POST Z KATEGORII:

Blogerskie dzieci w sieci

Blogerskie dzieci w sieci

 

11947461_624814260994139_8681077051941920907_n

Rodzice narażają swoje dzieci, zdjęcia dzieci w sieci to zło, blogerzy sprzedają wizerunek dzieci, facebook to kopalnia zdjęć dzieci… Takie nagłówki co jakiś czas przewijają się na różnych portalach. Brzmią groźnie, wbijają się w głowę, skłaniają do myślenia. Zwłaszcza, gdy słyszy się o aferach z pedofilami kradnącymi takie zdjęcia.

Od pewnego czasu i ja zastanawiam się nad tym gdzie jest granica pokazywania zdjęć moich Chłopaków? I po co w ogóle pokazywać światu swoje dzieci? Mam dni, kiedy myślę, że jest to totalnie bezsensowne zjawisko. A później zrobią coś fajnego i robię im fotkę by wrzucić ją na Instagram. Jednak, o ile jako niemowlęta, pojawiali się na blogu często (w końcu to takie słodkie bobaski w śpioszkach, jak tu się nie zachwycać), o tyle od pewnego czasu zdjęć tych jest coraz mniej, są bardziej przemyślane, rzadko w całej okazałości. Bardziej skupiam się na fotografowaniu zjawiska, miejsca które odwiedziliśmy, jakiegoś przedmiotu, rzeczy którą robią/malują/bawią się niż na robieniu zdjęć tylko im. Dzieci są elementem zdjęcia, często nawet pokazane tylko w jakimś „kawałku”.
Nie chcę ich ukrywać, ale nie chcę też, żeby były twarzą mojego wizerunku! Nie chcę panikować, że to zło ale gdzieś tam z tyłu głowy ciągle mam strach, że jednak w jakiś sposób mogę moich chłopaków narazić.

Z jednej strony przerażają mnie pojawiające się co jakiś czas informacje, że ktoś ukradł zdjęcie czyjegoś dziecka i wykorzystuje je w nieprzyzwoity sposób. Z drugiej strony, nie trzeba wrzucać zdjęcia dziecka do sieci, żeby narazić je na jakiegoś zboczeńca. Przecież oni mogą pojawić się wszędzie- nad jeziorem, na placu zabaw, za ogrodzeniem naszego domu. I sam fotki pstryknie.

Na pewno nigdy nigdzie nie pojawią się zdjęcia, które w jakiś sposób skompromitują Chłopców- nagie, na nocniku itp. Chociaż nigdy nie wiadomo z czego będzie się śmiała współczesna młodzież i czy za kilka lat nie ‚wykopią’ zdjęcia któregoś syna np. z piaskownicy i nie będą się z niego śmiać (wiem, nie ma w tym niczego zabawnego ale jak ktoś chce to sobie powód do wyśmiewania znajdzie!).

Jedni uważają więc, że nie powinno się wrzucać zdjęć dzieci, inni twierdzą, że jeśli robi się to rozsądnie, to nie ma w tym niczego złego. W zasadzie nie wiem po której stronie jednoznacznie powinnam się opowiedzieć i ku jakim postanowieniom się skłonić. Dlatego też podjęłam się rozważenia tego problemu publicznie i poprosiłam o pomoc kilka koleżanek- blogerek.

A problem, czy pokazywać dzieci w sieci czy nie, ewidentnie jest.

Jako pierwszą zapytałam Bożenę, autorkę bloga Mama Trójki, co jej nastoletni syn sądzi o jej blogowaniu, zamieszczaniu żartobliwych tekstów o seksie i jaka jest reakcja jego kolegów na tą sytuację.
„Pierwsze trzy blogi były w pełni anonimowe. Dwa lata zwlekałam z publikacją zdjęć dzieci. Kiedy przeniosłam się na bloggera, zakładając w sumie nowy blog MAMA TRÓJKI, założyłam fan page i jakby to ująć ‘wsiąkłam’ już trochę w blogosferę, zaczęłam się ujawniać. Coś jak alkoholik zaczynający mówić o swoim problemie. Pokazanie moich dzieci światu było zatem decyzją przemyślaną . Wbrew pozorom, pod mylna nazwą nie kryje się typowy blog o dzieciach, są tu raczej przemyślenia rodzica. Dlaczego skupiam się na sobie?

Młodsze dzieci nie maja zdania na temat swojego wizerunku w sieci. Jeśli córki dojdą do etapu: „nie chcę, żebyś mnie pokazywała” uszanuję ich zdanie. Syn jest już pełnoletni. Jak reaguje na moje wypociny blogowe? Chyba pozytywnie, bo widzę, że udostępnia moje wpisy u siebie. Jego znajomi wiedzą, że bloguję, mam wśród nich czytelników, którzy uważają, że Adi ma fajną mamę i warto ją czytać (z ust nastolatków to komplement, ponoć istnieje jakaś przepaść pokoleniowa). Oczywiście tytuły i tematy czasem są bardzo dwuznaczne, ciężko doszukać się typowego parentingu w moich wpisach, może dlatego blog ponoć rodzicielski ma szerokie grono odbiorców wśród płci męskiej. Dość specyficzne poczucie humoru, które jest na blogu jest odbierane bardzo pozytywnie. Sex i stringi nie są tematem tabu, ani w domu, ani w sieci. Koledzy syna twierdzą, że fajnie mieć taką mamę, co on myśli? Nie wiem, może wolałby mieć bardziej stonowana rodzicielkę, która pisałaby o niedzielnym obiedzie, a nie o obciąganiu.”

Moja obawa nr 1, że jak Chłopcy dorosną to będą mieli do mnie pretensje, że matka coś tam pisała w sieci, czasami o nich, czasami o swoich przemyśleniach, niejednokrotnie wyrażając mało popularne opinie dotyczące swojego macierzyństwa- trochę przycichła. Jeśli będą mieli poczucie humoru po rodzicach, to sprawę mamy załatwioną!

Ale o wyrażenie swojego zdanie poprosiłam również Noemi, autorkę bloga Matka Prezesa, która jeszcze niedawno pokazywała swojego syna zarówno na blogu, jak i na FP, jednak pewne wydarzenia w ich życiu, sprawiły, że przestała to robić.

„Postawiłam się w sytuacji mojego syna. Może to brzmi banalnie, ale jestem rocznikiem, w którym tata miał kamerę i czasem jak oglądam te filmy, to poważnie – nie lubiłam niektórych sytuacji. Są beznadziejne, głupie, czasem strzelam ogromne gafy itp. A na blogu wszyscy mogli sobie poczytać o moim dziecku, oglądać niczym ,,big brother”, który sama mu tworzyłam bez większego zastanowienia. Miałam sytuację, kiedy ktoś podszedł do niego i powiedział: ,,Cześć Prezesie” a do mnie ,,Fajnego masz bloga”. Nie znałam tej osoby. W Jasia przedszkolu dyrektorka powitała go kiedyś słowami: ,,Witam Prezesie”. W porównaniu do wielu matek prowadzących blogi rodzicielskie ja mam dziecko już prawie szkolne i nie chciałabym aby to co dzieje się na blogu odbiło się na nim. Starych zdjęć nie usunę,choć z blogu zniknęły jak przenosiłam się na ,,własne śmieci”. Czasem dodam jeszcze jakieś zdjęcie, czasem zapytam go o zgodę. Jaś ma 6 lat, dużo rozumie. Choć świadomości jako takiej czym jest Internet jeszcze nie ma. Uważam, też,że żonglowanie wizerunkiem dziecka na potrzeby blogowe nie jest okej. My wstawiając nasze zdjęcia zastanawiamy się miliony razy czy aby na pewno . A tu źle wyszłyśmy, tu zaspane, tam nie taki mejkap, tu brak, tu coś. Mamy „ale” jak ktoś wstawi zdjęcie w niekorzystnym dla nas świetle. A dzieci? Za nie ktoś decyduje, wystawia je na osąd. To też był dla mnie argument, kiedy pewne anonimowe osoby zaczęły obrażać jego, żeby utrzeć nosa mi. A chciałam mu tego oszczędzić. Jeżeli będzie chciał ze mną prowadzić blog za jakiś czas, kiedy będzie sam korzystał z Internetu na pewno mu pozwolę. Nadal zresztą stąpam po cienkim lodzie naszej prywatności i nadal mam kaca moralnego. Po prostu zastanawiam się nad jego przyszłością i nad tym, że zachwiałam jego prywatność na którą nie wyraził przecież zgody.

I powiem wam, że zdanie Noemi jest najbliższe mojemu obecnemu stanowi umysłu. To samo mnie niepokoi i nad tym samym się zastanawiam. Czy ja, będąc dzieckiem, chciałabym żeby moja mama wrzucała milion-pińcet moich fotek do internetu? Czy podobałoby mi się jakby ludzie mnie znali, właśnie dlatego że moja mama prowadziłaby znanego bloga? Nie wiem… Jako dorosła osoba nie miałabym nic przeciwko. Ale jako nastolatka…? Raczej odpowiada mi wyróżnianie się z tłumu ale czy im też będzie odpowiadać?!

To są takie dylematy, które ciężko jednoznacznie rozwikłać.
Cieszę się, że w opozycji pojawiły się głosy Ilony i Asi, które zupełnie inaczej podchodzą do tematu publikowania zdjęć dzieci na ich blogach:

Ilona Kostecka „Mum and the city”
„Nie widzę niczego złego w publikowaniu zdjęć dzieci na blogu, tak samo jak nie widzę niczego złego w występach małych aktorów, piosenkarzy, modeli (o ile nie odbywa się to wbrew woli dziecka i nie zabiera mu dzieciństwa, a jest fajną przygodą). A wszystkich przeciwników odsyłam zawsze na blog Kaszka z mlekiem. To jest sztuka i naprawdę szkoda by było, aby te zdjęcia miały nigdy nie ujrzeć światła dziennego. I myślę, że nawet jakby ktoś bardzo chciał, to nie dostrzeże w nich niczego niewłaściwego. Ja sama publikuję głównie zdjęcia, na których jesteśmy razem z dzieckiem. Nie robię z synka gwiazdy bloga i głównego jego sensu. A że piszę o rodzinie, to i zdjęcia dziecka są w tym kontekście bardzo naturalne: przecież nie trzymam go w piwnicy, jest częścią naszego życia, o którym jest mój blog, więc jest również częścią bloga.”

Joanna Jaskółka Matka tylko jedna

„Kiedy zaczynałam pisać blog w ogóle nie obmyślałam sobie planu publikowania czy nie publikowania zdjęć dziecka w necie. Samo wyszło i choć nie miałam planu, a zdjęcia miały być tylko rzadką ilustracją tekstów, intuicyjnie wrzucałam takie, które w przyszłości nie postawiłyby by syna w niekomfortowej bądź śmiesznej sytuacji. W dużej mierze to właśnie dzięki niemu – Kosmykowi – zaczęłam się doszkalać w fotografii, czytać, próbować, żeby zdjęcia, na których jest syn, były najlepsze na jakie mnie stać. Nie myślałam o tym, co się stanie, gdy zacznie być rozpoznawalny, szczerze mówiąc, nie bardzo w to wierzyłam :)

Co sądzę o tym, że moje dziecko jest pewnego rodzaju twarzą blogosfery? Może jest, może nie jest – nie mi to oceniać. Rozpoznawalność może mu to kiedyś pomoże, zrobię wszystko, żeby nie zaszkodziła. Sama jestem córką dość znanej babci, a moi rodzice prowadzą najlepszy pensjonat na Mazurach, całe życie rozpoznawali mnie ludzie, których nie znałam lub nie pamiętałam i częściej było mi z tego powodu miło niż nieprzyjemnie.

Moim zdaniem demonizowanie zdjęć dzieci w sieci sprawdza się wyłącznie wtedy, gdy mówimy o fotografiach ośmieszających, totalnie nieprzemyślanych, ukazujących zbyt wiele nadto kompromitujących dzieci [i dorosłych] sytuacji.

Jeśli chodzi o reakcje innych dzieci – do tej pory, a prowadzę blog dwa i pół roku, nie spotkaliśmy się praktycznie z żadnymi negatywnymi reakcjami. Dzieci w wieku synka mają to jeszcze w nosie, a starsze albo przyjmują ten fakt ze zrozumieniem, albo dopytują, traktując jak ciekawostkę.”

No więc właśnie… dziecko jest elementem naszego życia. Prowadząc blog o rodzinie, o macierzyństwie, swoim życiu i roli matki w nim, ciężko jest nie wspominać o dzieciach ani ich nie pokazywać (chociaż jest mnóstwo blogów, którym się to świetnie udaje). Jak wyrażam swoje zdanie, przedstawiam jakieś pedagogiczne rozwiązania to jest to faktycznie tylko mój świat. Ale gdy piszę o niepełnosprawności, Arka rehabilitacji, Mikołaja wzroku, pokazuje miejsca, w których robimy okulary czy ćwiczymy- to ciężko, żebym nie pokazywała wtedy moich synów, którzy są częścią tego! Blog traktuje również jako misję- pokazuje siebie, pełną energii i pozytywnego nastawiania do świata, mimo przeżytych ciężkich chwil. Pokazuje że z przeciwnościami zdrowia i losu należy walczyć a jednocześnie normalnie żyć. Nie rozczulam się nad Chłopakami, przedstawiam prawdziwy obraz tego, jak wygląda codzienność z bliźniętami. A jednocześnie przybliżam problemy wcześniaków, dzieci obarczonych problemami zdrowotnymi, z grupy ryzyka. Chwalę się, kiedy uda nam się coś osiągnąć. Żale, gdy dostaję w łeb albo dzielę radością, nowymi doświadczeniami, miejscami które warto zobaczyć, rzeczami które warto kupić. W takim kontekście Chłopcy się tu pojawiają. I chociaż  staram się ograniczać udział dzieci w tym blogowym świecie, to nie chciałabym ich całkiem z niego wyeliminować. Pilnuję się, żeby nie wrzucać fotek dla samego wrzucania, tylko żeby te zdjęcia coś pokazywały więcej. Bo najważniejsze jest to, o czym powiedziała Asia- rozwaga i rozsądek!

Na pewno jest trochę tak, że blogerzy parentingowi posiłkują się wizerunkiem swoich dzieci. Są takie blogi, których sensem są zdjęcia dzieci. Jednak z równie dobrym powodzeniem funkcjonują te, które nigdy nie pokazały fotek swoich pociech.
Kto ma racje w tej dyskusji? Czy ci, którzy (nadmiernie?) chronią swoje dzieci, czy ci, którzy (nadmiernie?) je narażają? A może jest szansa na złoty środek?
O tym przekonamy się zapewne za kilka lat, jak dzieci współczesnych blogerów dorosną!

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz! Cenię sobie zdanie czytelników, dlatego jeśli masz coś do powiedzenia- nie wahaj się
0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *