POST Z KATEGORII:

Szczepiłaś?????? Czyli o tym jak to było u nas

Szczepiłaś?????? Czyli o tym jak to było u nas

Pierwszy raz pojawiła się w naszym domu infekcja z wysypką w roli głównej. Lekarka nie była do końca pewna czy to różyczka, a może trzydniówka. Wrzuciłam zdjęcie na facebooka, żebyście coś doradzili i mniej więcej 80% odpowiedzi stawiało na szkarlatynę. Nie wiem do tej pory tak na 100% co to było ale najbliżej nam jednak do teorii, że różyczka. Niestety chwilę później pojawiło się zapalenie płuc z wysoką gorączką więc nie mieliśmy czasu się zastanawiać nad wysypką. Była to była. Nie swędziała, po trzech dniach zniknęła nie łuszcząc się.

Jednak ta sytuacja sprawiła, że dostałam od was kilka zapytań o szczepienia Chłopaków. Czy szczepiłam, dlaczego  szczepiłam, po co szczepiłam skoro i tak zachorowali. Generalnie opcje były dwie. Albo pytaliście co sądzę o szczepieniach wcześniaków i czy ja się na nie decydowałam. Albo pisaliście, że bez sensu szczepić i że wy nie szczepicie.

Jak to było z tymi szczepieniami u nas?

Chyba pierwszy raz wypowiadam się na ten temat. Do tej pory starałam się nie zabierać głosu w dyskusjach na temat szczepionek, bo nie uważam się za osobę wystarczająco kompetentną, by mówić komuś co ma robić w tej kwestii. Z tego powodu nie zdecydowałam się wziąć udziału w kampanii promowania szczepień, mimo że chłopaki owe szczepienia otrzymali. Nie zamierzam się również spierać z żadną ze stron i integrować z ruchem antyszczepionkowym. Moim zdaniem każdy rodzic zna konsekwencje szczepienie i odmawiania szczepień. I każdy zgodnie z własną wiedzą, doświadczeniem albo stanem zdrowia swojego dziecka powinien podejmować decyzje. Nic się nie zmieniło. Nadal uważam, że nie moja sprawa czy i na jakie szczepienia się zdecydujecie. Mam wiele koleżanek, które zrezygnowały ze szczepienia swoich dzieci. Mam też takie, które zdecydowały się na wszystkie zalecane i te dodatkowe. Nie ingeruje w decyzję żadnej z nich. W wasze też nie zamierzam. Ale postanowiłam odpowiedzieć na wasze pytanie czy szczepiłam moje skrajne wcześniaki.

Szczepiłaś??? Bo ja szczepiłam!

Otóż odpowiedź brzmi: TAK
Jeśli myślicie, że zrobiłam to bezmyślnie, bez zastanowienia i w ogóle się nie bojąc to nie jest to prawda. Przed każdym szczepieniem miałam wątpliwości i bardzo świadomie wybierałam sobie moment, w którym decydowałam się jechać do przychodni. Prawie nigdy nie było to wtedy, gdy ktoś nam ten termin wyznaczył.
Chłopaki urodzili się 3,5 miesiąca za wcześnie więc moim zdaniem szczepienie ich zgodnie z wiekiem urodzenia jest dużym ryzykiem. Lekarze naciskali, że tak powinno być. Ale moja intuicja podpowiadała mi coś zupełnie innego więc wszystkie nasze szczepienia odbywały się przynajmniej 3 miesiące później niż mieliśmy wpisane w kalendarz. To był mój pierwszy warunek, by wyrazić zgodę na jakiekolwiek szczepienie. Drugi był taki, że to ja, wspólnie z lekarzem, decyduje czy moje dziecko jest zdrowe i gotowe. Dlaczego tak? A dlatego, że wielu lekarzy szybko osłuchuje, ignoruje fakt, że dziecko ma lekki katar, albo że kilka dni temu skończyło brać antybiotyk i twierdzi, że jest ok. Rutyna gubi. Niedopatrzenie może mieć ogromne skutki. Dlatego też moja wizyta w przychodni odbywała się wtedy, gdy miałam pewność, że Chłopaki są w dobrej kondycji zdrowotnej. Nie są osłabieni przez wyżynające się zęby, nie byli przed chwilą chorzy, nie kichają, nie wykazują żadnych przesłanek zwiastujących nadchodzącą chorobę. Matka zna swoje dziecko najlepiej. Wyczuwa, że coś może być nie tak. Ja przynajmniej zawsze tak miałam. Chorobę u dzieciaków wyczuwam na dwa dni zanim się pojawiają objawy. Ufam swojej intuicji i póki co nie zawiodła mnie. Nawet jeśli lekarka przekonywała mnie, że powinnam za kilka dni przyjść na szczepienie, bo właśnie chłopaki skoczyli chorobę to ja się upierałam przy swoim i przychodziłam po miesiącu. Nie wiem czy jest to jakiś sposób ale przynajmniej miałam czyste sumienie.

Chłopcy otrzymali wszystkie szczepienia obowiązkowe. Z nieobowiązkowych zdecydowaliśmy się na pneumokoki, które jako wcześniaki mieli za darmo, i szczepienie przeciwko ospie. Pytaliście czy szczepiliśmy się na grypę. Nie, nie szczepiliśmy się, bo jakoś nie wierzę w te szczepienia. Ale poważnie rozważam dołożenie szczepienia przeciwko kleszczowemu zapaleniu opon mózgowych.

Czy dzisiaj zrobiłabym tak samo?

Nie mieliśmy żadnych powikłań. Poza jedną gorączką, po szczepieniach nie działo się nic złego. Więc tak, ponownie zdecydowałabym się zaszczepić moje dzieci, mimo tego, że są skrajnymi wcześniakami i że ich wywiad neurologiczny jest mocno obciążony. Jednak nadal przed każdym szczepieniem się boję. W tym roku czeka na nas zaległe szczepienie. Te, które dzieciaki otrzymują między 5 a 6 rokiem życia. Ja celowo uznałam, że dostaną je w 6 roku życia. Pielęgniarka nam już o nim przypominała ale nie ma mowy, żebym w okresie zimy albo wczesnej wiosny się na to zdecydowała. To czas największych zachorowań i u Mikołaja najsilniejszej alergii. Nawet jak jest zdrowy, to jest osłabiony. Poczekamy sobie spokojnie na późną wiosnę albo lato.

Takie jest moje podejście. Tak postanowiliśmy. Tak robimy. Za to bierzemy odpowiedzialność.
Nie chciałabym zrezygnować ze szczepień, bo nie chciałabym, żeby moje dzieci przechodziły te wszystkie choroby zakaźne. Ale nie szczepię bez zastanowienia, bez słuchania swojej intuicji i matczynego instynktu. Zawsze uważnie obserwuję swoje dzieci. Nie zgadzam się na szczepienie, gdy cokolwiek mnie zaniepokoi, jakiekolwiek pojedyncze pociągnięcie nosem. To moje warunki i nieprzekraczalna granica. Czytając i słuchając o różnych przypadkach ciężkich zachorowań dzieci, boję się, zastanawiam czy iść na to czekające nas szczepienie. Przyznaję, że coraz bardziej czuję się skołowana informacjami, które płyną od przeciwników i zwolenników szczepień. Skłania mnie to do przemyśleń i tym bardziej cieszę się, że ten okres, gdy dziecko otrzymuje najwięcej szczepień już za mną. Bo nie chciałabym drugi raz musieć się martwić o to, czy moje decyzje są słuszne.

Nie wiem czy pomogłam ci podjąć decyzję. Nie chcę wpływać na nikogo. Każdy z was sam bierze odpowiedzialność za zdrowie swojego dziecka. Bierze na siebie ciężar konsekwencji szczepienia lub nieszczepienia. Pytaliście mnie czy mimo wcześniactwa, mózgowego porażenia dziecięcego i problemów neurologicznych zdecydowałam się na szczepienie. Odpowiadam więc, że tak. A ty zrobisz tak jak podpowiada ci własne sumienie.

4 komentarze
  1. taka sobie

    P.S.
    Jeszcze wspomnę tylko, że jak odczekaliśmy swojej kolejkę na rehabilitację w ramach NFZ to zaproponowano nam 20-30 min zajęć raz w tygodniu. Śmiechu warte. Nie wiem co na celu ma taka rehabilitacja, ale na pewno nie pomoc dziecku.

    Odpowiedz
  2. taka sobie

    My od początku wiedzieliśmy, że będziemy szczepić, bo tak trzeba, bo to dobre, bo my byliśmy szczepieni itp. i to był BŁĄD. Dziecko urodziło się zdrowe. Byliśmy na wizytach lekarskich, w domu była położna, żadnych problemów dziecko rozwijało się prawidłowo. Dużo i spokojnie spało, ładnie jadło. Pierwsze próby obrotów itp.
    Szczepionka po skończonym 4 miesiącu. W dzień szczepionki wieczorem dziecko zaczęło głośno płakać, wyginąć się do tyłu . Machać głową, nogami i rękami bez ładu i składu. Od tego momentu dziecko stało się niesamowicie nerwowe. Pojawiły się problemy ze spaniem i jedzeniem. Dziecko cały czas robiło przeprosty do tyłu. Na łóżeczku jak chciało się obrócić to kręciło się na głowie w okół swojej osi. Na kolejne wizycie lekarskiej okazało się, że to problemy z napięciem mięśniowym, których przed szczepionką nie było.
    Kolejna szczepionka po skończonym 6 mies. Mimo problemów nie dostaliśmy skierowania do neurologa na ocene sytuacji tylko dziecko dostało kolejną kwalifikację na szczepionkę. Dziecko mówiło już mama i tata, ładnie chwytało zabawki. Po szczepionce regres. Dziecko przestało wydawać dźwięki, manipulować rączkami, rączki zrobiły się sztywne.
    Szczepienia obowiązkowe, straszy się Sanepidem , karami itp. a jak poszłam zapisać dziecko na NFZ na rehabilitację to kilkumies kolejki, gdzie przecież już dziecko było opóźnione rozwojowo o kilka mies, a przy takim maluchu każdy tydzień ważny. Dobrze,że było nas stać na prywatną rehabilitacje 4 razy w tygodniu. Kosztowało nas to 6 tyś i nie wiem co by było, gdybyśmy tych pieniędzy nie mieli. Dzięki intensywnej prywatnej rehabilitacji, dziecko zaczęło chodzić w wieku 13 mies. Niestety z mową do dzisiaj jest problem . Dziecko ma 3 lata i od dłuższego czasu uczęszczamy do logopedy. Rączki podobnie nie są takie sprawne, dziecko ma problem z jedzeniem sztućcami.
    Są też problemy z koncentracją , nadpopudliwością. Skończyliśmy szczepienia na 6 mies i na razie udaje nam się uniknąć tego syfu, ale zdajemy sobie sprawę z tego, że prędzej czy później ta bezwzględna machina urzędnicza nas dopadnie.
    Chrześniak szwagra po szczepionce dwukrotnie wylądował na OIOM-ie i walczył o życie. Z relacji rehabilitantów jakich spotkaliśmy wynika, że to standard , NOP-y są dość powszechne , ale o tym się nie mowi, tylko ciśnie się kit rodzicom w przychodniach i TV. Nie jestem przeciw szczepieniom, jestem przeciw syfiastemu składowi szczepionek oraz przeciw tak nieodpowiedzialnej kwalifikacji do nich. Nie wykonuje się szczegółowych badań systemów odpornościowych, uwarunkowań genetycznych, nie sprawdza się reakcji alergicznych. Szczepionki też są podawane zbyt wcześnie, zbyt małym dzieciom.

    Odpowiedz
    • taka sobie

      P.S.
      Jeszcze wspomnę tylko, że jak odczekaliśmy swojej kolejkę na rehabilitację w ramach NFZ to zaproponowano nam 20-30 min zajęć raz w tygodniu. Śmiechu warte. Nie wiem co na celu ma taka rehabilitacja, ale na pewno nie pomoc dziecku.

      Odpowiedz
  3. Rafał

    GUS – od podwojenia liczby obowiązkowych szczepień w połowie lat ’90,
    śmiertelność i liczba hospitalizacji dzieci do 2 roku życia WZROSŁA O 50% !!!
    (a więc w okresie kiedy dziecku podawanych jest ponad 20 dawek szczepień) –

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *