POST Z KATEGORII:

Przecież ty sama nie dasz sobie rady!

Przecież ty sama nie dasz sobie rady!

„Sama? Eeee… nie dam sobie rady!” Nie zliczę ile razy tak o sobie myślałam. Ile obaw potrafiło pojawić się w mojej głowie  za każdym razem jak myślałam, żeby gdzieś pojechać, coś zaplanować, zrobić coś nowego, postawić na swoim, zrobić coś zupełnie po swojemu. Ile razy się bałam, wycofywałam i nie wierzyłam w samą sobie. Ile razy chciałam, a nie wiedziałam jak pokonać swój strach. Ile razy inni podcinali mi skrzydła strasząc: „przecież ty sama nie dasz rady! Daj spokój, będzie ci samej ciężko”. Długo w to wierzyłam. Aż w końcu stanęłam przed lustrem i powiedziałam „Ejjj Stara, skończyłaś podwójne studia, byłaś sama w obcym mieście, mając niespełna 20 lat, praktycznie sama poradziłaś sobie po śmierci syna, wychowujesz bliźniaki, wywalczyłaś dla nich lepszy start, mimo tragicznego wcześniaczego początku. Ty nie dasz rady? No weź się ogarnij!”

I się ogarnęłam. Podjęłam ostatnio wiele małych, malutkich i nieco większych decyzji w swoim życiu, których jeszcze niedawno nawet w myślach bym nie podjęła. Ze strachu. Z niewiary w siebie. Z obawy, że się nie uda. Ale przecież zawsze może się coś nie udać. Nie wolno nam z tego powodu się wycofywać.

Ja sobie nie dam rady? Akurat!

Gdybym nadal słuchała tego pełnego obaw głosiku w mojej głowie to na przykład nie zrobiłabym samodzielnie mini remontu albo nie pojechałabym w tym roku na wakacje z dziećmi. Mogłabym się przecież bać i wycofać, bo nie zabrałam ze sobą żadnego osobnika płci męskiej, nikt za mnie nie nosił walizki, nie patrzył męskim okiem na bawiące się przy wodzie dzieci, ani nie został moim kierowcą. Zrobiłam to sama. Od podjęcia decyzji, przez zaplanowanie i zarezerwowanie pobytu, po podróż i cały pobyt. Czy jestem z siebie dumna? Owszem! Bo przez większość życia ktoś mi podpowiadał po cichu, że samodzielnie jest trudno, niemożliwie albo bezsensu. Czy było to trudne, skomplikowane, ciężkie w realizacji i prawie niewykonalne? Absolutnie nie!

Moja babcia nadal ma takie zapędy, żeby mówić „Ale jak ty dziecko sobie sama dasz rade? Jak ty sama pojechałaś do mechanika? Ty sama chcesz jechać na wakacje? Sama pomalowałaś łazienkę? Sama skręciłaś te meble? Sama dolałaś olej w samochodzie? Sama tankujesz samochód?” Moja babcia za każdym razem jest w szoku jak się okazuje, że kobieta potrafi być samodzielna i wychodzi jej to całkiem nieźle.

Mam wrażenie, że to wmawianie nam „sama nie dasz sobie rady” skutkuje tym, że naprawdę wiele z nas w to wierzy. Wierzą w to silne, mądre, samodzielne ekonomicznie i życiowo kobiety. Wierzą w to do tego stopnia, że przesuwają swoją granicę tolerancji, by tylko nie zostać samą.

Uczmy się na cudzych błędach…

Mam taką przyjaciółkę, która każdą naszą rozmowę o jej skomplikowanym małżeństwie kończyła „ale ja sama sobie nie dam rady”. Mimo, że zadawałam jej pytania pomocnicze, rozjaśniające sytuacje:
– pracujesz sama na siebie? tak
– jesteś w stanie sama utrzymać siebie i swoje dziecko? tak
– kto robi u was opłaty? ja
– kto gotuje, pierze, sprząta, ogarnia lekarzy, bank, sprawy urzędowe? ja
– w czym pomaga ci twój mąż, czego nie możesz zrobić sama? yyyyyyyy

Mimo wszystko nadal ona twierdziła, że sama nie da rady. Wymyślała jakieś absurdalne powody w stylu „bo tylko on wie gdzie się przełącza jakieś zawory do wody, bo on ogarnia przeglądy pieca grzewczego, bo ja bez niego to nie umiem”. Tak jakby nie było na świecie specjalistów od takich robót. Dzisiaj mówi „zawsze mi się wydawało, że bez niego nie dam rady a przecież i tak wszystko robiłam sama, całe to małżeństwo próbowałam sama ogarniać. Napisz o tym. Napisz jak głupia byłam, myśląc, że sama nie dam rady, mimo że zawsze byłam sama. Napisz, że tyle lat udawałam, że nie widzę tego co robi mój mąż, tylko dlatego, że bałam się zostać sama. Niech się może chociaż jedna nauczy na moich błędach.”

Cóż… ile kobiet żyje w nieudanych związkach tylko dlatego, że boi się być samą? Ile jest w tych związkach samotnych? Ile zadowala się samym faktem posiadania drugiej połówki, byleby nie otrzymać łatki „samotnej”? Nie znam odpowiedzi na to pytanie, ale znam wiele takich kobiet. Zbyt wiele.

Gdy ktoś nam wmawia, że sobie nie dasz rady to zaczynasz w to wierzyć!

Zawsze byłam „Zosią samosią”. Lubię sama ogarniać swoje sprawy, nie lubię jak ktoś mi pomaga sprzątać, gotować czy chociażby, żeby patrzył mi przez ramię jak piszę, tworzę coś nowego albo pracuje nad poważniejszymi sprawami. Lubię być sama ze sobą, doceniam chwile, gdy nikogo nie ma i mogę usłyszeć własne myśli. Zawsze mi się wydawało, że jestem wystarczająco silna, żeby nikt nie był w stanie mi niczego narzucić. Jednak czasami nawet nie zdajemy sobie sprawy jak silnie tkwimy w stereotypach i powinnościach wdrożonych nam od najmłodszych lat. Jak silnie mamy zakorzenione schematy zachowań i jak czasami łatwo pozwalamy, by wmówiono nam różne rzeczy.

Odkąd mam dzieci, często słyszałam „pojadę z tobą, bo sama sobie nie dasz rady”, „po co będziesz się sama męczyć- przyjadę”, „z dwójką dzieci to tak ciężko samej”. Moja ukochana mama zawsze śpieszy z pomocą. Jednak jej dobre intencje i gotowość do pomocy- niechcący sprawiły, że często ograniczałam samą siebie i bałam się tej samotności i samodzielności.
Zresztą, co będziemy tak daleko sięgać- mówię, że kupiłam sobie regał oraz ławę i będę skręcać. Co na to moja mama? Leci do taty i mówi „weź podjedź i jej to złóż”.
Całe szczęście mam teraz okres buntu, niczym 2-latka, i wszystko chcę robić sama więc podziękowałam za pomoc, chwyciłam za śrubokręt i poszłam skręcić swoje meble.

O tym jak mężczyźni potrafią umniejszać i wmawiać swoim kobietom, że bez nich są nic nie warte nie będę się rozpisywać. Bo jeśli masz takiego mężczyznę w domu to dobrze wiesz o co chodzi i nie potrzebujesz, żeby ci to dodatkowo wytłuszczać. Dopóki nie zauważysz, że jest inaczej i nie zechcesz otworzyć oczu- nikt za ciebie tego nie zmieni.

Zastanów się czy na pewno nie dasz sobie rady sama!

Po co wam to piszę? Po to, żeby pokazać, że sama nie znaczy samotna, nieudolna i skazana na porażkę. Że bardzo często nasze „sama nie dam sobie rady” to tylko coś, co niechcący lub chcący ktoś nam wmówił, a później my same to sobie wmówiłyśmy. I nieważne czy jesteśmy same, bo nie mamy faceta, czy jesteśmy z facetem ale jednak chcemy coś zrobić same. Ważne, żeby uwierzyć, że SAMA DASZ SOBIE RADĘ! Bardzo często codziennie dajesz sobie radę z większością obowiązków sama, tylko tego nie dostrzegasz, umniejszasz swoim umiejętnościom, pozwalasz sobie wmawiać, że jesteś słaba i nieporadna. Uwierz mi, nie jesteś! Nie wierzysz? Weź kartkę i wypisz wszystko co robisz zupełnie sama. I co? Dużo tego? A teraz wypisz co robisz z czyjąś pomocą albo co robi ktoś inny w twoim domu i zastanów się co z tego jesteś w stanie zrobić sama, jeśli będzie taka konieczność. Hmm… czyżby wszystko albo większość?

Zostawię więc ciebie z tą myślą. A wnioski myślę wyciągniesz sobie sama.

3 komentarze
  1. Monika

    Chcialabym bardzo podziekowac za ten tekst
    Jestem po studiach wyzszych , pracuje na stanowisku kierowniczym , w typowo meskim zawodzie , bo jako kierownik transporu miedzynarodowego , gdzie nie pozwalam aby kierowcy, klienci i szefowie mi na glowe weszli , zarabiam 3x wiecej niz moj maz a tu prosze
    krytykuje mnie codziennie , ogranicza jazde moim wlasnym samochodem / do wspolnego uzytku – bo doklada sie na paliwo/ pretensje o wyjscie do fryzjera bo 3h , do kosmetyczki bo tez dlugo , sprawdza bilingi , telefon , zabrania korzystac z social mediow , a moi kierowcy w liczbie 40 sa moimi Kochasiami . Kazalam mu sie wyprowadzic przed świętami , to mi powiedlzial ze jak bedzie cieplo :) i jeszcze co nalepsze mam wyzuty sumienia – ze jak to tak przed swietami, zimna su..a ze mnie .
    Tak zaczelam watpic w siebie , ze jak zabralam wkoncu swoj samochod to nie bylam pewna ze do garazu wjade – wjechalam i to byla pierwsza wazna sprawa :) .

    Dziewczyny trzymajcie sie
    Pozdrawiam Monika

    Odpowiedz
    • Marta Skrzypiec

      Pierwsze kroki za Tobą! Gratuluję! Ja też takimi małymi krokami przekonywałam się, że mogę i dam radę. Pozdrawiam i życzę powodzenia!

      Odpowiedz
  2. W.

    Też tak miałam. Tkwiłam w związku ze względu na dzieci, bo przecież jak ja sobie dam z nimi sama radę? Ich ojciec popełniał błąd za błędem. Poniżał, zdradzał, okłamywał. Bolało. Przymykam na to jednak oko, bo jak tak sama? Aż w końcu zrozumiałam. On nie robił nic. Nie sprzątał, nie gotował, nie zajmował się dziećmi, nie ogarniał przestrzeni dookoła siebie i nawet w piecu ja musiałam palić. Powiedziałam dość. Wyrzuciłam go raz a dobrze z naszego życia. Przestałam płakać, odzyskałam wiarę w siebie i chęci do życia. Czy coś się zmieniło w naszym życiu bez niego? Nie! Dalej to ja utrzymywałam rodzinę, dalej to ja zajmowałam się dziećmi, dalej to ja zajmowałam się domem. Miałam nawet mniej roboty niż przy nim. Czy żałuję? Nie. Byłam sama przez prawie pięć lat. Odbyłam z dziećmi w tym czasie mnóstwo wycieczek bliższych i dalszych ;) Wprowadziłam się do swojego domu, kupiłam samochód. Sama z dziećmi. A jakiś czas temu poznałam świetnego faceta, który kocha mnie i chłopców, szanuje nas i na głowie staje, bym nie musiała już wszystkiego robić sama. Ciekawostką jest, że z biologicznym ojcem nie zostawiła bym dzieci nawet na pięć minut, bo mu nie ufam. Z obecnym partnerem już kilka razy zostawali i wszyscy świetnie się bawili (tylko wykąpać ich przychodziła moja mama, bo tego by nie ogarnął) xd Także nie ma co na siłę tkwić w związku bez przyszłości, bo „sama nie dam rady”. Kobieto, dasz radę! Nawet nie wiesz jak jesteś silna!

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *