Wyobraźcie sobie, że jak nigdy, miałam problem z tytułem tego tekstu. Nie chciałam, żeby był zbyt mocny i tandetny, chociaż na myśl przychodziły mi głównie hasła typu „nasze dzieci mają ukrytą depresje”, „psychika dzieci jest w rozsypce”, „covid wykończy nasze dzieci”. Zaleciało trochę portalami plotkarskimi więc odpada. Później wymyśliłam bardziej poważne. Ale uznałam, że nie chcę pisać typowo naukowego tekstu, w którym pochwalę się swoją wiedzą, podając wam jakieś konkretne nazwy chorób i zagrożeń dla psychiki dziecka. Chcę po prostu napisać to, co leży mi na duszy i na sercu od kilku tygodni. To, co widzę, gdy patrzę na moje dzieci. To, co wiem od moich znajomych i moich obserwatorów na Instagramie. Jakoś tak wyszło, że tam więcej nagrywam i pokazuje naszego życia, tam też któregoś razu rozmawialiśmy o zachowaniu dzieci i ich stanie emocjonalnym. Stąd wiem, że to co sama obserwuję, myślę i czuję jest faktem w wielu rodzinach.
Nasze dzieci mają się coraz gorzej i coraz trudniej jest udawać, że się tego nie widzi
Gdybym napisała, że pandemia chce wykończyć psychikę naszych dzieci, wcale bym nie przesadziła! Być może nasze dzieciaki nie mają takich „ważnych” trosk jak utrata pracy i strach o zdrowie rodziny. Ale one mają swój świat, na który składają się ich przyjaciele, znajomi, aktywność, sport, pasje, szkoła, codzienne rytuały. Zabranie im tego wszystkiego, w dodatku na raz, oznacza jedno- nie zostało im już nic. Jeszcze przez kilka- kilkanaście dni można się jakoś ograniczyć, zatęsknić, odciąć, odpocząć. Jednak życie poza swoim światem, bez tego, co wydaje się najważniejsze, bez motywacji, bez nadziei na lepsze nie ma sensu. Nasze dzieci z dnia na dzień tracą poczucie sensu życia. I możemy to nazywać apatią, depresją, obniżeniem nastroju, załamaniem nerwowym albo nawet fanaberią. Ale fakty są takie, że nasze dzieciaki mają się coraz gorzej, ich psychika jest w coraz gorszym stanie i coraz trudniej radzą sobie z codziennością.
Lockdown, pandemia i izolacja odbiera naszym dzieciom ich cały świat
Wielu dorosłym wydaje się to głupie, bo przecież dzieci mają co jeść, mają ciepło w domu, najczęściej są otoczone mnóstwem gadżetów, mogą sobie zadzwonić do znajomych, lekcje zrobią online- o co więc tyle krzyku. A ja wam powiem, że doskonale rozumiem stan emocjonalny moich dzieci, bo przez ich lockdown ja też zostałam zmuszona do lockdownu i wiem, że ta monotonia, brak normalnego, swobodnego kontaktu z ludźmi i codzienność w piżamie i dresie potrafi mocno siąść na psychice. Spójrzmy na to tak- ktoś dzisiaj wam zakazał przychodzenia do pracy, wyjść z domu możecie dopiero po godzinie 16 i tylko w towarzystwie kogoś od siebie starszego, ale jednocześnie macie zdobywać codziennie nową wiedzę i się nią wykazać (nawet jak nie ma jej kto wam dobrze wytłumaczyć), musicie spędzać kilka godzin dziennie na nauce, przed komputerem, w zamknięciu. Brakuje wam ruchu, energii innych ludzi, poczucia sensu, jesteście zmęczeni, sfrustrowani, w konsekwencji każdego dnia chce się wam coraz mniej…
Rodzice mówią wyraźnie- dzieciom się już nic nie chce
Wydaje mi się, że dość długo udało nam się jako tako utrzymać dobre samopoczucie, bo mimo zamknięcia szkół- nadal jeździliśmy na niektóre terapie. To dawało poczucie odrobiny normalności i kazało wyjść z domu, ubrać się, spotkać z kimś.
Mimo tego, w pewnym momencie doszliśmy do punktu, w którym ciągle słyszałam „nie chce mi się”. Nie chce mi się iść na spacer, nie chce mi się ubierać, nie chce mi się wyjść chociażby na taras, żeby się przewietrzyć. Dzieci, które mają zawsze mnóstwo energii, nagle nie chcą iść do lasu, na spacer… Trochę zmuszałam, trochę motywowałam, a najmocniej się niepokoiłam. Gdyby oni zawsze byli leniuszkami to luzik. Ale jeśli ma się dzieci, które raczej roznoszą dom, gdy się bawią, a teraz nagle snują się z kąta w kąt i jedyne na co ewentualnie mają ochotę to telewizor albo granie, to budzi niepokój. Mogłabym to usprawiedliwić listopadem/grudniem, pogodą, tym że sama nie jestem jakimś miłośnikiem aktywności w tych miesiącach. Ale… objawów ich nietypowego zachowania było więcej. Zawsze sami wymyślali dla mnie dużo aktywności- może byśmy pograli w chińczyka, szachy, upiekli ciastka, porysowali razem. Teraz to ja ich ciągnęłam, żeby coś porobić. Stali się niecierpliwi, niechętni, rozdrażnieni. Byle niepowodzenie kończyło się wybuchem emocji.
Nie tylko moje dzieci mają dość pandemii.
Nagrałam któregoś dnia o tym story na Instagramie i okazuje się, że nie tylko ja obserwuję takie rzeczy u swoich dzieci. W wiadomościach były różne historie, ale wniosek płynął ten sam- dzieci stały się płaczliwe, rozdrażnione, niechętne do podejmowania działań, wręcz ospałe lub agresywne, smutne. Wszyscy pisali, że muszą wyciągać swoje dzieciaki na dwór. Że naszym dzieciakom nie chce się chodzić na spacery z rodzicami, nie chce im się nawet ubierać na takie bezsensowne wyjście. Nie mogą pójść na plac/do parku/na miasto z kolegami to nie idą nigdzie.
W trochę lepszej sytuacji jest starsza młodzież, która jakoś między blokami się zawsze przemknie do domu kolegi. Ale w przypadku młodszych dzieci, które nie chodząc do szkoły tracą kontakt z większością znajomych- to istna masakra.
My mieszkamy dość daleko od szkoły i wszelkie spotkania z kolegami są możliwe jak ich podwiozę albo przywiozę kogoś do nas. Ale przez to, że każdy musi kombinować opiekę dla dzieci, niektóre siedzą same w domu, niektóre u babć- to trudno się zgrać. Poza tym wielu ludzi się boi spotykać.
I może bym uznała, że mam urojenia i przesadzam, gdyby nie pewne zadanie z lekcji zdalnej. Otóż, mój syn miał napisać list do swojej pani, w którym opisze jak się czuje i co sądzi o lekcjach zdalnych. Nie mam słów, by przekazać wam co poczułam, gdy go przeczytałam. Huragan jego emocji, żalu, tęsknoty i zniechęcenia obecną sytuacją wypływał z każdej litery. Na drugi dzień dzieciaki miały przeczytać te listy w trakcie lekcji. Poszłam podsłuchiwać pod drzwi, bo chciałam się dowiedzieć czy inni uczniowie mają podobne emocje w sobie. Łoooo matko i córko, co ja sobie zrobiłam słuchając tych listów. Siedziałam pod drzwiami i płakałam. Oni sobie nawet nie zdawali sprawy jak wiele ukrytych emocji przekazali, jak ogromny przekaz był w każdym z tych listów. Mówię wam- rozsypało mnie to na całego. Wtedy też pomyślałam- wcale się nie dziwie, że wam się nie chce iść na spacer. Wy już po prostu macie tak dosyć, że nie chce się wam nawet udawać, że jest fajnie.
Światełko w tunelu?
Pandemia nie odpuszcza, dzieciaki mają już praktycznie rok nauki w plecy. Tego się nie da nadrobić. Ale bez niektórych faktów z wiedzy encyklopedycznej można żyć (przyjaciel google zawsze pomoże). Trudniej będzie nadrobić to, co niewidoczne gołym okiem. W tej chwili podobno dzieci z klas 1-3 wracają do szkół. Moim zdaniem tylko na chwilę. Ale będę się cieszyć z każdego jednego dnia, w którym nasze dzieci będą miały poczucie jako takiej normalności. Mimo maseczek, dystansu społecznego, wyznaczonych korytarzy w szkole, zakazu swobodnego spotykania się z kolegą z innej klasy czy z przerwami o różnej porze. Nie jest to normalna sytuacja. Ale przynajmniej wyjdą z domu, zobaczą się z człowiekiem i będą mieli motywację do działania.
Oby jak najszybciej wszystkie dzieci mogły wrócić do normalności. I oby wam rodzicom nie zabrakło intuicji, by na czas zauważyć jeśli z psychiką waszych dzieci będzie się działo coś gorszego niż zwykła apatia. Bądźcie czujni.
0 komentarzy