Wyjazdy na urlop zawsze budzą dużo emocji. Pierwsze zderzenie z rozpędzoną ciężarówką następuje już na etapie pakowania. Nie jesteś w stanie przewidzieć jaka będzie pogoda (zwłaszcza, gdy wybierasz się nad polskie morze, gdzie jej zmienność to jedyne czego możesz być pewna). Masz nad sobą presję „po co tyle tego bierzesz?” i jednocześnie świadomość, że na pewno o czymś zapomniałaś, bo na bank czegoś nie przewidziałaś. Ostatecznie wystawiasz facetowi wielkie torby/walizki i nie przejmujesz się jego groźnym wzrokiem, gdy ma ochotę cię nim zamordować, taszcząc to wszystko do samochodu.
Wyjazd z dziećmi nie ma nic wspólnego z tym, jak wyjeżdża się we dwoje czy w pojedynkę. My z powodu problemów ze zdrowiem Chłopców, rzadko decydowaliśmy się na takie wyprawy. Wyjeżdżaliśmy do rodziny, przyjaciół- ale obce miejsca były dla nas zbyt wielkim wyzwaniem. Od pewnego czasu to się zmienia, a z każdą z takich podróży jestem mądrzejsza o kolejne doświadczenia. Tym razem podzielę się z wami swoimi spostrzeżeniami odnośnie nadmorskiej plaży.
1. Wybór miejscowości- jeśli nie masz już jakiejś sprawdzonej miejscówki, którą uwielbiasz, to ja polecam większe miasteczka. Zwłaszcza jeśli wybierasz się nad morze poza sezonem. Tutaj masz pewność, że większość restauracji będzie otwarta a gdy pogoda nie dopisze, znajdziesz dla was mnóstwo atrakcji. Pod tym względem Kołobrzeg bardzo przypadł nam do gustu. Co prawda jak na maj, pogodę mieliśmy wymarzoną. Ale nie na tyle, żeby cały dzień spędzać na plaży. Skorzystaliśmy więc z możliwości zwiedzania portu, latarni, ryneczku czy Oceanarium.
2. Wybór noclegu- każdy lubi co innego. Jedni wolą pod namiot, inni do hotelu. My wynajęliśmy cały apartament (takie mieszkanko), później chcąc przedłużyć sobie jeszcze pobyt, przenieśliśmy się do hotelu.
Apartament ma wiele plusów. Masz aneks kuchenny albo kuchnię, więc możesz sobie ugotować jakąś kaszkę/zupę czy cokolwiek innego dla dzieci. Masz dużo miejsca do dyspozycji (my mieliśmy dwa pokoje), podstawowe wyposażenie (żelazko, garnki itp.). Dla nas jednak najistotniejsza było BLISKOŚĆ do morza. Mieliśmy apartament przy samej plaży i to był największy plus. Normalnie to ja bym się położyła na plaży, mając ze sobą co najwyżej butelkę wody albo (po zmroku) innego trunku na „w”, wzięła książkę, mp3 albo tylko własne myśli i delektowała się spokojem. Z dziećmi jest dużo bardziej kolorowo. A to sobie zatarł oko piaskiem, wylał na siebie sok, chce mu się jeść, umiera z pragnienia, chce mu się siku (albo gorzej). No i weź teraz gnaj kilometr do pokoju albo miej ze sobą wszystko to, co mogłoby być niezbędne.
Hotel ma ogromny plus, bo jednak wiecie- standard pobytu jest dużo wyższy niż na kwaterze czy w domku drewnianym. Nasz miał ogromną, bardzo bogato wyposażoną salę zabaw, która wygrała ze wszystkim. Nawet na basen nie chcieli już iść (no właśnie- w przypadku braku pogody macie alternatywę). Jednak przy upalnym lecie, chyba wolałabym dobrze wyposażony domek z trawiastym wybiegiem tuż za progiem.
3. Pakowanie- jeśli myślisz, że masz już wszystko, spakowałaś koszulki i spodnie po jednym na każdy dzień plus coś na zapas, to dorzuć jeszcze z 2-3 sztuki. Ja miałam kilka w zapasie a w ostatni dzień szperałam w tych już „chodzonych” ciuchach, szukając koszulki dla Chłopaków, która by się jeszcze nadawała. Niestety w wyniku różnych życiowych perypetii (atak keczupu, niespodziewany nalot soku, zaskakujące natarcie błota czy gwałtowne zmoczenie wodą morską) okazało się, że zarówno spodni, jak i koszulek zaczęło nam szybko brakować.
Poszukaj odzieży BEZ KIESZENI. Ilość piasku przynoszonego w kieszeniach jest niewyobrażalna. Niby wysypywałam, niby wywijałam kieszenie, a jeszcze wrzucając w domu do pralki, uzbierała się pod nogami niezła kupka.
4. Jeśli tylko masz w aucie miejsce- weźcie ze sobą rowerki/hulajnogi/motorki/autka- czy co tam wasze dzieci preferują. Nam to uratowało tyłek. W życiu byśmy tyle nie wychodzili po Kołobrzegu, jakby Chłopaki mieli chodzić na nogach.
5. Nastaw się na to, że przez najbliższe kilka dni, twoja rodzina nie będzie jadła zbyt zdrowo.
Armia jest wybredna z jedzeniem. Niby są żarłoczni, ale w domu, przy domowej kuchni. Poza domem nie są jakoś szczególnie chętni do nowych smaków. Na wyjeździe nas zaskoczyli, bo nagle polubili frytki (jeszcze niedawno nie chcieli jeść jak im robiłam). Najchętniej jednak jedli kiełbasę z grilla albo sam keczup. No i wszędzie zamawiali sobie ciepłe kakao (dziękujemy za wyrozumiałość kelnerów, którzy tak potrafili przyrządzić gorącą czekoladę, że się stawała niczym prawdziwe kakao). W każdym razie tylko w jednej restauracji udało nam się dorwać zupę pomidorową (trochę ostra była ale bardzo dobra). W pozostałych królowała zupa rybna, flaki albo gulaszowa. Więc musieliśmy się ratować inaczej.
6. Zapomnij, że na plaży sobie poplażujesz. Jeśli jakimś cudem dzieci zajmą się sobą. Albo będą się świetnie bawić z tatą (u nas tak było przez cały pobyt). To i tak średnio co 3 minuty będziesz słyszała „mamooo”.
-patrz jak zbudowałem;
– zobacz co znalazłem;
– ałaaaaa, on mi nasypał;
– a ja bym chciał…;
– a ja bym nie chciał…;
– pozwól nam się wykąpać;
– daj pić;
– gdzie moja łopatka?;
– ja chciałem tamtą, a on mi jej nie chce dać….
Za każdym razem oczywiście musi do ciebie podlecieć z pełnym impetem więc po około 10 minutach masz na kocu tyle piasku, że możesz się spokojnie położyć bez niego- efekt taki sam.
7. Potrenuj przed lustrem minę, która mówi „to nie moje dzieci, nie znam tematu”. Może się przydać, gdy siedzicie razem w restauracji i nagle słyszysz na cały głos niezbyt dyplomatyczne wyznanie o potrzebie oddania do toalety resztek przetrawionych pokarmów. Albo gdy twoje dzieci są najgłośniejsze w okolicy, bo żywo dyskutują o wyższości Monster Trucka nas McQueenem. Albo gdy czekając na obiad, mało nie wyskoczą, bo kilka minut w bezruchu jest nie lada wyczynem.
Oczywiście nikt ci nie uwierzy, że nie znasz tych dzieci, które siedzą z tobą przy jednym stole. Ale próbować można zawsze.
8. Nie bierz aparatu- i tak nie będzie ci się chciało go taszczyć. A wszystkie zdjęcia zrobisz telefonem.
9. Weź ze sobą leki dla dziecka na wszelkie „w razie czego”- dość boleśnie się przekonaliśmy, że nigdy nie wiesz kiedy się mogą przydać (krtaniowy atak duszność mało nas nie doprowadził do zawału!).
10. Nie nastawiaj się na wielki odpoczynek- opalisz się, zwiedzisz, zmienisz otoczenie, odsapniesz od domu. Ale twój wyjazd w niczym nie będzie przypominał tego, gdy wyjeżdżaliście tylko we dwoje. Zapomnij o romantycznych spacerach wzdłuż plaży. O seksie na plaży nawet nie będę wspominać, bo rodzice tego przecież w ogóle nie robią (nie wypada czy jakoś tak). Nie nastawiaj się na to, że poczytasz sobie spokojnie książkę, słuchając szumu fal. Albo ze spokojem zjesz obiad i dopchasz deserem, nigdzie się nie spiesząc. Będzie fajnie ale aktywnie, głośno, gwarnie, często w biegu i na wysokich obrotach.
z wieloma punktami mozna by dyskutowac- bo gust jak d… – kazdy ma swoja- ja w kazdym razie zawsze staram sie znalezc kwatere z kuchnia i pralka- przez co ograniczy sie ilosc wiezionych ciuchow i zmniejsza koszta pobytu- jedzenie dla piatki w restauracji to spory wydatek, no i przy okazji mozna zawsze ugotowac to co dzieciom smakuje. Miasta nigdy bym nie wybrala- raczej domek z wybiegiem, ogrodzonym plotem- wypuszcza sie ferajne i juz mozna na spokojnie kawe wypic, a potomstwo z radoscia gania z patykami ,kamykami, szyszkami, muszelkami czy tez innymi znalezionymi skarbami.
Leki- zawsze koniecznie! Chocby dlatego, ze jak nie wezme to na bank zachoruja, a jak wezme to jak na zlosc sa zdrowe.
A reszta- wiadomo, kupa piachu wszedzie i ciagla pilnowanie, zeby kamykow do nosa nie wpychali, piasku nie jedli( w zbyt duzych ilosciach), sasiadow lopatka po glowie nie bili itp, itd- sama radosc urlopu z dziatwa.
Do pkt 5 dodałabym jeszcze zdanie: „Nastaw się na to, że przez najbliższe kilka dni, twoje dzieci nie będą prawie nic jadły”. Przerabiałam z oboma egzemplarzami. Przy pierwszym psuło mi to cały urok wakacji, bieganie z parówką/drożdżówką/miseczką zupki za kilkulatkiem, który kompletnie nic nie chciał jeść. Przy drugim wyluzowałam, przez kilka dni nie umrze z głodu;) Wyrośli:D
Chłopcy tak jak napisałam jedli głownie keczup i pili kakao :)
Swietny tekst Marta, oddaje w 100% rzeczywistosc wyjazdu rodzinnego:) u nas jedynie z iloscia ubranek sie różni… Misiek chodzi 3 dzień w tej samej brudnej koszulce, bo dostał od tatusia:) i śpi w niej po uprzednim obczepaniu piachu. Pozdrawiamy
Dobry patent na brak ciuchów :)