POST Z KATEGORII:

Rodzice przedszkolaków też debiutują!

Rodzice przedszkolaków też debiutują!

crayon-215873_640

Wszędzie o debiutujących przedszkolakach, adaptacji dzieci i emocjach dzieci. A co z rodzicami???? Przecież oni też debiutują w nowej roli. Do tej pory (pomijam rodziców, którzy wcześniej przeszli z dziećmi żłobek), to my byliśmy tymi, którzy decydowali kiedy i co nasze dziecko je, kiedy i w co się bawi, w czym idzie na spacer, w jaki sposób spędza czas, co mu wolno a czego nie.
Nagle- oddajemy władzę nad naszym potomstwem paniom nauczycielkom. I jak byśmy im nie ufali, to trochę nas uwiera, że nasze dzieci nie są już tylko nasze. Ciekawi więc jesteśmy jak sobie radzą, gdy nas nie ma. Najczęściej jesteśmy zaskoczeni, że radzą sobie tak dobrze!

Przedszkole to początek oddawania dziecka światu!

I szok- moje dziecko potrafi samo sobie podciągnąć majtki. Samo ubiera buty. Samo zjada zupę. A w domu udaje, że ma ręce powykręcane na wszystkie strony i nie da rady.
Nagle okazuje się, że dziecko świetnie i z ochotą sprząta zabawki. Potrafi usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż 3 sekundy, milczy gdy pani zabiera głos.

Byłam nauczycielem, jestem rodzicem…

Wydawało mi się, że mój debiut w roli rodzica przedszkolaków będzie czymś naturalnym i oczywistym. W końcu kilka lat byłam po tej drugiej stronie- wszystko wiem, wszystko znam, nic mnie nie może zaskoczyć!
Taaaaa, znam program, znam rozkład dnia (plus-minus bo jednak każde przedszkole jakoś je pod siebie dostosowuje), w zasadzie znam większość piosenek i wierszyków standardowo uczonych w przedszkolach, wiem jak to wygląda „od środka”. Dlatego nie denerwowałam się tym jak moje dzieci będą tam funkcjonować, bo wiem że będą pod dobrą i fachową opieką.

A jednak…

Sama się sobie dziwie jak bardzo jest mi dziwnie będąc z tej drugiej strony!
Jestem mega szczęśliwa, że Armia jest w przedszkolu! Bossszzz…wreszcie jakaś chwila oddechu i odrobina ciszy w domu. Oni przeszczęśliwi, bo ile bym im atrakcji w domu nie zapewniała, to po prostu nudzili się tymi samymi ścianami, tą samą matką i jej pomysłami na zabawy. Tak się trafiło, że Chłopcy są mega aktywni i rządni nowych wrażeń więc dla nich to tylko na plus. Jestem zachwycona tym jak się rozwijają, nabywają nowe umiejętności. Codziennie przynoszą mi jakieś nowe „perełki”.

Ale jakoś tak dziwnie. Nagle to nie ja mam kontrolę nad tym co robią przez pół dnia i nie ja ustalam zasady w ich życiu. Od początku nie ukrywam, że największy problem mam na polu żywienia. Mimo, że Chłopcy są raczej „żarłoczni”, to nie mamy doświadczenia  w jedzeniu poza domem. Nawet u babci lub cioci jadali to, co w domu (mniej więcej się wszyscy dostosowywali). Najpierw wynikało to z problemów zdrowotnych i trudności z jedzeniem niektórych rodzajów pokarmów, później z mojej obsesji doboru odpowiednio zdrowych produktów i proporcji, a później z przyzwyczajenia do naszych smaków. Pomijam ten drobny fakt, że nasz tryb życia nie znalazł miejsca na celebrowanie posiłków przy stole a z wygody najczęściej to ja jestem matką karmiącą (łyżką i widelcem rzecz jasna!). No więc posiłki to dla mnie źródło niepokoju.

Przełknęłam zmiany oświatowe w tym temacie, przedszkole naprawdę się stara, żeby pogodzić nowe wymogi ze smakiem dzieci. Jednak nadal Chłopcy nie chcą się przekonać, żeby tam jeść (tak przynajmniej mówią) i na pewno nie jedzą obiadów (co wnioskuję po tym z jaką prędkością rzucają się na jedzenie tuż po przekroczeniu progu domu- a odbieram ich od razu po obiedzie). Sądząc po tym, że wrócili ostatnio cali „śmierdzący” (wybaczcie, nie znoszę tego zapachu) masłem, a Mikołaj zażądał, żeby mu zrobić taką kanapkę z szynką jak w przedszkolu, wnioskuję że kanapki jedzą (huraaa!). Trochę więc schodzi mi to ciśnienie pt. „moje dzieci umrą z głodu, bo są uparte jak matka i jak się zaprą, że nie zjedzą to nie i koniec!”.

No więc jestem matką nadgorliwą…

Bo pytam, interesuję się, czytam menu, czytam ogłoszenia, uczę chłopców piosenki której aktualnie się uczą, tłumaczę pani każde nasze wcześniejsze wyjścia z placówki albo nieobecności… W sumie wydawało mi się, że tak być powinno ale zaczynam się obawiać, że jednak niewiele osób ma taką potrzebę. Wiecie jaka byłam zdziwiona kiedy na pierwszym zebraniu była zaledwie połowa rodziców?! Myślę, że wielu pracuje i być nie mogła. Ale dla mnie to dość istotne, żeby na takich wydarzeniach bywać! No i kwestia Rady Rodziców. Nauczycielka pyta kto by chciał- zgłaszam się tylko ja… Jeżuuu…to ja się bałam, że mnie nie wybiorą i jak ja to przeżyję a tu taka niespodzianka. Tak mnie „wychowali” wrocławscy rodzice, bo jak tam pracowałam to głosowaliśmy bo było więcej chętnych jak miejsc a na pierwszym zebraniu mieliśmy 100% frekwencji. Niewiele mniej na kolejnych! „Moi” rodzice bardzo interesowali się wszystkim, codziennie rozmawialiśmy, mieliśmy taką fajną i sympatyczną relację. Ja jako rodzic, staram się właśnie taka być- pytać, brać czynny udział w życiu przedszkolnym moich dzieci. Fajnie jak nasza grupa się tak rozkręci i stworzymy z rodzicami zgrany zespół, bo to owocuje korzyściami dla naszych dzieci!

Czy to źle?

Chociaż to dopiero początek i prawdziwa kariera matki przedszkolaków dopiero przede mną, już wiem że podoba mi się moja nowa rola! Jestem stworzona do działania. Dlatego jestem w Radzie Rodziców i będę aktywnie uczestniczyła w działaniach przedszkola!
Doskonale znam specyfikę pracy, dlatego nie jestem zaskoczona kiedy moje dzieci wracają brudne a na ich koszulce można zobaczyć co jadły (życzyłabym sobie móc to zobaczyć, bo póki co podejrzanie czyste koszulki wracają do domu!). Nie będę miała nic przeciwko jak odbiorę ich umorusanych farbą czy z poklejonymi włosami od plasteliny. Jestem zachwycona jak sprzedają mi nowe zabawy.
Ale będę upierdliwie interesować się wszelkimi zmianami, nowościami i ogłoszeniami.
Zapowiedziano, że przedszkole zbiera makulaturę- ja już mam reklamówkę gotową do zaniesienia. Mamy przygotować latawce na październik- Mężu ma zadanie, żeby takowe znaleźć!
Tak mam. Jeśli to nadgorliwość albo roszczeniowa postawa to przykro mi- będę rodzicem z koszmarów! Osobiście jako nauczyciel życzyłabym sobie samych takich aktywnych debiutantów. A czy faktycznie nie uznają mnie za wariatkę to czas pokaże!

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz! Cenię sobie zdanie czytelników, dlatego jeśli masz coś do powiedzenia- nie wahaj się

2 komentarze
  1. WspolczesnaMP

    Ja jestem przyzwyczajona do sposobu działania żłobka i to przedszkolne życie trochę mnie przeraża. ALE! Wszystko jest do ogarnięcia :) Skoro Pierworodny sobie daje radę (ostatnio twierdził, że miał kaszankę na obiad o,O) to my też damy! :)

    Odpowiedz
  2. Matka Debiutująca

    Chyba coś w tym jest, że rodzica też trochę nowa rola czeka. Nie wiem jak będzieu nas. Na pewno nie ma czasu na codzienne rozmowy z panią z grupy, co trochę mnie dziwi, bo w żłobku codziennie było kilka słów: co tam jak tam. Mnie te wszystkie okołoartystyczne przedszkolne aktywności odrobinę przerażają, a to dlatego, że mam dwie lewe ręce do prac ręcznych ;)
    I powodzenia dla Armii!

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *