POST Z KATEGORII:

Katarzyna Targosz- kobieta niezwykła

Katarzyna Targosz- kobieta niezwykła

10453430_591560830986149_1240537536770966093_n
Książkę, którą dzisiaj chcę wam przedstawić, nie da się zrecenzować bez opowiedzenia o jej autorce.
Już wam kiedyś mówiłam, że Katarzynę Targosz poznałam na długo przed tym, zanim ukazała się jej pierwsza książka. Początkowo nawet nie wiedziałam, że ma w planie wydanie jakiejkolwiek powieści. Ale już wtedy wiedziałam, że to niezwykle barwna i ciekawa osoba. Ona komentowała moje wpisy na FP, później przeniosłyśmy się na profil prywatny i tak jakoś się ciągnie ta nasza wirtualna znajomość, podczas której z mojej czytelniczki stała się utalentowaną młodą pisarką!

Rok temu miałam przyjemność zrecenzować jej debiutancką powieść (TUTAJ!). Od momentu skończenia w niej ostatniego zdania, czekałam na kolejną. Długo czekałam, długo za długo (procedury wydawnicze powinny być zdecydowanie szybsze) ale w końcu stało się- mam w swoich rękach Jesień w Brukseli!
Tak jak poprzednią książkę tej autorki, tą również przeczytałam w 24 godziny i ani myślałam przerywać (poza koniecznością zajmowania się dziećmi). Gdy zaczynam ciekawą książkę – nie odrywam się od niej bo chcę jak najszybciej wiedzieć co będzie dalej. A później nadchodzi ostatnia strona i pozostaje myśl, że dobre książki zawsze są za krótkie…

Konstancja- główna bohaterka ‚Jesieni w Brukseli’ to typowa współczesna kobieta. 30-letnia singielka, nie bardzo wiedząca co zrobić z własnym życiem. Z jednej strony wypadałoby być już dorosłą, z drugiej wygodnie jest udawać, że nadal się nią nie jest.
Brak stałości, brak zobowiązań, imprezy, przygodni mężczyźni… życie Konstancji to jedna wielka karuzela emocji i wrażeń.

Czy nie tak żyje dzisiaj wielu młodych ludzi? Ciesząc się chwilą, dniem dzisiejszym, nie szukając zobowiązań, stałych związków ani stabilizacji? Wmawiając sobie, że właśnie w ten sposób panują nad swoim życiem bo robią to, na co mają ochotę i nikt im niczego nie może kazać?!
Myślę, że Konstancja jest w wielu z nas/was. Że albo macie już taki etap za sobą albo jesteście w jego trakcie. Pogubieni we własnych marzeniach, w tym co jest ważne i prawdziwe. Szukając wrażeń, zagłuszacie swoje prawdziwe pragnienia i tęsknoty.

Głównym wątkiem w książce jest szukanie swojej drogi i przemiana bohaterki, która pozwala jej tą drogę znaleźć. Przypadek (a może dobry los) sprawia, że w życiu Konstancji pojawiają się ludzie, którzy każą jej się zatrzymać i zastanowić nad tym, czym powinna się w życiu kierować. Chociaż jest to powieść z silnie zakorzenionym wątkiem miłosnym to nie znajdziecie tutaj cukierkowej historii o księciu na białym koniu, który uratował zagubioną księżniczkę. Dowiecie się natomiast jak ważne są w życiu fundamenty i życie zgodne z zasadami. Przekonacie się, że to czego szukacie, najczęściej jest tuż obok. I co najważniejsze będziecie świadkami tego, że z każdego bagna da się wyjść. Trzeba tylko mocno tego chcieć.

Wszyscy popełniamy błędy, sztuką jest wybaczyć je samemu sobie i drugiej osobie.
Katarzyna Targosz w lekki sposób przekazuje nam wiele życiowych prawd, pokazuje że nie ma w życiu rzeczy przegranych i nigdy nie jest za późno na pracę nad samym sobą!
Jej styl imponuje, słownictwo przyciąga, lekkość pióra zachwyca. Przytaczane cytaty z piosenek inspirują do szukania źródeł a opis miejsc, które odwiedzamy w trakcie czytania, zachęca do ich samodzielnego obejrzenia.
‚Jesień w Brukseli’ to książka pełna emocji, czuje się je podczas czytania. Myślę, że autorka może nie być do końca świadoma tego, jak silne uczucia umieściła między swoimi słowami.
Tym samym jest to powieść dobra zarówno na leżak, jak i pod kocyk. Zdecydowanie całoroczna i ponadczasowa.

Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy:
z nich zaś największa jest miłość.
— 1 Kor 13,8-13

 

KATARZYNA TARGOSZ- wywiad z autorką powieści „Jesień w Brukseli”

Wiemy na pewno, że Katarzyna Targosz to młoda, piękna, pełna energii i pasji kobieta o wielu talentach. Wiemy, że napisała dwie świetne książki, jest autorką bloga Mom on top, jest matką, żoną, pasjonatką folkloru i miłośniczką butów. Ja natomiast chciałam się dowiedzieć jak jej się żyje z takim życiowym ADHD i czy ma świadomość tego, że wiele z nas może czerpać z niej pozytywną energię!

Matka Nie Wariatka: Właśnie ukazała się twoja druga powieść, prowadzisz bloga, współtworzysz kolejną edycję Zwierzaków-Pocieszaków, jesteś mamą i jak sama twierdzisz, mieszkasz na końcu świata. Ile godzin trwa twoja doba?

Katarzyna Targosz: Ile by nie trwała, zawsze będzie za mało! To, co wymieniłaś, to tylko część tego, czym się zajmuje. Ciągle wpadają mi do głowy nowe pomysły i ciągle jestem w coś zaangażowana. Niestety, niektóre z nich umierają właśnie przez brak czasu.
Jednak nie potrafię nic nie robić, nie wiem, jak to jest się nudzić. Rozkwitam, gdy dużo się dzieje, a im więcej mam na głowie, tym – paradoksalnie – łatwiej mi sobie poradzić z nagromadzeniem spraw.

MNW: Czujesz się bardziej pisarką, blogerką czy fotografką?

KT: Zdecydowanie pisarką. Pisanie książek to coś, o czym marzyłam od dzieciństwa i coś, co najbardziej kocham robić. Fotografią za to zajmuje się najdłużej. A blogowanie pojawiło się jakby obok, jakby przez przypadek, ale bardzo mnie wciągnęło i szybko stało się częścią mojego życia. Blog ma dla mnie tę zaletę, że mogę na nim połączyć moje dwie największe pasje – pisanie i fotografię.

MNW: Poznałyśmy się jeszcze zanim ukazała się Twoja pierwsza książka. Byłaś wtedy moją czytelniczką i jakoś tak od komentowania na moim FP się zaczęło… Wiem też, że utrzymujesz równie przyjazne stosunki z innymi blogerkami. Baaaa, tworzymy pewnego rodzaju wirtualną rodzinę. Skąd pociąg do blogerek, zwłaszcza parentingowych?

KT: To ciekawe pytanie, nigdy się głębiej nad tym nie zastanawiałam. Myślę, że chodzi po prostu o to, że rewelacyjne z Was babki!:)
Z kilkoma osobami z blogosfery jestem bardzo blisko, niektóre znajomości przeniosły się do realu, a na przeniesienie się kilku innych z utęsknieniem czekam!
Blogerskie przyjaźnie wniosły bardzo wiele w moje życie. Wzajemnie się motywujemy, dostarczamy inspiracji, a gdy trzeba jesteśmy też grupą wsparcia. I co ważne – nie ma wśród nas fałszu i zazdrości, naprawdę się lubimy i cieszymy nawzajem swoimi sukcesami. To wielka siła! Cieszę się, że natrafiłam akurat na takie osoby w wielkiej przestrzeni blogosfery!:)

MNW: Jakiś czas temu sama dołączyłaś do strefy parentingu- świetnie piszesz, wydajesz książki, po co ci blog rodzicielski?

KT: Właściwie mój blog rodzicielski jest już chyba tylko z nazwy. Szybko okazało się, że tematy, które poruszam są bardziej zróżnicowane i jest on w tej chwili raczej blogiem osobistym z dużym udziałem tematyki górsko-folkowej, która mnie otacza. Bo blog jest właśnie dla mnie miejscem, gdzie mogę dać wyraz wszystkim moim pasjom – od rodziny, przez pisanie, modę, podróże, po dziesiątki innych interesujących mnie spraw.
A jednak przede wszystkim – zawsze i wszędzie – jestem mamą. To dla mnie najważniejsze i przez pryzmat tej roli patrzę na cały świat. Więc może blog jednak jest rodzicielski, o czymkolwiek bym na nim nie pisała?:)

MNW: Skąd tyle pasji i energii w jednej, drobnej kobiecie?

KT: Zawsze miałam obsesję na punkcie tworzenia. Wydaje mi się, że jest to bardzo ważna część ludzkiego życia, coś co nas wyróżnia, co nas podnosi w górę jako gatunek. Tworzyć można wszystko, od babeczek, przez haftowane chusteczki, meble i domy, po promy kosmiczne – i to wszystko jest w mojej ocenie równie ważne i cenne, bo proces tworzenia jest dla mnie wartością samą w sobie. Nie potrafiłabym bez tego żyć. Ciągle wymyślam coś nowego, ciągle wydaje mi się, że mogę zrobić coś więcej. Ostatnio, na przykład, wymyśliłam sobie projektowanie ubrań, ale na razie nic więcej nie mogę zdradzić, bo przedsięwzięcie jest w toku.
To moje podejście ma też swoje minusy, bo bywa, że rodzi we mnie frustrację spowodowaną tym, że nie jestem w stanie wyrobić się w praktyce ze wszystkim, co sobie wymyślę.

MNW: No to wróćmy do książek. Gdzie znajdziemy więcej ciebie- w Wiośnie po wiedeńsku czy Jesieni w Brukseli?!

KT: Zdecydowanie w „Jesieni w Brukseli”.

MNW: Imię głównej bohaterki Jesieni… raczej nie jest kwestią przypadku?

KT: Ha, tak myślałam, że osoby, które – tak jak Ty – znają mnie z prywatnego profilu na fb, od razu pokojarzą fakty;)
 Zgadza się, nie jest kwestią przypadku, ani w odniesieniu do bohaterki powieści, ani w odniesieniu do mnie. To moje drugie imię, które sama sobie wybrałam na bierzmowaniu (do którego przystąpiłam w dorosłym życiu, tuż przed ślubem), bardzo dla mnie ważne poprzez swoje znaczenie. Moje życie było długi czas bardzo niestabilne, pełne zawirowań i tym, o czym marzyłam, była stałość. Stąd imię pochodzące od tego słowa i faktycznie ono mi tę stałość przyniosło!

MNW: Masz świadomość, że możesz być świetnym przykładem albo inspiracją dla innych kobiet, matek? Młoda, ambitna, pełna energii, odnosząca sukcesy, spełniająca swoje marzenia…

KT: Jest coś, co na swoim przykładzie chciałabym pokazywać innym. Chodzi o to, że wiele przeszłam, nie zawsze byłam – nomen omen – na szczycie. Dno też w życiu zaliczyłam i to nie jedno. Przeszłam wiele dróg i wiele etapów. I, wiesz, chciałabym być przykładem właśnie na tym polu – pokazywać, że można się podnieść, że można spełnić swoje marzenia, mimo wielu błędów, które się popełniło, mimo kiepskiego startu, mimo wielu zranień i porażek na koncie. Mogłam naprawdę bardzo marnie skończyć. Mogłam wiele razy wszystko stracić. Ale nigdy nie rezygnowałam z marzeń i walki o nie; nigdy nie porzucałam nadziei i wiary w to, że czeka mnie coś wspaniałego, nawet w tych najczarniejszych chwilach tej nadziei się trzymałam. Długo szukałam swojego szczęścia, musiałam o nie walczyć i w końcu, po wielu latach doszłam tam, gdzie pragnęłam!
Chciałabym też pokazywać innym mamom, że posiadanie dziecka nie oznacza rezygnacji z siebie i swoich pasji, a wręcz przeciwnie – uskrzydla i daje jeszcze większą motywację do działania!

MNW: To zdradź nam na koniec- o czym marzy Katarzyna Targosz?

KT: Moje wielkie życiowe marzenia wszystkie już się spełniły, więc teraz w zasadzie pragnę tylko utrzymać ten stan, który jest  – pragnę dalszego szczęścia i zdrowia dla mojej rodziny, a dla siebie dalszych natchnień i pomysłów na kolejne książki.
Ze spraw bardziej przyziemnych, to marzę o banalnych wakacjach nad morzem, na które od kilku lat jakoś nie udaje nam się wybrać. No i o ekranizacji „Wiosny po wiedeńsku”, bo uważam, że to świetny scenariusz na lekką komedię.
Mam też takie swoje mało dojrzałe marzenia, które pewnie nigdy się nie spełnią, bo są zbyt nierealne – stary model subaru imprezy – jakim jeździł Przemek w „Jesieni w Brukseli”,  lub wielki amerykański ford pick-up, tak paliwożerny, że na jego tankowanie nie byłoby mnie stać;)

4 komentarze
  1. olguska

    Wspaniale i zachęcająco opisałaś książkę chętnie trafi na moją listę chcę przeczytać :D

    Odpowiedz
  2. Mom on top

    Dziękuję za piękną recenzję, która mnie wzruszyła swoją trafnością!
    A udzielanie wywiadu Tobie było czystą przyjemnością:)

    (O, niezamierzenie mi wierszyk wyszedł;p)

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *