POST Z KATEGORII:

Oto tekst wyróżniony w konkursie „Twój pamiętnik w Dziecku”. Stąd taka nietypowość dat i dużo tekstu w jednym poście!

Oto tekst wyróżniony w konkursie „Twój pamiętnik w Dziecku”. Stąd taka nietypowość dat i dużo tekstu w jednym poście!

Na początek słów kilka… Zaczęło się od tego, że przytłoczona ilością obowiązków, które na mnie spadły, niesamowitym stresem, brakiem wiedzy praktycznej i ogólnym zmęczeniem pisałam wieczorami dla siebie samej albo do mojej best friend kilometrowe e-maile o tym jak mnie to całe macierzyństwo wkurza i jak nie mogę się pogodzić z tym, że tak małe stworzenia tak bardzo zmuszają mnie do zmiany swoich nawyków i przyzwyczajeń. Jak również do porzucenia moich ukochanych zajęć, snu i wygody na rzecz krzyków, płaczów, nieprzespanych nocy, kupek, mleka i ogromnej ilości pielgrzymek po lekarzach!

Bo moje dzieci poza tym, że zaplanowały się same i to od razu w podwójnym wydaniu, to i postanowiły same sobie wyznaczyć czas pojawienia się na świecie, tym samym doprowadzając nas prawie do zawału!
Po 24 tyg. przebywania w brzuchu znudziło im się tamto otoczenie- niewygodnie im było czy coś. I bliźniak I postanowił wystawić swoją cudną nożkę na wierzch, co spowodowało natychmiastowe wyciągnięcie ich obu. A później lawinę problemów od bakterii w płucach, zabiegu zamknięcia Botala, kilku laserach na retinopatię III stopnia, wylew do mózgu I stopnia, problemów z oddychaniem…. do wielu, wielu innych! Mieszkanie w brzuchu im nie pasowało, mieszkali więc 3 miesiące w szpitalu, a my w tym czasie próbowaliśmy zorganizować swoje życie jakoś sensownie między nimi a tym co robiliśmy do tej pory!
Pewnego dnia czytając jeden z wielu miesięczników o tematyce dziecięcej- natknęłam się na konkurs na pamiętnik i pod wpływem impulsu wysłałam te moje teksty złożone w całość!
Się okazało, że matka jednak nadal ma jakiś polot, ciąża jej mózgu całkiem nie wyżarła a poza byciem zarządcą mleka i kupek do czegoś się jeszcze nadaje!

01.07.2012 r.
Strasznie mnie denerwuje, gdy słyszę od różnych koleżanek jak to ich dziecko pięknie śpi w nocy, zjada cały obiadek na zawołanie, w dzień grzecznie leży zajmując się sobą, mało płacze albo co lepsze- wcale nie płacze, samo zasypia itp. Wychodzi na to, że tylko ja mam dzieci, które nie przesypiają całych nocy, nie chcą bawić się same dłużej niż 10 minut, mają swoje humory i grymasy podczas jedzenia, mają trudności z zasypianiem, trzeba je czasami pokołysać albo i powozić w wózku, żeby zasnęły w dzień… No cóż… I teraz to już nie wiem czy ja mam dziwne dzieci czy moje koleżanki troszkę naciągają prawdę?!? A jeszcze bardziej nie znoszę życzliwych tekstów w stylu: „Powinnaś/ musisz/ nie możesz…”, „Jak to, jeszcze nie potrafią…”, „Mój Jaś to już dawno/ względnie nigdy…”, „Nie możesz ulegać, bujać, wozić itp…” Doskonale wiem jakie błędy popełniam wychowując moje dzieciaki, jednak między mną a moimi koleżankami jest jedna subtelna różnica- one mają jedno dziecko, ja bliźnięta. I o ile jedno dziecko można przetrzymać, jakoś opanować, a gdy krzyczy bez powodu to po prostu na chwilę zignorować. Z bliźniakami natomiast jest tak, że gdy jedno śpi, ja robię wszystko, żeby ten drugi go nie obudził. Nie mogę pozwolić sobie na to, żeby jeden synek w środku nocy usypiał się sam bo zanim się uciszy to obudzi swojego brata i mamy meksyk na dwa głosy! No nie da się nie ulegać, choćby dla własnej wygody lub chwili spokoju. I co z tego, że w dzień usypiam dzieci tylko w wózku? Przecież nie będę tego robić do końca życia. I co z tego, że czasem pokołyszę na rękach? Chyba się świat nie zawali. I bardzo proszę nie polecać mi żadnych świetnych, mądrych książek o wychowywaniu dzieci, bo chyba nie ma teorii, której bym nie znała. W końcu mój zawód wymaga znajomości teorii pedagogicznych.  Jednak zacznę je uznawać dopiero wtedy, gdy ktoś napiszę poradnik wychowawczy dla matek bliźniaków, gdzie poda jakieś konkretne porady jak usypiać dwoje dzieci na raz, żeby jedno drugiego nie budziło i jeszcze, żeby zasypiali do tego samodzielnie; jak podzielić mądrze swoją uwagę między dziecko terroryzujące rodziców i drugie spokojne; w jaki sposób przygotowywać posiłki, kiedy każdy lubi coś innego; jak przetrwać spacer kiedy jedno śpi, a drugie popłakuje, a gdy drugie zaśnie to pierwsze zaczyna marudzić… i wiele, wiele innych dylematów, które matki bliźniąt zapewne mają, a o których pojęcia nie mają matki dzieci pojedynczych, mające szereg gotowych rozwiązań wychowawczych. Do tej pory znalazłam dwie świetne pozycje książkowe napisane przez matki bliźniaków, z których zaczerpnęłam trochę pomysłów, i dzięki którym wiem, że nie tylko ja tak mam! Bardzo to budujące było. Jakkolwiek by to śmiesznie nie brzmiało- miło jest wiedzieć, że nie tylko ja mam ciężko!
06.07.2012 r. 
Jeszcze w ciąży, a nawet i na długo przed, jeszcze wtedy, gdy myślałam namiętnie o sobie jak o matce, miałam postanowienie że będę czytać moim dzieciom bajki od pierwszych dni ich życia, że będę im puszczać piosenki dla dzieci, kołysanki przy kąpieli i usypianiu. Że będą zasypiały same- zgodnie z teoriami różnych mądrych i pewnie jeszcze miałam parę innych twórczych myśli. Rzeczywistość wygląda jednak tak, że bajkę czytałam moim dzieciom do tej pory aż 2 razy. Z tym, że raz im obojgu i po kilku sekundach rozpętała się wielka wojna, bo oni wcale nie załapali ze ja ich oto tu oświecam i uduchowiam. I bardziej byli zdeterminowani na zwrócenie na siebie mojej uwagi. A drugi raz byłam sama z Arkiem i jemu poczytałam krótka książeczkę tonem i głosem jak najbardziej zmieniającym się co chwilę, żeby przedłużyć jego zainteresowanie. Doszłam do połowy i mu się znudziło leżenie i czekanie aż się nim zainteresuje. Zupełnie nie rozumiał ze ja się nim interesuje i wszystko to dla jego dobra, zdecydowanie wolał żebym się z nim bawiła przez pokazywanie mu zabawek, turlanie się i inne takie. Tak wiec to, że dzieci są rządne czytania bajek od pierwszych dni jest mitem! Myślę sobie ze jakby spali to wtedy mogłabym im poczytać i móc się pochwalić ze oto moje dzieci są edukowane przez czytanie. Ale czy to się liczy skoro śpią? I nigdy nie ma pewności że moje szeptanie- czytanie ich nie rozbudzi przypadkiem i wtedy to w ogóle nie będzie mi to po drodze :] Kołysanki.. hmmm… Wstyd się przyznać… Uszykowałam nawet płyty, bo przecież muzyki dla dzieci u mnie pod dostatkiem. I się kurzą koło radyjka u Chłopców w pokoju. No cóż… Usypianie maluchów najczęściej jest walką o przetrwanie i próbą sił, tak więc jakoś nigdy nie próbowałam włączać czegokolwiek, bo oni są strasznie aktywni w odbiorze różnych bodźców i podczas usypiania wieczornego (w dzień nie) staramy się żeby nie przeszkadzało nic. Tak wiec w domu panuje cisza, w pokoju jest półmrok i zachowujemy się jakby świat się zatrzymał. Niestety i to nie zawsze pomaga, bo Arek ma swoje jazdy wieczorne i zanim zacznie zasypiać lubi 10 minut histerii bez powodu odstawić. Tak wiec kołysanki póki, co- leżą i się kurzą. Pani mądra od wychowania mówi, żeby dzieci nie usypiały podczas jedzenia! Hmmm… Cudotwórczyni normalnie. Ja mam dwójkę- oboje usypiają podczas jedzenia! I co? Mam ich budzić i później 2 godz. usypiać na nowo?!? Dzieci są kąpane, ubierane, karmione i wtedy właśnie podczas tej czynności usypiają. Tzn. Mikołaj szybciej, Arek wolniej. Choć nie ma reguły. W zasadzie na chwilę obecną to jest jedyna możliwość. Baaaa, jak nie zdąża porządnie zasnąć podczas jedzenia to zaczyna się kombinowanie jakby ich uśpić! Wiec gdzie tu mądrość? I jak z tego wybrnąć, żeby być jednak dobra, wzorowa matka?!? Nie wiem :/ Cale szczęście jak już zasną to jest całkiem spokojnie. Budzą się dopiero na karmienie- rzadko zdarza się żeby cos ich wybudziło w między. No i z tym budzeniem nocnym… Mądra pani sądzi ze już 4-5 miesięczne dziecko można oduczyć nocnych pobudek. No cóż, Arka może i by się udało oszukać woda albo herbata, zabawić czy coś, ale Mikołaja nie ma szans. On jak jest głodny to jakby tajfun przeleciał przez dom- nie ma zmiłuj się. Nie odwrócisz jego uwagi. Nie działa nic i już. Dostanie jeść- spokój! I gdzie zloty środek? Nie ma, poza tym- jak mam zrobić im trening zasypiania polegający na pozostawieniu dzieci na 2-4-6-8 minut (jest taka teoria, skuteczna zresztą i jestem za), jednak nie mogę sobie pozwolić na to, żeby jednego „trenować”, bo zazwyczaj wtedy drugi śpi, wiec robię wszystko żeby ten pierwszy nie zaczął krzyczeć, bo obudzi drugiego i oboje będą mi wtedy wrzeszczeć poł nocy. Skutek? Chyba ich rozpieszczam!
10.07.2012r.
No i nadszedł ten szczęśliwy czas kiedy należy rozszerzać dietę dzieciaków! I zaczęła się magia! Jakieś gluteny, nie gluteny, kaszek 150 rodzajów! Wrr… Ledwo połapałam się w zupkach jarzynowych i owockach, jakie mamy jeść. A teraz rozszerzamy dietę o mięsko. Musze im w miedzy czasie zmienić mleko na nr 2 i wprowadzić gluten w jakiś mini ilościach, (co to jest ten gluten i dlaczego mam się tak z tym bawić- nie wiem). Ale się dowiem rzecz jasna i to bardzo szybko! I oczywiście wszędzie piszą, że ma być to powoli, stopniowo i nie wszystko na raz. A jednocześnie mamy na to tylko miesiąc, a jest dużo nowości. W miedzy czasie mamy szczepienie więc wtedy się nic nowego nie wprowadza, żeby dodatkowo nie obciążać i ja nie wiem jak się wyrobić. Czuje oddech presji żywienia na sobie! A jak sobie poczytałam ze w następnym miesiącu dochodzą jeszcze jakieś kombinacje z mlekiem, bo już ma być samo jak do tej pory, ale jakoś raz z taką kaszką, raz z kleikiem, raz z czymś tam już nawet nie pamiętam! Chyba sobie wielkie kartki ponaklejam, żeby wiedzieć co po czym i jak. Jasne, ze po kilku dniach się ogarnie, ale na razie przeraża! Cale szczęście pediatra, taki mądry z Wrocławia, powiedział, że lepiej jak zaczniemy od słoiczków, bo tam są na pewno produkty przygotowane jak należy i w dobrych proporcjach. Mężuś przekazał to rodzicom i nikt się nie czepia, że nie karmię dzieci swojskimi wyrobami! A mnie przeraża wszystko to, co mam im do buzi włożyć, czy aby na pewno to będzie ok, chociaż są bardzo chętni do jedzenia, lubią nowe smaki i dobrze tolerują większość nowości. Więc… jak już Panowie opanowali wszystko, co na ich miesiąc było dozwolone ze słoiczków, to podjęłam próbę samodzielnego stworzenia zupki z jarzynek z ogródka. A że w potrawie musi być tłuszcz w postaci masła albo oleju rzepakowego to dałam trochę masła. Arek zjadł, Miki pluł. Na drugi raz zrobiłam już bez masła- było ok.
17.07.2012 r.
Stały plan dnia to podstawa w wychowaniu dziecka. A przy bliźniętach jest wręcz konieczny. Tu wszelkie panie mądre mogą mi bić brawo! Nasz plan jest tak stały, że aż można umrzeć z przewidywalności. Chociaż ma to swoje dobre strony, bo wiesz czego się, kiedy spodziewać. W zasadzie przesunięcia są do godziny, półtorej i wynikają z godzin jedzenia nocnego, które nie zawsze jest stałe. A przebiega to tak: rano pobudka w zależności od nocnego karmienia i ewentualnie występującej porannej kupie, która rozbudza miedzy 7-9. Zdarza się, że budzi się tylko jeden, drugi dosypia sobie. Tu następuje 1 śniadanko- mleko albo kaszka, później trochę zabawy i drzemka (to jest ta, kiedy sami padają bawiąc się i nie trzeba usypiać ani nic, ewentualnie dać smoczka), 2 śniadanie- owocki, chwila zabawy i na podwórko- spacer albo udawany spacer na tarasie (wersja dla leniwych matek- czyli mnie. Polega na tym, że wyjeżdżasz z wózkiem za próg i udajesz, że jesteś na spacerze. Ruszasz wózkem, aż dzieci zasną a później zajmujesz się np. czytaniem gazety.), ten długi sen spacerowo- podwórkowy trwa 3-4 godzinki. Później obiadek, zabawa najdłuższa chyba w ciągu dnia i w zależności od pogody- drugi spacer albo próba położenia ich na drzemkę w domu. Jak się uda super- jak nie to mamy szkole przetrwania do kąpieli wieczornej, która następuje ok 19.30-20. Później ok 40 minut karmienia i usypiania i mamy wolne od dzieci na kilka godzin! Wtedy to ja z uciechą zaczynam robić coś, co lubię, ale nigdy nie zrobiłam tego do końca, bo a) nie chce mi się po całym dniu, b) stoję przed dylematem wyspać się albo zainwestować w czas dla siebie, c) nie mam siły d) usypianie się przeciągnęło i już jest strasznie późno wiec rozsądek podpowiada: spać! W nocy w zależności od upodobania 1 albo 2 pobudki. Jak jedna to ok 3-4. jak dwie to pierwsza ok 1-2, druga Ok 4-6. od czego to zależy- nie wiem- nie wymyśliłam, nie obczailam! Taka ze mnie matka polka idealna!
20.07.2012 r.
Taka mnie refleksja dzisiaj naszła, że te mądre panie od dzieci to może maja i mądre metody i zapewne skuteczne. Ale dzieci i matki to nie maszyny, które da się zaprogramować. Zwłaszcza że to, co działa jednego dnia, drugiego już nie (u nas notorycznie jest taki stan), i co na jednego działa to na drugiego kompletnie nie (też tak mamy). Więc chyba nie powinnam się przejmować tym, że Arek robi mi cyrk wieczorny, mimo prób przetrzymywania go i łagodzenia, uspokajania, ignorowania i kilku innych. I trudno, ze żadne z nas nadal nie wpadło, dlaczego on tak ma! A że Mikołaj jest strasznym zazdrośnikiem i najszczęśliwszy jest jak ma osobista niańkę 24h. I że ulegam mu, chociaż nie powinnam z jego zamiłowaniem do trzymania głowy w jedna stronę- Mężuś krzyczy, ale jak ja chce żeby on zasnął albo porządnie zjadł to olewam to, że powinnam mu tą głowę zapierać i na siłę odwracać. Uległa jestem z własnej wygody! Trudno się mówi ;)A dobre rady, które każdy gotowy mi dawać wkurzają mnie nieziemsko! Albo komentarze koleżanek matek: no moja tez tak zasypiała z butelka, ale już ja oduczyłam. Bo wiesz, nie powinnaś go usypiać na rękach i później odkładać do łóżeczka, bo to tak jakbyś sama się obudziła w supermarkecie! Wiec co? Mam go nie odkładać wcale i trzymać cala noc na rękach? Czy wisieć nad łóżeczkiem 3 godziny aż zdecyduje się sam zasnać? Czy może karmić go w powietrzu- bo akurat trzymam go do karmienia a jak skończy jeść i śpi to odkładam! No i jak tu wyważyć te mądrości??? A najlepsza była ostatnio moja teściowa, która mnie próbowała na swoje przerobić Podgadywała mnie kilka razy, tak delikatnie jak to ona: „może daj im do wózka podusie takie małe, bo oni tak leżą na płasko…” Tłumacze, że dziecko ma tak leżeć na płasko i że owszem, w domu czasami ich kładę na materacu na podusiach, ale tylko świeżo po karmieniu a nie do spania! Ok, widzi ze nie wskóra (zwłaszcza ze moja stanowczość jest znana wszem i wobec i albo jasno się sprzeciwiam albo olewam to, co się do mnie mówi). Wiec za kilka dni mi przynosi dwie poduszki i poszewki na nie! I mówi, że to do wózka dla maluchów. Haha! Rozbawiła mnie ta sytuacja. Wzięłam, podziękowałam, odłożyłam na bok i spokojnie powiedziałam ze do spacerówki jak chłopcy będą więksi na pewno się przydadzą!
22.07.2012 r.
Moje dzieci są niezwykle utalentowane. Potrafią robić wiele rzeczy na raz. Np. jeść i „gugać”, śmiać się przy tym i jednocześnie robić kupę! Taaaakkkk, temat kupy odkąd pojawiły się dzieci w domu jest jednym z najswobodniejszych tematów do konwersacji. Wszystkie babcie, tatuś i cała reszta świata pyta nieprzerwalnie czy kupka była, ile było i jaka była. A u nas jest tak, że jeden robi jej kilka dziennie a drugi jedną na kilka dni! Więc jest, o co pytać. Któregoś razu moja mama podczas przewijania Mikołaja tyle razy użyła w swojej wypowiedzi słowa kupa- zdrabniając je już na milion różnych sposobów, że po 15 (a nie liczyłam od początku) zaczęłam się śmiać. A było to mniej więcej tak: Ojjj, jaką Mikołajek śliczną zrobił kupkę, zaraz wytrzemy kupkę, jaka kupeczka wielka itp. itd.
Druga rzecz, że jak się wykazują talentem jednoczesnego jedzenia i „gadania” to część swojej zupki kierują w moją stronę! I później idę z nimi na spacer i po drodze odkrywam, że np. na stopie mam trochę marchewki ;)
25.07. 2012 r.
Będąc matką bliźniaków zawsze stoi się prze dylematem, jakby się tu rozdwoić?!? Moje dzieci są bardzo absorbujące- zwłaszcza Mikołaj, który robi wszystko, żeby mieć kogoś na wyłączność, a gdy tak się nie dzieje to krzyczy i miauczy, aż osiągnie swój cel. Efekt jest taki, że zawsze ktoś (ja, mama, mąż) zajmuje się jednym, a inna osoba drugim. No właśnie… i ciągle jest tak, że jednym nie zajmuje się wcale! Bo jak zajmuje się Arkiem to nie Mikołajem i odwrotnie. I później sobie myślę, że jeden z nich będzie miał do mnie kiedyś pretensje, że preferowałam drugiego. Ehhhh….
01.08.2012 r.
Matka nie kura- zniesie wszystko! I nauczy się wszystkiego też. Mogę śmiało powiedzieć, że stałam się specjalistką w zakresie żywienia niemowląt, znam wszystkie rodzaje kaszek, zupek, deserków itp. Świetnie orientuję się w przeliczaniu glutenu i schemacie żywienia! HA! Taka jestem :)
Teraz zamierzam się specjalizować w środkach na ząbkowanie bo Chłopcy od kilku dni dają nam nieźle popalić… W nocy jak nie jeden to drugi się budzi, a ja powoli zaczynam chodzić na rzęsach. Zastanawiam się czy można sobie kawę jakoś dożylnie podłączyć bo ja bym ewentualnie była zainteresowana!
10.08. 2012 r.
Muszę się pochwalić! Puszczam moim dzieciakom kołysanki! Iiiii okazuje się, że był to strzał w dziesiątkę i zupełnie nie rozumiem jak mogłam wcześniej na to nie wpaść, uważając, że słuchanie przed snem tylko ich rozbudzi! Niemądra ja! A było to tak… gazeta o tematyce dziecięcej, którą kupuję, dołączyła do wydania „Najpiękniejsze kołysanki”. Kupiłam, włączyłam na próbę i szok- Chłopcy słuchali z zaciekawieniem, leżeli bez miauczenia czekając na kąpiel, podczas ubierania byli spokojni, obyło się bez płaczu. Ale, żeby nie było tak różowo to oczywiście nie wyeliminowało to całkowicie naszych problemów wieczornych. Na drugi dzień maluchy już się osłuchały i nie byli już tacy zaczarowani. Jednak odkąd włączamy im kołysanki, zachowują się podczas kąpania znacznie spokojniej i szybciej zasypiają! Super!
3 komentarze
  1. Mama Adeli i Alka

    Jestem mama 9-miesiecznych blizniakow i odnalazlam w tym tekscie siebie. Po kolejnym trudnym dniu moglam dzis zlapac troche dystansu do swoich wlasnych problemow i rozterek i zdrowo sie posmiac – w pewien sposob z samej siebie. Dziekuje:)

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *