Moja mała spowiedź
Pisząc ten tekst kilka lat temu, nie sądziłam, że kiedyś będzie dotyczył mnie osobiście. Dzisiaj dotyczy. Nie jest to coś o czym chcę z każdym rozmawiać, z czego chcę się tłumaczyć albo jakoś wyjątkowo rozwijać temat. Czasami tak się w życiu dzieje, że coś się kończy. Nawet jeśli była miłość, nawet jeśli było dużo szczęśliwych chwil, nawet gdy są wspaniałe dzieci i z pozoru idealne życie.
Postanowiłam delikatnie wspomnieć, że ten tekst dotyczy teraz również mnie, bo są tutaj osoby, które są z nami od wielu lat. Znacie mnie, moje dzieci, moją rodzinę. Nie da rady nagle zmienić swojego życia, tak żebyście tego nie zauważyli. Zwłaszcza, że nie zamierzam niczego udawać i stwarzać pozorów.
Rozstanie nigdy nie jest powodem do dumy. Ja przynajmniej nie jestem z tego dumna. Ale nie jestem też nieszczęśliwa. Ostatnie miesiące były dla nas wszystkich bardzo trudne. Miałam dużo czasu, by przygotować się na to wydarzenie. Miałam czas, by zaplanować swoje dalsze życie.
Rozstanie nie jest niczym łatwym. Nawet jeśli jest przemyślane i przepracowane na terapii. Zawsze są straty, jest cierpienie i żałoba po tym co było. Dojrzali ludzie potrafią się rozstać rozsądnie. Mądrzy rodzice robią to jak najspokojniej, żeby oszczędzić dzieciom dodatkowego stresu. Jednak jak delikatnie by nie próbować… zawsze są straty, stres i obawa przed tym co przed nami. Mam nadzieję, że przed nami dobre życie.
Ten tekst w oryginale napisałam w 2014 roku. Był wynikiem spotkania z młodzieżą i rozmów z nimi. Przeczytajcie!
Jestem świeżo po rozmowie z kilkorgiem nastolatków. Młodych ludzi pełnych życia i pasji. Przybitych tym, co dzieje się w ich domu. Zimne wojny, ignorowanie się, pozory, podchody, walki w białych rękawiczkach. Albo przeciwnie- ostre kłótnie, wzajemne wylewanie pomyj, wyżywanie się na otoczeniu za własne niepowodzenia i frustracje.
Ile jest takich rodzin? Ile jest nieszczęśliwych małżeństw? Ilu jest ludzi, żyjących w niewygodnych związkach, bo wydaje im się, że tak jest lepiej/łatwiej?!
Myślę, że bardzo wiele.
W każdym związku są kryzysy. Myślę, że każdy z nas ma czasami myśl “mam dość, chcę rozwodu”. Ale to są chwilowe załamania, gorsze dni, trudniejsze problemy, które pokonujemy i się nie rozwodzimy. Jednak zdarzają się takie sytuacje, gdy ludzie nie chcą ze sobą być. Miłość minęła, zauroczenie dawno przeszło, problemy dnia codziennego przerastają, para ze sobą nie rozmawia, o wszystko się do siebie czepiają. Dochodzi do momentu kiedy w zasadzie przestają się lubić. Nic ich nie łączy. Nic…poza dzieckiem. Więc trwają. Udają. Świetnie, gdy są chociaż dobrymi przyjaciółmi i ich relacje są przynajmniej poprawne. Gorzej, gdy sytuacja ma się odwrotnie.
Cóż… nie warto traktować dzieci jak wymówkę albo usprawiedliwienie swoich decyzji, bo one nie są głupie ani ślepe i nic się przed nimi nie ukryje.
Owszem, póki są małe, to pewnie zbyt wiele nie dostrzegą (zakładając, że nie dochodzi do kłótni na noże). Ale wraz z wiekiem ich świadomość wzrasta i ośmielę się postawić tezę, że wcale nie są szczęśliwe z faktu posiadania pozornie pełnej rodziny.
Związek tylko ze względu na dzieci- nigdy się nie uda!
Jasne, nikt nie chce rozwodu własnych rodziców. Ale żadne dziecko nie chce patrzeć jak ich rodzice się nawzajem niszczą. Gra pozorów jest często gorsza od ostatecznych rozwiązań.
Znajdujemy sobie milion wymówek: “Dziecko pójdzie na studia to się rozwiodę, nie chcę mu robić teraz zamieszania”. Naprawdę? Rozwiedziesz się? Czy znajdziesz kolejny powód dla wytłumaczenia swojego strachu? A przez cały ten czas Twoje dziecko będzie patrzeć jak dajesz się poniżać, jak twoja żona prowadzi drugie życie na boku lub twój mąż cię ignoruje i traktuje jak powietrze. Myślisz, że dziecku jest miło, gdy widzi nieszczęście wypisane na waszych twarzach? Nie jest! Nastolatek doskonale widzi co się dzieje i często rozmawia o tym z rówieśnikami, tonem pełnym żalu i pogardy dla was.
“My mamy wygodny układ, ja mu piorę, sprzątam i gotuję, on mnie utrzymuje. Przecież dzieci powinny mieć pełną rodzinę”. Powinny przede wszystkim mieć szczęśliwą mamę i tatę. A nie dwoje sfrustrowanych i zmęczonych sobą ludzi. Ty nie jesteś gosposią, a on nie jest portfelem. To jeden z głupszych układów jaki funkcjonuje w naszym społeczeństwie. Przykre jest to, że jest tak powszechny.
Dzieci nie są ślepe i głuche. Warto o tym pamiętać.
Dzieci widzą. Dzieci słyszą. Dzieci czują. Nie da się ich oszukać pozornym uśmiechem i zapewnieniem, że jest fajnie.
Starsze dzieciaki doskonale widzą gierki dorosłych, widzą kiedy mama płacze ukradkiem, a tata szepcze do telefonu słodkie słówka komuś, kto mamą nie jest. Widzą, że rodzice nigdy nie rozmawiają, a wymiany zdań kończą się kłótnią. Obserwują, że mama z tatą się nie przytulają ani nie całują. Tego nie da się udawać. Nie da się udawać radości i szczęścia. A tym bardziej miłości. Nawet dla tak zwanego dobra dziecka.
Absolutnie nie jestem zwolennikiem podejmowania decyzji o rozstaniu przy najmniejszej kłótni. Jednak życie z kimś na siłę, dla pozornego szczęścia dzieci jest w mojej opinii błędem. Bo później te małe dzieci dorastają i mówią “mam w domu kwas”, “moi starzy ciągle się kłócą”, “moja mama jest nieszczęśliwa z moim tatą”, “lepiej jakby się rozwiedli ale mój tata nie zostawi mamy, bo jest mu tak wygodnie”, “wyprowadzę się jak tylko skończę 18 lat bo nie mogę już tego znieść”, “”mam dosyć słuchania ich awantur”, “po co oni są razem jak się tak nie cierpią?”. (cytaty autentyczne!)
Ci rodzice się nie rozwodzą, bo myślą, że zrobią krzywdę dziecku. A robią mu jeszcze większą, zmuszając do uczestniczenia w takim życiu.
Przykład idzie z góry. Jeśli chcesz, żeby Twój syn/córka byli szczęśliwi i potrafili ułożyć sobie życie z drugą osobą- zacznij od siebie. Jeśli chcesz, żeby Twój syn szanował swoją żonę- zacznij od siebie. Jeśli chcesz, żeby Twoja córka umiała walczyć o swoje szczęście- zacznij od siebie.
Szczęśliwa rodzina to nie pozorna rodzina. To prawdziwy, spokojny dom.
Czasami lepiej żeby były dwa osobne pełne miłości domy, niż jeden pełen nienawiści i pozorów.
Droga Marto. Od dawna obserwuje Twoje konto na Facebooku. I jestem w ogromnym szoku, ba wstrząsnęła mnie Twoja wiadomość, że rozstajesz się z mężem. Pamiętam jak wielkim oparciem byłaś dla Matka Wygodna, kiedy to jej świat się zawalił po rozstaniu z partnerem. A teraz Ty. Ty zawsze szczęśliwa na zdjęciach z mężem. Przeszliście razem tyle trudnych chwil (poronienie, przeprowadzka, walka o życie bliźniaków). I nagle trach!!! Nie mogę w to uwierzyć!!! Jak do tego doszło!!! Jezu czyli to prawda „Nic nie może przecież wiecznie trwać”? Trzymaj się mocno. Pozdrawiam
Zgadzam się. Przez lata patrzyłam, jak moja mama usługiwała ojcu, potem jak płakała, jak odszedł, jak zmuszała do modlitw, by wrócił. A potem przyszły lata strachu, wiecznej obawy przed wyrzuceniem z mieszkania ojca. Bezsilność, słabość, uległość i wiele innych cech obserwowałam u mamy. Wiele z nich musiałam przerobić sama. To zadziwiające, ile z tych zachowań przejmujemy nieświadomie. Teraz, jako dorosła kobieta, zdaję sobie sprawę z tego, jak ważne dla mnie było to, jak się zachowa. Jak bardzo modelowała moje życie dając przykład sobą. Jak wiele sytuacji mogłam ominąć, albo inaczej rozwiązać mając silny, rozsądny autorytet. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę postawę ojca, nauczyłam się, jak wiele daje brak rozmowy o tym, co się stało. Brak wyjaśnień, po prostu wyjście z domu, otrzepanie odzieży i zaniedbanie dzieci. Na przykładzie malutkiego brata (ojciec się wyprowadził jak pół roku po tym, jak brat się urodził) obserwowałam dokładnie jakie są skutki „prania mózgu” przez nową kobietę mojego ojca, jak tragiczny w skutkach może być brak kontaktu z ojcem, brak męskiego autorytetu i męskiej ręki (do spraw z kolegami, w pracy, ogólnie życiowych).
Rozumiem, ze nie każda sytuacja jest taka sama, jak moja, albo Twoja Martuś, ale to, jak sobie poradzimy z nią, bardzo mocno rzutuje na późniejsze zachowanie dzieci. Jak sobie z tego zdamy sprawę, jako rodzice, to , mam nadzieję, rozsądnie rozstrzygniemy pewne kwestie.
Życzę Ci przede wszystkim pewności siebie, zaufania do siebie w kwestii podejmowanych decyzji i odwagi. Jesteś silną, mądrą i dojrzałą emocjonalnie, cudowną kobietą i wiem, że sobie poradzisz :) Trzymam kciuki!