POST Z KATEGORII:

Masz dość swojego dziecka? Zdarza się!

Masz dość swojego dziecka? Zdarza się!

Najczęściej to ja jestem miSZczem w wymyślaniu różnych głupot pod wpływem niemocy.
Mówię wtedy, że idę sprawdzić wymiary okna życia- czy dam radę upchnąć tam Armię. Słynne stało się już stwierdzenie, że sama się zapakuję w kaftan, byleby mnie ktoś stąd zabrał. Błagam również o wyprawę w kosmos z biletem w jedną stronę. Czasami mówię, że wyskoczę przez okno ale za nisko mieszkamy więc się nie opłaca. Sądzę też, że moje dzieci powinni zatrudnić w służbach specjalnych- zaprzestano by stosowania wyszukanych technik wydobywania informacji od ludzi- sami by gadali, byleby zabrać od nich dzieciaki.

Często jestem wtedy nierozumiana np. przez męża, bo on wpadając do domu popołudniu i będąc atrakcją dnia- najczęściej nie ma szans poczuć tego uroku „małych potworków”.
Wyjątkiem są weekendy. A gdy trafią się weekendy z chorobą w tle… to i Mężul błyszczy ciekawymi tekstami.

Właściwie już od południa szukał oferty last minut do szpitala psychiatrycznego. Twierdził, że nie musi być all inclusive, ważne żeby nie było klamek i by zapewniono ciszę.
A z innych tekstów:
– Miałem iść robić kawę ale może pójdę poszukać sznurka…
A gdy wreszcie zasnęli..
On: Bosszzzz, jeszcze godzina i doszlibyśmy do punktu oni albo ja.

Chyba każdy rodzic miewa takie momenty, kiedy zwyczajnie jego organizm/możliwości percepcji/ narząd słuchu albo układ nerwowy mają dość. Jeśli ktoś mówi, że nie zna tego uczucia to albo ma idealnie grzeczne dziecko, jest cyborgiem albo kłamie. Innych opcji nie znam.
Myślę nawet, że to nie jest niczym złym, że miewa się gorsze dni albo że ma się zwyczajnie dosyć bo np od dwóch godzin nie słychać niczego innego jak jęczenia, buczenia albo krzyczenia.
Wcale nie dlatego, że się jest złą matką/ojcem ale dlatego, że dziecko jest chore, w złym humorze, zmęczone (ale nijak nie chce zasnąć). My mieliśmy dzisiaj takie popołudnie- w sumie to wczoraj było podobnie. Każda próba zabawienia, odwrócenia uwagi itp. kończyła się po kilku minutach. A głównie słychać było jęczenie „Teraz ja się chciałem przytulić a on tu jest” (wiec mam zrzucić drugiego, bo razem nie chcą), „Chcę jeść. Nie, nie będę jadł”, „Jabłko chcę. Fuj, nie lubię jabłka”, „Nie będę. Nie. Nie chcę. Nie lubię.”, „On mi zabrał”, „Auaaa, on mnie uderzył”, „Nie będę się bawił”, „Ty jedź tym autem. Oddawaj mi moje auto, nie możesz nim jechać”.  Ten chce, ten nie chce. Tego coś boli, namawianie do dobrowolnego zakropienia ucha, podania leków, znowu wrzask.
Aż doszliśmy do histerii pt. „chcę na obiad kulki czekoladowe” (same, na sucho- żeby było ciekawiej). Zupą zostałam opluta, frytki zostały odrzucone- Arek wyje. Próby dojścia do porozumienia kończyły się fiaskiem-wył więc około godziny.
Po czym zjadł jednak frytki.
Bywa i tak… trudno wtedy nie zwariować ale jakoś trzeba się starać zachować resztki zdrowia psychicznego!

Nie czuję się złą matką, nie uważam że coś jest nie tak. Po prostu czasami nie potrafimy dogadać się z dziećmi, albo one nie potrafią dogadać się z nami.
Trzeba umieć znaleźć dla siebie jakiejś ujście. Ja wymyślam słowne hity, co zaraz ze sobą zrobię, gdzie trafię, dokąd się wystrzelę. Oczywiście są to teksty rzucane w żartach, między nami. Bez żadnego wyżywania się na dzieciach. No tak jakoś mamy z Mężulem, ze z niemocy najczęściej dopada nas głupawka.
I wtedy Marudy marudzą a my się ratujemy dobrym humorem.
Nauczyłam się też umiejętności wyłączania. W sumie to Mężul jest w tym lepszy. Bawi się z nimi, wymyśla coś, żeby ich zająć a zachowuje się tak jakby nie słyszał, że oni mu wrzeszczą do ucha albo od godziny są ze wszystkiego niezadowoleni. Skoro inne metody zawodzą to chyba trzeba przeczekać!
Ja sobie wtedy wyobrażam, że jestem na pięknej wyspie- leżak, plaża… te sprawy!

Przyznać się do tego, że czasami miewa się dość swoich dzieci nie jest niczym złym, pod warunkiem że:
– nie mówi się tego do dziecka- głupie żarty typu: oddam cię, nie kocham cię, wyjdę i nie wrócę- wykrzyczane dziecku prosto w twarz mogą w nim mocno się zakorzenić i wywołać szkody. Nie polecam,
– to, co się mruczy do męża, mówi w myślach albo pisze na fb w chwili głupawki z bezsilności- nie zostanie zrealizowane. Baaaa nie ma się nawet takich zamiarów. Czcze gadanie ma na celu rozładowanie atmosfery a nie tworzenie genialnego planu unicestwienia dziecka albo wyrządzenia sobie krzywdy.
– żarty są żartami i nie przybierają form choroby psychicznej- wymyślanie co by się dziecku zrobiło, jak je skrzywdziło itp- normalne nie jest. Więc jeśli ktoś sobie wyobraża coś takiego to radziłabym się wybrać do odpowiedniego lekarza.

A Wy? Jakie macie teksty, gdy wasze dzieci przeginają?! Lecicie w kosmos czy szukacie sobie łóżka w piwnicy?! :)

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *