POST Z KATEGORII:

kiedy pozwolić, kiedy zabronić cz. II z serii „Jak wychować dzieciaki i nie zwariować?”

kiedy pozwolić, kiedy zabronić cz. II z serii „Jak wychować dzieciaki i nie zwariować?”

Jeszcze na studiach, gdy temat posiadania dzieci był mi bardzo odległy przeczytałam książkę „Kiedy pozwolić, kiedy zabronić? R.J Mc Kenzie(go). Uznałam wtedy, że jest to pozycja którą powinien przeczytać każdy rodzic! Jej przystępny język, konkretne podpowiedzi i racjonalne rozwiązania problemów są tym, czego większość rodziców oczekuje, szukając pomocy.

Szybko przyswoiłam zdobytą wiedzę i dwa przewodnie słowa uznałam za swoje credo wychowawcze: GRANICE i KONSEKWENCJA!

Sądzę, że te niewinnie brzmiące słowa, zabrane do kupy tworzą odpowiedź na 90% problemów wychowawczych.
Serio! (Pozostałe 10% to błędy komunikacyjne- o tym kiedy indziej)

Głównym błędem popełnianym przez rodziców jest niestabilność i niejasność w wyrażaniu swoich oczekiwań wobec dziecka. Jednego dnia pozwalamy, bo nam tak wygodnie. Drugiego zabraniamy, bo mamy mniej cierpliwości. Raz mocno ograniczamy swobodę dziecka, innym razem dajemy mu wolność.
I dziecko głupieje. Bo się pogubiło. Jednak jego ciekawość i naturalna chęć odkrywania świata każe mu próbować dalej. Oczekuje reakcji rodziców, których zadaniem jest poprowadzenie go przez nieznane.
Wyobraźcie sobie, że ktoś wam zasłania oczy i wypuszcza w nieznane… Niefajne co?!
Tak właśnie czuje się dziecko, które rozpoczyna przygodę z poznawaniem świata!
Ono potrzebuje pomocy. A pomocą są właśnie granice! Jednak trzeba je wyznaczać racjonalnie.

Dziecko myśli prosto. Kiedyś, jakaś pani dr powiedziała, że dzieci bezstresowo wychowywane czują się niekochane. Bo im się wydaje, że nikt się nimi nie interesuje, nie troszczy o nie. Skoro rodzice pozwalają mu na wszystko to mają gdzieś co się z nim dzieje!
Dlatego dla dobra samego dziecka- każdy rodzic musi wiedzieć, że mądre zabranianie i pozwalanie jest potrzebne!

  • Zbyt sztywne wyznaczanie granic ogranicza naturalną swobodę dziecka i zmniejszają jego pęd do poznawania świata. Bardzo często powoduje bunt.
  • Zbyt szerokie granice- są najczęściej przez dzieci ignorowane. Rodzice są niekonsekwentni więc dzieci ich nie słuchają. Często swoim zachowaniem prowokują niebezpieczne zachowania.
  • Najlepsze są granice zrównoważone- dajemy dziecku swobodę potrzebną do zdobywania nowych umiejętności, jednocześnie ucząc ich odpowiedzialności za ich czyny. Opierają się one na kompromisach i wzajemnej współpracy.

Niby proste. A jednak sprawia mnóstwo problemów.
Bo kiedy wiadomo, że powinno się odpuścić a kiedy pozwalać?!

Według niektórych opinii pozwalam Chłopcom na wiele. Sama uważam, że jestem nadopiekuńcza.
Skąd taka różnica w podejściu. Otóż- nie zależy mi na ich bezwzględnym posłuszeństwie i bardzo często pozwalam im na dużą swobodę przy różnych działaniach i codziennych czynnościach. Ale mocno na nich dmucham i chucham.
Np. pozwalam im na oglądanie bajki albo zdecydowanie co chcą jeść na obiad- ale na spacer muszą mieć nałożoną czapkę gdy wieje wiatr i nie pozwalam im się wspinać samodzielnie po schodach!
Daję im wolną rękę przy podejmowaniu „małych” decyzji dotyczących ich życia, jednocześnie ograniczając im swobodę we wspólnej zabawie, która zawsze kończy się bijatyką i rozlewem krwi.
Ustalam jasne granice, ostrzegam przed następstwem- uderzysz brata, masz 2 minuty kary.
I jestem cholernie konsekwentna!
Gdy mówię „jeszcze raz będziesz sypał na mnie piaskiem, to zabiorę ci łopatkę” to faktycznie to robię!
Gdy mówię, że czegoś nie wolno to egzekwuję mój zakaz.
Nie zabraniam dla samej zasady „dowodzenia”. Stawiam racjonalne granice, zabraniam takich rzeczy, które faktycznie są istotne. Sama również tych zakazów przestrzegam. Kiedy mówię, że nie wolno wyrzucać papierków na ulicę- sama także tego nie robię!

Jeśli rodzice odpowiedzą sobie na pytanie „na czym najbardziej zależy mi w wychowaniu mojego dziecka, jakich zachowań nie akceptuję a na które mogę przymknąć oko” to będzie łatwiej ustalić granice istotne i odpowiednie dla danego domu!
Bo po co zabraniać dziecku rozrzucania zabawek, skoro to dla niego świetna zabawa? Po co strzępić sobie język, jeśli nam to w zasadzie nie przeszkadza a tylko tak sobie gadamy, bo nam się wydaje, że wypada!?
Zabraniajmy, ograniczajmy i egzekwujmy tylko to, na czym nam faktycznie zależy! A jak już to robimy to bezwzględnie pamiętajmy o konsekwencji! Skoro dzisiaj nie pozwalam bawić się w łazience, to jutro/pojutrze i za tydzień też na to nie będę pozwalać!
Wprowadzenie kilku takich „sztuczek” potrafi naprawdę poprawić jakość życia i ułatwić dogadanie się z własnym dzieckiem!

A najlepszym dowodem na prawdziwość i skuteczność tej metody jest przyjrzenie się relacji dziecko-babcia! Babcie najczęściej są niekonsekwentne, nie wyznaczają jasnych granic, rzadko wymagają ich respektowania. I jaki efekt? Dzieci robią z nimi co chcą!
Moja mama praktycznie z nami zamieszkała. Ma więc udział w wychowaniu Chłopców taki sam jak ja- również im czegoś zabrania, tłumaczy, teoretycznie wyznacza granice. Ale są one dużo luźniejsze od moich i zdecydowanie rzadziej respektowane. I mimo, że czasami potrafi ostrzej zareagować, to i tak Chłopcy ją sprawdzają, często ignorują albo biorą na słodkie minki. Bo wiedzą, że babcia odpuści :)
A wystarczą dwie rzeczy: racjonalne granice i konsekwencja!

*część I TUTAJ

11 komentarzy
  1. Monia Paluczyńska

    Taak.. Coś w tym jest ;) Choć mój jest jeszcze za mały, bo jak cały czas słyszy „Nie wolno!” to z uśmiechem na przekór robi to samo, a dobrze wiem, że rozumie… Eh… Będziemy kontynuować… Z czasem się nauczy mam nadzieję ;) Jakaś rada?

    http://szalenstwanorbiego.blogspot.com/

    Odpowiedz
  2. bozena jedral

    och te babcie i dziadkowie, od 8lat próbuję wychowywać teściów i dopiero zaczyna mi się to udawać-wyjątkowo odporne egzemplarze
    poważnie to brak konsekwencji właśnie u babci i dziadka doprowadził do koszmarnych problemó wychowawczych średniej :(

    Odpowiedz
  3. daria kamieńczyk

    Zazdroszcze konsekwencji…ale i pochwale za poruszenie tematu;)naprawde świetny!

    Odpowiedz
    • Marta Skrzypiec

      Można się tego nauczyć! :) A z czasem każdej stronie wychodzi na dobre.

      Odpowiedz
  4. Matka x6

    Marta brawo, brawo, brawo…będę twój blog polecała wszystkim moim znajomym, które nie mogą zapanować nad dziećmi. Mnie nie słuchają bo wydaje im się że się mądrze a ja naprawdę chcę pomóc. Ta zasada pozwala mi funkcjonować i pomogła mi wychować już czworo dzieci…dwoje jest na etapie wychowywania :) Super :)

    Odpowiedz
    • Marta Skrzypiec

      Oooo tak! Wygodna dobrze mówi! Gosia nasze guru! A jak Ty potwierdzasz moje zdanie to znaczy, że należy te zasady brać za świętość!

      Odpowiedz
  5. Katarzyna B.

    No powiem Ci, że też tak robię więc w 100% się zgadzam. Tylko czasem jest mi tak ciężko kiedy się ze mnie śmieje jak mówie „nie wolno” i sama wybucham śmiechem…

    Odpowiedz
    • Marta Skrzypiec

      Też mi się zdarzają takie sytuację. Zwłaszcza jak Chłopcy coś narozrabiają i sobie „samosąd robią” albo sami do siebie mówią „nu nolno- nie geczny!” :)

      Odpowiedz
  6. Matka Wygodna

    Tfu tfu moja mama względem wnuków jest bardziej konsekwentna ode mnie …ja mam z tym problem.

    Odpowiedz
  7. Goha Micyk

    Zgadzam się w 1oo% ;-)
    I jeszcze jedna ważna sprawa: wspólny front z mężem/tatą.
    Jeśli czegoś nie wolno, to nie ma biegu i szukania „wsparcia” u taty.
    Jeśli dzieciaki coś chcą, a my mamy odmienne zdanie, to najpierw ustalamy między sobą, a potem im odpowiadamy (czasem wygląda to komicznie, bo mówimy dziaciakom „chwilka” i udajemy sie na narady :-D ).

    Z dziadkami trudno o wspólny front, dlatego po weekendzie dziewczyn u dziadków jest awantura za awantura i ciągły płacz, bo ja wredna a babunia pozwoliła…

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *