl/zwiazek-dla-dobra-dziecka-serio-w-to-wierzysz/
Każdy związek jest inni, ludzie go tworzący to bardzo indywidualne jednostki-to, co u jednego zadziała, u drugiego będzie totalną klapą. Jednak zawsze decyzja i ocena jej słuszności zależy od stron zainteresowanych a nie od oceniających gapiów.