POST Z KATEGORII:

mieszczuch z ‚wieśniakiem’ w jednym żyli domu

mieszczuch z ‚wieśniakiem’ w jednym żyli domu

Jestem typowym mieszczuchem.
Wygodnickim. Oczywistym było dla mnie, że ciepła woda bierze się z kranu- i ona tam po prostu jest i czeka aż zechcę ją odkręcić. Nie sądziłam, że należy się martwić tym jak sprawić, by grzejniki były ciepłe (jeden przycisk i po problemie). Myślałam, że kanały w tv się ma a Internet jest to dobro dane każdemu.
Jakie było moje zdziwienie gdy się okazało, że żeby mieć ciepłą wodę trzeba najpierw pokombinować i albo napalić w piecu albo włączyć grzałkę (Ha! Dobre sobie- pierwsze rozpalanie w piecu trwało dobre 2 godziny, spaliłam tonę papieru, mnóstwo drewienek a głupi piec nadal był zimny!!! Dzisiaj idzie mi niewiele lepiej… Zaworki, zawory i inne takie cuda, które należy przekręcić/zakręcić są dla mnie magią więc włączenie grzałki też bywa kłopotliwe- jeśli wcześniej Mężul nie ustawi tego tak, że wystarczy wetknąć wtyczkę do prądu.)
Po przeprowadzce okazało się, że największy monopolista na rynku nie podłączy nam telefonu z Internetem bo… nie mają już wolnych skrzynek (a co to mnie do cholery obchodzi). Cywilizacji więc nie będzie. W końcu udało się podłączyć radiowy, jak już jedną nogą byłam w szpitalu psychiatrycznym z wizją braku łączności ze światem do końca życia…
No to myślę sobie- chociaż tv pooglądam. Guzik- kablówki nikt tu nie widział. Na zwykłe druty nie łapie. Trzeba było szukać innych rozwiązań.
Cała ludzkość liczy tu tyle co we Wrocławiu w godzinach szczytu liczba oczekujących na autobus pod Galerią Dominikańską… Dramat po prostu.
Sklepy daleko, wszędzie trzeba autem i nigdy nic nie mogę kupić w jednym miejscu. Autobusy- trzy na cały dzień i nigdy w godzinach, które mogłyby mi pasować. Do tego ta przerażająca cisza, spokój i wszechobecna nuda…

Mężul jest… mieszkańcem wsi. Wieśniak to się chyba nazywa :))))))))) (w sensie miejsca zamieszkania a nie cech charakteru).
Dla niego najważniejsza jest wolność. Słowo klucz!
– bo można grilla rozpalić kiedy się chce;
– bo nie słyszysz co sąsiad w tv ogląda;
– możesz wyjść kiedy chcesz, gdzie chcesz;
– możesz włączyć muzykę o której godzinie masz ochotę…
Jednym słowem- „luz- blues”.
To tak w skrócie.

Na co dzień nie dostrzegam tych różnic. Mieszkamy na wsi. Taki wypracowaliśmy kompromis. W obliczu decyzji- kredyt i mieszkanie w mieście, Mężul powiedział że woli do końca życia w kamieniołomach robić niż w mieście mieszkać. Wylądowaliśmy więc na wiosce. Mi wieś tak intensywnie nie przeszkadza, może nieco uwiera ludzka mentalność i zacofane poglądy. Mężul ma tu swoją wolność. A ja przywykłam do wioskowego trybu życia, wygodnie zorganizowaliśmy sobie codzienność, mam tą ciepłą wodę, telewizję i Internet. Mam kilku znajomych, do których robię wyprawę życia- ale się spotykamy. Mam swoje ulubione sklepy do których również organizuję wyprawę życia. Nauczyłam się, że bez auta nie da rady nigdzie dotrzeć. Polubiłam ciszę i tzw. „slow life”.
Jednak czasami do dużego miasta jechać trzeba… I wtedy różnice między nami wychodzą zewsząd.

Ja uwielbiam, kocham Wrocław. Napawam się nim, wdycham jego zapach, uruchamiają mi się wspomnienia. Stojąc w korku nie martwię się, nie złoszczę- rozglądam się, patrzę na ludzi, na budynki. Cieszy mnie to. Naładowuje baterię. Wywołuje uśmiech. 
Mężul najpierw zaczyna mruczeć „jak dobrze, że tu nie mieszkam. Nerwicy bym się tu nabawił. Jakbym miał tu dojeżdżać do pracy to bym umarł.”
Później się rozkręca „tutaj tylko czołg albo wóz drabiniasty”.
Żeby dojść do kulminacji i zacząć tworzyć historię „korki w mieście są lepsze niż joga- nie musisz na zajęcia chodzić. Powinni wymyślić takie siedzenia, żeby po turecku można było prowadzić auto i od razu medytować.”
„Co to za życie. 3 godziny stoisz w korku, żeby sobie pojechać na piłkę a później kolejne 3 wracasz. 8 godzin siedzisz w pracy, 6 w samochodzie”.

Gdy delikatnie mu przypomnę, że mieszkał tu rok czasu i jakoś nie umarł to mi mówi: „Taaaa, mieszkałem- trwałem! W boksie dla chomików, gdzie się nie obrócisz to ściana. Budują te nowe bloki, co jeden to mniejszy z większą ilością okien. Prawie jak w celi. Taki silos z sufitem! Wracałem do domu, żeby posłuchać jak sąsiedzi u góry się kłócą a obok płacze dziecko. Wiesz nawet kiedy sąsiad kupę robi!
A potem możesz sobie wyjść na balkon i zobaczyć 100 gęb, które się na ciebie gapią.
Do tych mieszkań telewizor i operacje na bajpasy powinni dawać gratis. Bo co tam więcej robić? Siedzieć, oglądać tv i czekać na zator w żyłach.”

Słucham uważnie, śmieję się z jego porównań i myślę sobie, że chyba mieszkaliśmy w dwóch różnych miejscach…
Ja mieszkałam w fajnym, przytulnym mieszkanku we Wrocławiu. A Mężul w „szczur-budzie” w jednym z kartonowych pudełek, jak to je sam określa.
Ale tak to już jest jak się wieśniak z mieszczuchem zadaje!

*On ma swoją wieś. A ja mam w sypialni taki obraz.

20 komentarzy
  1. markiz

    ciekawy tekst, przeczytałem z przyjemnością

    osobiście w Galerii Dominikańskiej przynajmniej raz na miesiąc bywam
    i zapewniam dojazd do niej trwa najwyżej godzinkę
    a często pół

    znam jednych Państwa co to z blokowiska wynieśli się na wieś sprzedali mieszkanie
    pomieszkali na wsi 4 m-ce i wrócili do miasta (Wrocław) z powrotem
    mieszkają w tym samym blokowisku na innym piętrze

    Odpowiedz
  2. Kinga Mak

    U nas identyczna sytuacja -tyle ze to ja jestem wiesniakiem a mieszczuchem moj ślubny:-) zreszta – doslownie kilka dni temu pisalam na ten sam temat:-)

    Odpowiedz
    • Kinga Mak

      I dodam jeszcze ze doskonale rozumiem Twojego męża – w bloku czuję się jak w klatce:-(

      Odpowiedz
  3. Ania

    Ojjj znam to skądś! I wiem już że to nie jest dobre połączenie w związku z własnego doświadczenia. My do kompromisu dojść nie możemy… Ja na wieś na pewno nie pójdę! Umarłabym gdybym codziennie miała spacerować jedną drogą! Poza tym na starość może wieś jest ok ale jak dzieci są w rodzinie to uważam że większą przyszłość mają w mieście.

    Odpowiedz
  4. Mama Filipa

    Ja tyle lat mieszkałam w mieście i mi to nie przeszkadzało, ale teraz jak jest Filip, to powoli zaczyna. Marzy mi się domek na wsi. Cisza, spokój, nawet brak sklepów by mi nie dokuczał.

    Odpowiedz
  5. Lucy eS

    dobrze, że się jednak jakoś dogadaliscie i nie mieszkacie osobno ;)

    Odpowiedz
    • Marta Skrzypiec

      Haha! Jak zawsze musiałam odpuścić :) Ale poza minusami- dom i ogród są naprawdę dużym plusem.

      Odpowiedz
  6. Monika

    i się poryczałam ze śmiechu! klatka dla szczurów w kartonie z betonu! wszystkim mieszkającym w blokach ludziom z kredytami na 30 lat w prezencie worek gipsu;)) choć myśle ze nie jeden ludzik mojego pokolenia marzy o m4 w betonowym silosie byle by swoim!

    Odpowiedz
    • Marta Skrzypiec

      Ja ryczałam pisząc ten tekst :D Normalka- w końcu mieszkałyśmy w jednym i tym samym mieszkaniu więc słuchałaś jego wynaturzeń tak samo często jak ja :P
      Jednak on ma trochę racji- kredyt na mieszkanie w centrum miasta niejednokrotnie jest taki wysoki, ze można by było wybudować za to mały domek na wsi…

      Odpowiedz
  7. Monia Paluczyńska

    He he ja mam podejście do miasta takie jak Ty. Kocham, kocham, kocham duże miasta, uwielbiam Wrocław, marzyła żeby właśnie tam mieszkać, ale…. Wylądowaliśmy na wsi… Mąż miał to samo podejście do stania w korku i charmidru miejskiego. Co prawda oby dwoje jesteśmy mieszczuchami mniejszego kalibru, bo on Rawicz ja Opole, ale już przyzwyczailiśmy się do wiejskiego „tłoku” :-D:-D:-D mamy wieś z punktem rekreacyjnym i nie jest źle a nawet znosnie.
    Na moim skromnym blogu jest małe wspomnienie na jego temat. Zapraszam http://szalenstwanorbiego.blogspot.com/?m=1

    Odpowiedz
  8. Matka x6

    Marta świetnie napisany tekst…bardzo, bardzo mi sie podoba :) Ja z Mężem mieszczuchy z dziada-pradziada i nie wyobrażam sobie życia na wsi…dajesz radę…jestes wielka :)

    Odpowiedz
    • Marta Skrzypiec

      Jedynie 1,68 cm więc nie taka znowu wielka. Ale wioska mi nie straszna- oswoiłam i ją :)

      Odpowiedz
  9. HeniaP

    U nas i ja i mężuś to mieszczuchy, na wieś to tylko w piękne agroturystyczne miejsca byśmy się wybrali ;)

    Odpowiedz
  10. jej cały świat

    U nas podobnie jak u Ciebie, z tym że udało mi sie przekonać M. do miasta. Ale po cichu marzy mi się domek na obrzeżach miasta – tak! To byłby układ idealny :-)

    Odpowiedz
  11. Mirka C

    zewsiłam się już, chociaż 13 lat tęsknie za miastem, ciesząc się wolnością swoich dzieci i męża, bo dla mnie to więzienie.Tu nie wyjdziesz gdzie chcesz(niema znajomych,sklepów,kina,baru itp), tu wychodzisz donikąd (pole,droga, dom sąsiadów, czasem drzewo). Ale cóż gdzie mi będzie lepiej niż tu – gdzie pierdnąć się boję bo teściowa posądzi mnie o bezbożność i tak trwam.

    Odpowiedz
    • Marta Skrzypiec

      Brrr… ja mam z teściami luz bo boją się mi cokolwiek powiedzieć (a zapewne znaleźli by wiele :P). Ale widzę, że byśmy się świetnie zrozumiały- kiedyś nawet pisałam (zapewne wielokrotnie) jak beznadziejne jest mieszkanie na wsi i spacerowanie po niej, w kółko w te same miejsca :)

      Odpowiedz
  12. Panna M.

    Oj znam te ‚pudełka’, co jak się na balkon wyjdzie to pół osiedla się na Ciebie patrzy. ieszkamy w łamanym bloku, co mnie STRASZNIE wkurza. Zwłaszcza, że to my jesteśmy po tej stronie, żemożna do nas zaglądać. Ja do sąsiadów już nie mogę. Nosz, kuwa – kto to budował? :P
    I ogólnie to marzy mi się, może nie tyle co wieś, ile przedmieście. Do większych sklepów niedaleko, autobusy często jeżdżą a mieszkasz w domku, z ogródkiem! No, tylko jeszcze wygrana w lotka i uciekam z tego złamasa :D

    Odpowiedz
  13. Goha Micyk

    My mieszczuchy, które na wieś uciekły ;-)

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *