POST Z KATEGORII:

smarki w piasku

smarki w piasku

Odkąd mieszkamy w mieście, staliśmy się bywalcami placów zabaw i lokalnych piaskownic. Chłopcy muszą się gdzieś wyszumieć a że nasz taras jeszcze się nie nadaje do użytku to muszę ich wozić do centrum.
Pierwsze nasze spotkanie z takim miejscem zaskoczyło mnie rozmową z pewną małą dziewczynką:
– A wie pani, ja nie byłam dzisiaj w przedszkolu. Kaszlałam w nocy i jestem chora. Popołudniu idę z mamą do lekarza.
Mówi to po dobrej pół godzinie bawienia się z moimi dziećmi!

Kilka dni później słyszę rozmowę dwóch matek na ławce tuż obok mnie:
– U nas teraz panuje ospa. W przedszkolu mnóstwo dzieci złapało.
– Nas już dopadła. Wnuczek (babcia była z tym dzieckiem) już ma ale ona jeszcze nie złapała.

Aha, potencjalnie owa dziewczynka może już zarażać- siedzi w piaskownicy kilkanaście centymetrów od Mikołaja.

Ja rozumiem, że nie chce się nikomu siedzieć w domu z dzieckiem, które jest tylko przeziębione. Zwłaszcza gdy są upały. Ale litości- można z nim iść na spacer w mniej zatłoczone miejsce niż piaskownica albo plac zabaw!
Dobra, jestem matką przewrażliwioną na katarki i inne smarki- dlatego, że Armia łapie wszystko w lot i to, co się kończy u innych dzieci lekkim katarem u nas się kończy antybiotykiem i oskrzelami. Nie podoba mi się więc, że bywają matki nieodpowiedzialne, które swoje przeziębione dzieci pakują wśród zdrowe- do jednego piasku. Do tej pory jak mieliśmy się spotkać ze znajomymi z dziećmi to się dogadywaliśmy wtedy, kiedy wszystkie dzieci były zdrowe. Na placu zabaw się tak nie da.
Zupełnie nie wiem dlaczego w ogóle mi na myśl nie przyszło, że mogłyby być tam chore dzieci. Szczerze? Wydawało mi się po prostu- że naturalne jest trzymanie takiego dziecka w domu, względnie wybieranie na spacery bardziej ustronnego miejsca. Naiwna ja!

Nie minęło kilka dni a Chłopaki z gilami. A jakże! Tym razem (nie wiem jakim cudem) obeszło się bez antybiotyku- ale ponad tydzień byli zakitowani i kaszlący. Przez ostatnie 1,5 tygodnia nie byliśmy więc ani razu na placu zabaw! Można? Można!
Wyzdrowieli to mogę iść znowu nałapać trochę zarazków.

Do niedawna temat ten mnie nie dotyczył i w ogóle się nad tym nie zastanawiałam. Jednak jednocześnie z naszym debiutem piaskownicowym, pojawił się na jednej z grup dla mam, temat dotyczący właśnie. przychodzenia na place zabaw chorych dzieci. Rozpętała się oczywiście mała burza i… aż przecierałam oczy czytając argumenty różnych matek, mówiące o tym, że:
– nie będzie w domu się kisiła z chorym dzieckiem ani łaziła nie wiadomo gdzie, skoro pod domem ma plac zabaw;
– dzieci (również obce) trzeba hartować- w imię dobroduszności zahartuje i moje;
– nie można chronić nadmiernie dzieci przed zarazkami- trzeba więc zawsze gdy jest się chorym, poszukać zdrowego dziecka i je zapoznać z nowym zarazkiem. A co tam!;
– ona jak ma katar/kaszel chodzi do pracy to dlaczego dziecko ma nie chodzić na plac zabaw
i wiele innych, równie abstrakcyjnych…
Padły nawet propozycje, żeby takie matki jak ja sobie zbudowały sobie własne place zabaw albo dzieci w maskach puszczały, skoro nam inne przeziębione przeszkadzają (!!!)
Ponieważ postanowiłam nie poddawać moich cycków zbyt częstemu opadaniu- opadła mi tylko szczęka.

*wpis ten nie dotyczy dzieci alergicznych. Te niech sobie kichają i smarkają do woli- sama jestem alergiczką, wiem jak to jest i jak wygląda. Ale nikt mi nie wmówi, że dziecko z gęstym, kolorowym katarem ma alergię! I nie zrozumiem dlaczego przez czyjąś wygodę/brak empatii- moje dziecko ma się męczyć i chorować!

7 komentarzy
  1. Karolina

    Cóż, ja też należę do tych stety niestety wrażliwych rodziców…denerwują mnie rodzice przyprowadzający do szkoły czy na plac zabaw super zakatarzone i kaszlące dzieci…moje dzieci, jak twoje, zaraz od nich łapią wszelkie dobrodziejstwa…z synkiem dodatkowo od ponad roku chodzimy na rehabilitację, teraz jeszcze inni specjaliści w ośrodku doszli, a tam nie przyjmą dziecka na terapię choćby z katarem, co dla mnie jest zrozumiałe, bo dla niektórych chorych tam dzieci nawet najmniejsza infekcja może się skończyć dużo gorzej…a mi szkoda oczywiście tych godzin rehabilitacji i terapii, które nam dzięki katarom, przeziębieniom i chorobom przepadają….dlatego trafia mnie taka bezmyślność…ja rozumiem, że w domu nie chce się siedzieć, zwłaszcza, jeśli dziecko ma tylko katar, no ale świat jest wielki, może pójść z dzieckiem na spacer…Zgadzam się więc z tobą w tym temacie!! Co do alergików, córcia jest alergikiem i przewlekłe katary alergiczne nie są dla mnie niczym nowym i to rozumiem, ale zielonych glutków, to ja z niczym nie pomylę ;)

    Odpowiedz
  2. Agnieszka T.

    Myślę, że nie można generalizować bo tak jak pisałaś są dzieci alergiczne i są takie jak moje, które mają w zasadzie permanentny katar co jest typowe dla dzieci żłobkowych. Nigdy nie poszłabym na plac zabaw z dzieckiem mającym gorączkę ale pod koniec choroby nawet jak jeszcze trochę kaszlą i smarkają bywa, że idziemy z nimi na spacer albo plac zabaw bo ileż mogą siedzieć w domu zwłaszcza jak jest pogoda. Prawda jest taka, że dzieci zarażają nawet jak nie ma jeszcze oczywistych objawów bo choroba się dopiero wykluwa więc nie da się uchronić dziecka przed wszystkimi zarazkami. I jest tak jak w przypadku moich dzieci chodzących do żłobka, że mimo, że Panie sprawdzają temperaturę dzieciom i odsyłają do domu takie, które ma gorączkę albo inne objawy to i tak moje chorują od prawie 1,5 roku w zasadzie non stop. I cokolwiek nie złapią to z reguły się kończy zapaleniem oskrzeli. I nadal nie złapały odporności o czym nas wszyscy przekonywali, że się wychorują i potem jak ręką odjął. A pediatra twierdzi, że jeżeli dziecko nie ma gorączki to powinno być jak najwięcej na spacerze oczywiście nie mam tu na myśli placów zabaw. Nie dziwię ci się, że dmuchasz na zimne ale dziecko może zarazić się wszędzie również od dorosłych a na głupotę matek puszczających dzieci na place zabaw w trakcie choroby i z gorączką chyba nie ma lekarstwa.

    Odpowiedz
  3. Pati

    Ja nigdy się nie zastanawiałam nad tym tematem, ale to ważne o czym piszesz. Po tym poście na pewno będę pamiętać, by nie chodzić z przeziębionym dzieckiem w miejsca uczęszczane przez inne dzieci. A wiadomo jedne są bardziej lub mniej odporne na infekcje.

    Odpowiedz
  4. Tedi

    Mnie do szału doprowadzają tacy ludzie, o których piszesz. Miałam wcześniej w pracy obok siebie dziewczynę, która chodziła do roboty gdy była chora. Ja oczywiście wszystko od niej łapałam, bo mam słabą odporność. Niestety ja musiałam iść na chorobowe, bo przy przeziębieniu jestem nie do życia. Gdy sytuacja powtórzyła się, gdy już byłam w ciąży, wybuchłam i zrobiłam awanturę (w końcu głupia baba zagrażała mojemu dziecku). Do piaskownicy nie chodzę, gdy synek jest chory. Albo siedziemy w domu, albo w miejsca mało zatłoczone idziemy,

    Odpowiedz
  5. Jacquelane

    Teraz np. o salach zabaw pomyślałam. Tam to dopiero wszelkie wirusy i bakterie mają pole do popisu, skoro takie baseny z piłeczkami są czyszczone raz w miesiącu.

    Odpowiedz
  6. Jacquelane

    No to powiem Ci, że według Ciebie to ja jestem tą pozbawioną empatii matką. Nie wychodzę z synem jak ma gorączkę, zielone smarki lub potwierdzenie od lekarza, że to coś więcej niż przeziębienie. Ale ostatnio był chory i przez kilka dni miał katar (przez co i kaszel, bo wykrztuszał wydzielinę) oraz gorączkę. Przez 5 dni go trzymałam w domu, ale gdy kolejny dzień był bez gorączki, wrócił mu apetyt i katar miał już „normalny” to byliśmy na placu zabaw i spacerze. Ja wychodzę z założenia, że dziecko może się zarazić wszędzie: w sklepie, autobusie itd. i to w większości od dorosłych, którzy wycierają gile o ręce, a później trzymają drążek w autobusie, więc place zabaw uważam za najmniejsze zło ;)

    Odpowiedz
    • Marta Skrzypiec

      Z tego co piszesz- poszliście wśród dzieci już praktycznie po chorobie więc już nie mógł zarażać. Tragedii nie ma :)

      Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *