„Proszę nam przynieść chociaż kilka kropel mleka”
„Ma pani już mleko?”
„Niech pani pobudzi laktację- musi pani przynieść nam mleko”
„Ja muszę nakarmić pani dzieci a nie mam czym”
„Kiedy pani przyniesie to mleko”
I tak po kilkanaście razy dziennie.
A mleka brak.
Lekarze byli jeszcze w miarę taktowni. Ale z pielęgniarkami różnie bywało. Niektóre odzywały się w taki sposób jakbym celowo udawała, że nie mam mleka.
Jeden lekarz mi nawet pielęgniarkę przysłał, żeby pomogła coś „wydusić”. Miało to niby pomóc.
Przyszła, ponaciągała mi piersi tak, że myślałam że będę za chwilę umierać i skwitowała „pani rzeczywiście nic tutaj nie ma”.
Też mi nowość. Trzeci dzień walczyłam, choćby o kropelkę i nie leciało nic. Kompletnie nic!
Lekarz prosił- „chociaż 3 krople niech Pani przyniesie” a ja nie miałam nawet tyle. Chyba myśleli, że ściemniam skoro przysłali pielęgniarkę.
Niemoc trwała kilka dni. Miałam laktator, miałam już doświadczenie w pobudzaniu laktacji i ściąganiu pokarmu- mimo to nie udawało się!
Presja była ogromna. Co chwilę ktoś się mnie pytał czy już coś mam. Unikałam wchodzenia na oddział do Chłopców, bo zanim powiedziano mi ‚dzień dobry’, pytano o mleko!
To było straszne!!!
Nie wiem czy czułam się z tego powodu złą matką. Pewnie nie, bo ogólnie nigdy nie byłam nastawiona na usilne karmienie piersią. Ale wiedziałam, że dla takich wcześniaczków jest to ważne. Więc chciałam tak zwyczajnie- pomóc lekarzom w ich ratowaniu!
Przełom nastąpił po powrocie do domu. Na spokojnie, bez presji, przy systematycznych próbach- w końcu się udało i popłynęła rzeka mleka. Do tego stopnia, że mogłam w zamrażarce zgromadzić spory zapas. Chłopcy początkowo jedli bardzo mało a mleka miałam coraz więcej!
Gdy dzieciaki podrosły i zamieszkały w wózeczkach, zamiast w inkubatorach- zaczął się horror namawiania mnie do przystawiania do piersi. A ja nie chciałam. Dawałam im mleko regularnie, w odpowiedniej ilości. Spełniałam swoją powinność. Jednak nie chciałam karmić ich samodzielnie. Od początku wiedziałam, że nie chcę karmić piersią. Że będę ściągać i karmić wspólnie z mężem!
Chłopcy nie potrafili dobrze ssać, podjadali trochę i i tak trzeba było ich butelką dokarmiać. Nie miałam ani czasu ani chęci na całodniowe wiszenie z nimi przy cycku. Po prostu!
A panie na oddziale bez pytania- szast-prast, dziecko mi na łapki, „pani piersi wyciąga”.
Do dzisiaj nie rozumiem dlaczego pacjentkom nie daje się wyboru- na żadnym oddziale. Matki zdrowo urodzonych dzieci też od razu bez pytania dostają dzieci do karmienia piersią. Nikt nie pyta czy chcą. A one nie mają odwagi odmawiać. Później tylko między sobą rozmawiają, że w zasadzie to one nie bardzo chcą ale nie wypada tego na głos powiedzieć.
Bo taka jest presja. Bo takie mamy „standardy”.
Przez takie podejście wiele matek, które faktycznie nie mogą karmić- czują się gorsze. Bo wmawia im się, że żeby być dobrą matką to trzeba karmić piersią! Wyłącznie i najlepiej prawie że do pełnoletności dziecka!
A ja mam zupełnie inne zdanie na ten temat!
W domu było już po mojemu! Ściągałam, karmiłam. Wszystkim nam ten układ pasował.
Mleka starczało dla obu przez prawie 5 miesięcy. Później ich apetyt rósł zastraszająco szybko a ilość mleka spadała.
Przeszliśmy więc na mm.
Wbrew przestrogom wszystkich mądrych mam- żadne z nas tego jakoś szczególnie nie odczuło.
Dzisiaj wiem, że zrobiłam wszystko co mogłam. Wywalczyłam mleko. Karmiłam tyle, ile się dało.
Nie mam sobie nic do zarzucenia.
Wiem też, że mogło się nie udać i Chłopcy od początku piliby tylko mm. I też byłoby dobrze!
Bo najważniejsza jest miłość i obecność matki a nie rodzaj mleka jakim dziecko jest karmione!
Pokarm matki jest cenny ale nie można dać się zwariować. Nie wszystko może być idealnie- poziom stresu, szok, za krótka ciąża i problemy z laktacją gotowe!
Uratować może nas tylko spokój!
Nie czytajmy rewelacji, że tylko pokarm matki daje dzieciom gwarancję bycia mądrym i zdrowym.
Nie słuchajmy nagonek na matki, które nie karmią.
Nie dajmy sobie wmówić, że jesteśmy złymi matkami, tylko dlatego że nie możemy albo nie chcemy karmić!
Ważne, że pokarm jest od matki a nie tylko z matki! Karmienie z miłością, czułością i zaangażowaniem też wiele daje. Nieważne czy z butelki czy z piersi!
Walczmy o każdą krople ale nie załamujmy się, kiedy okaże się, że ich nie ma, bo naprawdę mamy wiele innych, cennych rzeczy do zaoferowania swojemu dziecku.
Ja niestety nie miałam pokarmu dla urodzonych w 38tyg.malenstw.Czulam,ze szczególnie teściowa mnie obwinia za późniejsze ich kolki.Teraz po 4 latach wiem,że to nie moja wina i nie jest prawdą to,że mleko matki to jedyny lek odpornościowy. Odporność w dużym procencie po prostu się nabywa,w mniejszym dziedziczy. Kiedy mając 2lata poszły do żłobka, córka dużo rzadziej chorowała, aniżeli synek.I ona też od poczatku jechała na mm.My juz przeszliśmy okres adaptacyjny do wszelakich warunków pogodowych i dzieci teraz(4lata)bardzo rzadko coś łapią.Mieszkamy w Danii,tutaj stawia się na hartowanie małych ludzików. Obowiazkowo trzeba mieć 2pary kaloszy i 2 kpl.nieprzemaklnych kombinezonow.Mleko mlekiem,pewnie jest łatwiej i taniej,ale jak nie ma to nie martwcie się dziewczyny.Dzieci swoje muszą odchorowac i tyle.pa.
Kochana, super to napisałaś. Ja jestem mamą bliźniąt (parka) donoszonych, rodziłam w 38 tygodniu przez cesarkę. Całą ciążę wszystkim opowiadałam, że będę karmiła piersią i tylko piersia i srutututu…Urodzili się, cesarka, brak pokarmu, zero umiejętności ssania, córka nie jadła 2 dni bo piguły twierdziły, że na początku tak jest…no i było… bo spadła jej waga zastraszająco. Dopiero przyszedł mój gin i zarządził natychmiast mleko modyfikowane. Od razu zaskoczyli na smoku. Pokarm pojawił się po 5 dniach w domu. Przyjechała do mnie prywatnie pielęgniarka laktacyjna (oczywiście inaczej nie było mowy) i ja do niej nagle, że nie chcę karmić piersią, że mi to nie odpowiada, że nie chcę żeby na mnie non stop wisieli…nie i koniec, ale chcę by dostawali moje mleko. No i laktacyjna (cudowna kobieta) wyjęła z walizeczki laktator (wersja mega pompa szpitala:)) i poleciało. I tak pół roku dzień w dzień…Ja miałam spokój ducha, ze karmie ich moim mlekiem (potem mieszałam z MM), a każdy kto pojawiał się w domu dostawał butlę i dzieciaka do karmienia a ja 10 minut spokoju:))))) Pozdrawiam serdecznie! MAMY pamiętajcie – to WY najlepiej wiecie co dla dzieciaczków najlepsze!!!!!
Witaj, natknęłam się na Twój blog przypadkiem i będę czytać :-) Ja od 2 miesięcy jestem mamą, bardzo chciałam karmić piersią i karmię dzięki położnej środowiskowej, która mi pomogła. Urodziłam naturalnie, w szpitalu miałam bardzo mało mleka, synek był niedojedzony, spadł na wadze aż pół kilo, ciągle płakał i ciągle chciał jeść, był tak zdenerwowany, że nie umiał się przyssać, a ja też nie umiałam go właściwie przystawić, byłam pozszywana, więc preferowałam pozycję leżącą na prawym boku, w innej pozycji ciężko było mi się ułożyć z małym. Synek po nocach bez przerwy płakał, mimo moich pytań wielokrotnych, nikt nie chciał pokazać mi jak mam synka właściwie przystawić, słyszałam jedynie: „musicie się tego nauczyć”, czasem dostawałam mleczko sztuczne aby go dokarmić, a wtedy miałam wyrzuty sumienia. Płakałam po nocach razem z synkiem, bałam się też o jego wagę, już nie mówiąc o pogryzionych brodawkach. Dopiero nasza wspaniała położna środowiskowa pokazała mi w domu w ciągu dosłownie kilku minut jak mam to zrobić, pokazała też mężowi, który mi pomagał, gdyby nie oni z pewnością przeszłabym na butelkę. Przykre jest to, że nawet jak kobieta chce bardzo karmić piersią, to w szpitalu nie ma osoby, która by ją w tym wsparła i dodała otuchy :-( wówczas z pewnością więcej kobiet by karmiło naturalnie. A Ciebie podziwiam, że przy bliźniakach zdecydowałaś się odciągać mleko, to wspaniale :-) Ja karmię swojego synka co 1-2 godziny i wiem, że przy bliźniakach takie częste karmienie byłoby bardzo męczące, szczególnie gdyby każdy chciał jeść o innych porach ;-) pozdrawiam serdecznie!
Dokładnie i nawet jak chcesz karmić a są problemy (typu twoja budowa piersi, mało mleka, dziecko jest słabe i nie umie ssać) i dziecko niedojada to zaraz mu spada waga a jeżeli dziecko waży mało to tak naprawdę jest to ryzyko. I moim spadła waga a w szpitalu jest tak, że jak spadnie poniżej 2,5 kg to cię nie wypuszczą do domu. Więc nie wyobrażam sobie upierania się przy karmieniu naturalnym kosztem dzieci. Ja niestety miałam mało mleka (podobnie jak moja mama, która wychowała trójkę) i nie wykarmiłabym bliźniaków mimo, że chciałam.
Przy bliźniakach to bardzo trudne – karmić piersią bo tak naprawdę cały czas wisieliby przy cyckach. A po prostu nie ma na to czasu bo jest tysiąc innych rzeczy do zrobienia przy nich zwłaszcza jak się nie ma nikogo do pomocy. Ja chciałam karmić piersią tak długo jak będzie to możliwe ale niestety też mam płaskie sutki i dzieci nie umiały ich złapać a kapturki to nie to samo, bo to jest za duży wysiłek dla dziecka zwłaszcza takiego 2,5 kg. Odciągałam laktatorem przez miesiąc ale i tak musiałam ich dokarmiać mm, potem już nie miałam pokarmu wcale, bo prawda jest taka, że laktator to nie to samo co dziecko i z czasem pokarm zaniknie. I wcale to nieprawda, że dzieci karmione mm będą chorować, moje nie chorowały wcale do roczku a potem poszły do żłobka i niestety zaczęły się wszystkie możliwe infekcje. Jeżeli jakaś matka bliźniaków potrafi je karmić równocześnie (o ile jedzą o tej samej porze) i tylko naturalnie i jeszcze wszystko inne przy nich zrobić bez niczyjej pomocy to naprawdę chylę czoła. Są takie mamy ale nic na siłę. Pewnych rzeczy się nie przeskoczy.
Postanowiłam napisać, szczerze bez kręcenia ten blog dużo dla mnie znaczy. Sama jestem mama bliźniaków Alicji i Dominika z 29/30 tygodnia ciąży. Nastawiałam sie od początku na porod naturalny i karmienie piersia, zycie zweryfikowalo moje plany, dowiedzilam sie ze zamista jednego dzieckabedzie dwoje, ze zamiast porodu naturalnego w 38 tyg bedzie cesarka w 29/30 ale co dokarmienia uparlam sie zeby od razu zaczac sciagac mleko pielegniarki pukaly sie w glowe ze nic nie sciagne ze strata czasu a ja sciaglam niewiele bo nie wiele ale zawsze cos. Jak juz wyszlymoje slonka z inkubatoramnie tez nie pytano czy chcekazano wyciagac i karmic ale mnie to cieszylo. w domu sciagalam duzo mleka karmilam piersia do 5 miesiaca ale w domu okazalo sie ze na dwa cyckinie potrafie albo niezdara ze mnie. Wygodnie mi bylo siciagac ikarmic butelka bo bylam z nimi zawsze sama moja mama zmarla nie mila mi kto pomoc, jak mi zaczelo brakowac mleka moja ciotka zaczela mnie o to obwiniac zeja specjalnie nie jem zeby juz nie karmic nikt nie pomyslal ze jak jestem znimi sama a jedza na zmiane to ja nawet nie pamietam o tym zeby zjesc. Kochana dziekuje Ci
To ja Ci dziękuję za ten komentarz! To tylko dowodzi, że zawsze trzeba umieć dostosować się do sytuacji. Plany się zmieniły ale Ty się nie poddałaś. Dałaś tyle ile mogłaś.
Ps. Doskonale znam ten ból braku czasu na zjedzenie. Ja przez pierwszy rok Chłopców schudłam tyle, że nigdy nie byłam taka chuda. Ciągle się mnie ktoś pytał czy nie jestem chora!
jak rodziłam w Polsce, to mieliśmy na oddziale dwie takie położne – laktacyjne terrorystki. za wszelką cenę cycek! i tak jak piszesz, była ogromna presja (a u Ciebie jeszcze do tego przedwczesny poród) i nikt się nie pytał, czy możemy/chcemy. nikt nie pomagał po ludzku.
jak w zeszłym roku rodziłam w Belgii to przed kilka godzin przed porodem położna wypełniała ze mną papiery i pytała, czy chcę karmić piersią, bo jak nie to oni od razu przygotują tabletki na zatrzymanie laktacji i sprzęt do karmienia mm. zero terroru.
Ja mam donoszone blizniaki i duzy biust – co jest zreszta zrodlem wielu kompleksow i chetnie bym podmienila na mniejszy . A mleka bylo bardzo bardzo malo od poczatku do konca bylo malo i koniec. To dopiero zart natury. Chlopcy byli dokarmiani do 3 miesiaca bo podstawa bylo mleko modyfikowane.
I szczerze powiem ze ja nigdy nie lubilam karmic piersia, nigdy. Trzymac maluchy, tulic- uwielbialam i uwielbiam ( chociaz teraz maja po 1,5 roku i coraz trudniej ich utrzymac dluzej) ale karmic piersia po prostu nie lubilam.
Znam ten ból. Ja walczyłam, ale pokarmu starczyło tylko na 4 tygodnie, niecałe, bo od pobytu w szpitalu Zosia była dokarmiana mm. Bywa. Też nie mam sobie nic do zarzucenia, chociaż jak skończył się pokarm to wyrzut sumienia był. Z resztą dzisiaj na ten sam temat pisałam u siebie na blogu.
Nie mogłam znieść tego, że moje dziecko płacze z głodu. Ja płakałam z nim ok. tygodnia bo płakał on, z bólu też- bo mały piersi szarpał do krwi… mimo bólu chciałam karmić i może rzeczywiście za szybko się poddałam, nie wiem… wiem za to jedno, widok najedzonego śpiącego spokojne dziecka jest bezcenny.
Amen.
Ja karmiłam obu synków 2,5 miesiąca- za 1-szym razem dostałam obustronnego ropnego zapalenia migdałków i przepisany przez lekarza antybiotyk „wysuszył” pokarm w 3 dni, mimo usilnych prób pokarm nie powrócił.
Teraz synek nie umiał wyssać nic poza początkowym wodnistym mleczkiem, gęstsze zostawało w piersi a więc odciągałam laktatorem ile się dało… ale mając nadpobudliwe pierwsze dziecko, które ciągle coś chciało, non stop krzyczało i biegało nie miałam czasu by chociaż 3 razy dziennie ciągnąć mleczko z piersi – musiałam ciagnąć obie piersi przez godzinę, bo rzeczywiście bardzo ciężko szło…wykańczało mnie to fizycznie i psychicznie też- nie mając czasu i tego świętego spokoju nie dałam rady dłużej karmić naturalnie… Bardzo mi przykro z tego powodu i co tu dużo mówić mam do siebie żal, ale co miałam zrobić?
Twój czas i miłość do dziecka są naprawdę ważniejsze od sfrustrowania z powodu karmienia! Nie miej do siebie żalu. Próbowałaś, nie udało się. Tak do tego podejdź!
Ja też walczyłam, chociaż nie urodziłam wczesniaków. I musze przyznać, że Twoje słowa „Uratować może nas tylko spokój!” są najprawdziwszą prawdą.
Córkę urodziłam w 38tc, po 24h strasznej mordęgi, kiedy wreszcie dotarłam do 10cm rozwarcia, zdecydowano się na cc ze wzgledu na dziecko. Mała urodziła się mała jak na donoszone dziecko, tylko 2830g. Na pooperacyjnej oczywiście dostała mm, żednego do piersi, żadnego zachęcania, nic. Podali mi ją do piersi dopiero na wyraźne żądanie, a i tak połozna stała nade mną z butelką, i potem czekała aż mała wszystko wypije „do dna”. Potem roming-in i oczywiście kp, żadnej pomocy, żadnego zachęcania, żadnego wsparcia, nic. Bo przecież powinnaś. I rzeczywiście bardzo chciałam. Tylko obie nie umiałyśmy się karmić :( Walka trwała długo, a nerwy były ogromne (swoje przygody opisałam tutaj: http://wernerki.blox.pl/2009/08/Karmiac-po-cesarce.html). Uprzykrzone błędne koło: karmienie, dokarmianie mm, odciaganie, dokarmianie tym co odciagnęłam, usypianie, w czasie drzemki zmywanie i wyparzanie „sprzętu” i znów karmienie. I do tego kontrolki karmień, które wpędzaly mnie w depresję, bo odciagałam 10-20ml na raz.
Po urodzeniu syna też walczyliśmy, ale szybko zrezygnowalismy z kontrolek karmienia i herbatek laktacynych na rzecz meliski i uspokojenia się. Udało się! Chociaż nie było to wyłączne KP, to mimo to karmiliśmy się do 15 miesiaca, z mieszanką 1-2 razy dziennie, potem już sama mieszanka.
Marzę o pełnym kp, uważam, że to jest to co mogę dac dzeicku najlepszego, będę walczyć o nie teraz, jak urodzę drugiego sunka, w lipcu. Ale wiem już że nie pozwolę się wciągnać w krąg kontrolek karmienia, herbatek laktacyjnych i stawania na głowie. Wiem już, że do szpitala wezmę meliskę, bo tylko spokój nas uratuje!
Trzymam kciuki, żeby się udało! Jak Matka chce i nikt jej nie przeszkadza, to wierzę że się musi udać!
Pamietam ten dzien gdy sie poddalam… Mala wisiala na piersi od rana placzac z glodu i nie mogac spac… Walczylam kilka tygodni: poduszka, nakladki, łzy moje i jej… Tamtej nocy o 1 jechalismy po mleko jak cudownie bylo widziec jej spokojna buzke gdy wreszcie zasnela najedzona… 4 miesiace sciagalam dla niej ile sie dalo…
Nie chruje jest madra i sliczna… I ta noc- nie zapomnę ani jej ani kilku innych trudnych bo pozwolilam sobie wmowic ze tylko piers…
Grunt, że się w porę opamiętałaś! Zupełnie nie rozumiem dlaczego społeczeństwo nie patrzy na dobro matki i dziecka. Przecież głodne, niedojedzone dziecko nie będzie się dobrze rozwijać. Nawet gdy będzie niedojedzone tym z piersi!
;) też nie chciałam ale karmiłam bo wszyscy tego oczekiwali … byłam zła… karmienie trwało 3-4 godziny bo Aron przysypiał odkładałam go i jedyne co zdążyłam to chapsnąć szybko jogurt i pójść do toalety… i zaczynało się od nowa.. stopniowo jednak odciągałam i podawałam w butelce aż całkiem zrezygnowałam z piersi… wspominam to jako prawdziwy koszmar
Chciałam moich chłopaków karmić piersią, zakupiłam laktator i mega poduche dla bliźniaków. Życie zdecydowało, zapalenie i 39 gorączki. Drugiej próby już nie podjęłam. Nie wiem może teraz mniej by chorowali. Na nie które rzeczy nie mamy wplywu i tak musi być.
Znam dzieci, które były karmione piersią rok albo i dłużej i chorują dużo! Nie ma reguły.
Mnie do szału doprowadza taka nagonka na karmienie piersią. Zakazane są przecież nawet reklamy mleka początkowego. Osobiście znowu się z Tobą zgadzam! Bardzo fajny tekst!
Agata Jesiak
Racja- reklamy są zakazane. A zauważyłaś, że nie ma nigdy promocji na mleka początkowe (jedynki!). Promocja na mleka nr 2, 3, 4 są. Na to pierwsze nigdy!
Ani chybi spisek położnych laktacyjnych ten brak reklam mieszanek mlecznych :) Już od 23 lat tak spiskują, a stoi za tym WHO. A poważnie – istnieje coś takiego jak Międzynarodowy Kodeks Marketingu Produktów Zastępujących Mleko Kobiece – oficjalna nazwa tego dokumentu. Teraz producenci zresztą korzystając z netu bardzo łatwo mogą łamać owe zakazy, najlepszy target wszystkich akcji społecznie zaangażowanych to ciężarne. Z jakichś powodów to straszne WHO promuje karmienie naturalne przez pierwszy rok (a minimum sześć miesięcy).
urodziłam w 27 tc . młoda od początku była dokarmiana mm, bo mojego mleka nie wystarczało na jej dobowe zapotrzebowanie , potrzeby rosły, a ilość mojego pokarmu niestety nie, dostawała , była karmiona 8 razy na dobę, 4 razy moim mlekiem , reszta mm, próbowałam wszystkiego, laktator co 2 godziny i jazda, herbatki laktacyjne, inne pierdoły , wszystko to na nic, mleka było tyle ile było i nic nie mogłam na to poradzić, ściągałam przez 7 mies , tyle ile miałam, potem powiedziałam dosyć, znienawidziłam przez ten czas mój laktator , który mimo że cichutki i dyskretny, działał mi na nerwy
Pamiętam kiedyś sytuację , przelewając przyniesione mleko do pojemników szpitalnych niechcący rozlałam 60 ml mleka, prawię się popłakałam, że właśnie 2 porcje mleka poszły się czesać…
Znam to… też kiedyś wylałam porcję mleka… Dramat okropny!
Zgadzam się w stu procentach. Ciagle mnie męczyli, chodzili, nie wierzyli, dali dojarkę 3 dni po cc, a tutaj 5 ml. Ale zawsze coś, nie….
Jak ja się ciszę z tego posta. Ja nie miałam pokarmu po urodzeniu córci ani grama. Położna przybiegała do mnie co 5 min i szarpała, twierdziła że mam złe podejście psychiczne… Kiedy prosiłam o dokarmienie córki słyszałam odmowę. Mąż przywiózł mi do szpitala sztuczne mleko i butlę, tajnie dokarmiałam mojego szkraba. Dziś jest zdrową dziewczynką, nie choruje więc brak mojego mleka zle na nią nie wpłynął
Bo w większości to są mity- dzieci na mm są głupsze, chorujące.. bla, bla, bla! Pierdoły, byleby tylko zmusić matki do karmienia!
mojej siostrze lekarz wmawiał, że schudnąć nie może i nigdy nie schudnie, bo była karmiona mm i przez to ma beznadziejną przemianę materii. z cyklu – kolejna bzdura z ust lekarzy.
Kochana moja…uwielbiam Cię! Nie karmiłam piersią ani Synka ani Córeczki,bo….. nie chcialam.Wiem,to moze brzmi dla kogos strasznie,ale mam pewną wadę od urodzenia,tzn.wklesle sutki,nie zdawałam sobie sprawy z tego,że kiedyś będzie to taki psychiczny problem dla mnie.Są wklesle,więc mozna rzec,ze są przecież kapturki,no i co z tego?Każdy dotyk moich piersi sprawia mi dyskomfort,a jeśli już moje sutki pojawia sie na zewnątrz to mnie to po prostu boli!Bałam sie jak ognia kontaktu dziecka z piersią,za pierwszym razem udało się,Synek trafił do inkubatora,położne zapomnialy o mnie,serio!Potem okazało sie,że mleka i tak nie ma,ale to w jaki sposób próbowano wycisnąć,sprawia,ze dalej mnie wzdryga!!Później jedna miła polozna powiedziała,żebym powiedziała lekarzom,ze karnie,bo będą Położne miały kłopoty i powiedziałam Głupia,wypisali nas i tyle bylo.Przy Corci bylam już madrzejsza,wymyśliłam oswiadczenie o treści,ze nie będę karmiła piersią z przyczyn osobistych i proszę to uszanować i tylko jedna Pani Dr próbowała mnie namawiac,nie udało sie.Dodam,ze przy Synku siara poleciała po miesiącu i sama zaniknela,ale przy Corci przeżyłam swój osobisty koszmar.Po kilku dniach pojawiła sie siara a zaraz za nią nawal!Bylismy tak spanikowani z Mężem,że ledwo daliśmy radę,a ja mając wokół koleżanki/rodzinę nikomu nie mogłam powiedzieć,bo jak mogę nie dac dziecku swojego mleka…Przetrwałam,rozmasowalam,wylam w wannie z bólu i z tego,ze nie dałam nawet Corci tego co wycieklo,ale moje piersi są tak wrażliwe,ze nawet odciaganie sprawialo mi potworny ból ale wyrzuty związane z tym,ze obok mnie leży 2200g i 47cm Człowieczek i nie dostaje tego,co najlepsze były czymś okropnym….po kilku dniach minęło i zaraz okazało sie,ze Córeczka ma skaze….Synek też miał. Piękny temat,nie każdy chce,naprawdę i to,jaka jest presja to koszmar. dodam,ze przy oby dwu pobytach w szpitalu jak szlam po mleko,to Panie już później nawet sie nie podnosiły i pozwalaly mi wchodzic do kuchni po mleczko,więc inne koleżanki korzystaly,bo im to mleko wynosiłam,skoro chciały dokarmiac,to jest ich tylko sprawa!!!!!!!
Dziękuję Ci za ten komentarz!
Ja tez rodziłam w UK i przez cesarkę. Od samego początku zakładałam, że tylko piersią będę karmić. Pokarmu miałam na jeszcze kilkoro. Karmilam ok 15 miesięcy. Cudowny czas. Z perespektywy czasu stwierdzam, że warto, ale nie koniecznie aż tak długo. Poza tym, jeśli chodzi o odporność, to po pierwszym zderzeniu z przedszkolem zastanawiłam się, czy moje mleko dało dziecku chociaż namiastkę odporności.
A jeśli chodzi o presję ze strony otoczenia, to może jej nie miałam o karmienie, ale to jak dziecko ubierać itp. Pewnie każda z mam ma nie jedną historie związana z doradcami.
Drogie Panie, mysle, że jak mleko jest i chęci są to karmić, jak nie ma to nie załamywac się. Bobaski najlepiej się rozwijaja, jak są kochane, a mamy wyluzowane.
Święte słowa! Wolność wyboru a przede wszystkim miłość!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Mój mąż kiedyś na szkole rodzenia zapytał położną, to co z tymi dziećmi, których matki nie mogą karmić piersią, bo skoro tylko o tym się mówi, nie biorąc innej ewentualności pod uwagę, to te dzieci są chyba od razu skazane na zagładę. Pani położna stwierdziła, że oczywiście nie, ale…
Mój syn do tej pory jest karmiony piersią i rzeczywiście nigdy nie chorował, ale znam też wiele zdrowiutkich dzieci na butelce.
zgadzam się, że nikt nie daje wyboru matce a ciężko jest wtedy odmówić. Najważniejsze jest przecież, żeby mama była szczęśliwa a wtedy dziecko też będzie szczęśliwe.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Ja mam dwoje donoszonych zdrowych dzieci- nigdy nie chciałabym postawić się w sytuacji matek wcześniaków- do tego bliźniaków- przy pierwszej córci pokarmu miałam tyle, że mogłam wioskę dzieci wykarmić i jakoś nigdy nie zastanawiałam się nad butelką- taki wyidealizowany obraz macierzyństwa z gazet :-p czytało się kupe tego w I ciąży. W II ciązy też zakładałam, że będę karmić piersią, po dwóch bolesnych zapaleniach piersi synek zaczął domagać się mm, krzyczeć, a laktatorem nie szło nic- kompletnie. Syn dostaje dwie butelki mleka w ciągu dnia, a w tym może mnie wyręczyć mąż- i nie musi wisieć cały dzień na cycu- skoro w okręslonych porach dnia nic tam nie ma, a on się denerwuje. Będę karmić dotąd, dokąd starczy mi pokarmu. Córkę wykarmiłam rok i sama ją odstawiłam, syna nie wiem- nic na siłę! JEszcze miesiąc dwa a może te kolejne 8 m-cy do roczku. Zobaczymy! A terror laktacyjny znam! I wcale w niczym nie pomaga :/ Tylko matka bardziej zestresowana depresji dostaje zatruwając się własnymi wyrzutami sumienia :/
Otóż to! Dajmy wybór, nie komentujmy, nie pouczajmy bez pytania, szanujmy cudze wybory, nie oceniajmy….
Ja karmiłam piersią 2 moich robaczków, ale uważam że każda matka powinna mieć wybór, bez zbędnych komentarzy i pouczania.
U mnie mleko naplynelo do piersi w ok. 3 dobie. Nikt mnie nie stresowal, nie pouczal. Przystawilam chlopcow do piersi zaraz po porodzie i to byl jedyny czas kiedy „posmakowali cyca”. Chlopcy ze wzgledu na zoltaczke dostawali szybko mm, choc nadal regularnie odciagalam i te kropelki im dawalam. Nikt mnie nie pouczal, nie naciskal. Gdy ktos z personelu wchodzil w trakcie, gdy odciagalam z nabozenstwem wrecz mowili „Odciaga pani. Cudwonie. Prosze sobie nie przerywac. Mleko na pewno sie pojawi” (mieszkam w UK). I pojawilo sie :) Choc poczatkowo jeszcze raz czy dwa w ciagu doby dostawali mm, to teraz juz mam na tyle mleka, ze spokojnie zawsze mam zapas w lodowce na 2 karmienia, a maluchy rosna zdrowo.
Rosna zdrowo, sa spokojni i szczesliwi, a przeciez nie karmie ich piersia (choc tu w Anglii poprawiaja mnie za kazdym razem mowiac „No przeciez to to samo! Prosze sie nie dyskryminowac!”). Podobnie jak Ty od razu zakladalam, ze bede odciagac i podawac im w butelce. Dzieki temu jest mozliwosc, ze ktos mi moze pomoc w karmieniu. Maz wstaje ze mna, wczesniej, moja mama sama z chlopakami zostawala na kilka godzin i ich karmila, nawet kolezanki jak wpadaja to pomagaja :)
Moze przez to, ze podeszlam do sprawy bez napiecia (dam rade, to dam, nie to nie, na ile starczy mi sil), podchodze do sprawy karmienia tak spokojnie i z dystansem (a przeciez z odciaganiem mleka to nie taka prosta sprawa, bo wymaga tez sporo dodatkowej pracy, wysilku i wyrzeczen), ktorego niektorym niestety brakuje…Pozdrawiam :)
Śledzę bloga już jakiś czas, ale po raz pierwszy coś skomentuję. Rodziłam naturalnie w Uk.Przed porodem zapisano mi ( to była moja decyzja) w karcie ciąży że planuję karmić piersią. I naprawde planowałam….ale urodziłam, połozyli mi synka na piersi a ja się przestraszyłam…nie wiem czego, naprawde nie wiem co to było…szok..stres poporodowy…nie wiem.Ale pani położna zapytała czy karmie piersią czy butelką i odpowiedziałam butelką.Bez problemu przynieśli, nikt nie zadawał pytań, nikt nie komentował. Tutaj to częste, że kobiety nie decydują się na karmienie naturalne.Jednak mineły 2-3 mies i bardzo żałowałam…kurcze nie wiem czemu ale żałuje do tej pory.I jeśli będę kiedykolwiek miała drugie dziecko (choć nie planuje juz ciąży) to chciałabym karmić piersią…chociaż spróbować bo za pierwszym razem poddałam się przed pierwszą próbą.
A w PL nikt się Ciebie nie pyta czy chcesz!
Ja mialam pokarm tylko tydzień a chciałam próbowałam i nic. Nie czuje sie gorsza. Miałam super fachowa pomoc w szpitalu i pozniej. Rożne techniki itp ale matka natura zwyciężyła :)