POST Z KATEGORII:

Rozdzieliłam bliźnięta- podsumowanie zysków i strat

Rozdzieliłam bliźnięta- podsumowanie zysków i strat

Kiedy zdecydowaliśmy się rozdzielić Chłopców do dwóch różnych grup w przedszkolu, napisałam o tym tekst, odrobinę w nim teoretyzując. Napisałam o tym dlaczego podjęliśmy taką decyzję, z jakiego powodu warto rozważyć takie rozwiązanie i jakie przewidujemy w związku z tym korzyści. TUTAJ możecie przeczytać cały tekst i dowiedzieć się dlaczego warto rozdzielać bliźnięta. Polecam każdemu rodzicowi, który się waha co powinien zrobić. Dzisiaj natomiast powiem wam jakie faktyczne zmiany dokonały się w naszej rodzinie odkąd nasze dzieci są osobno. I na ile to polepszyło lub pogorszyło ich życie.

JAK BYŁO PRZED ROZDZIELENIEM BLIŹNIĄT?

Jak wiecie, Chłopcy są ze sobą bardzo zżyci. Ale jednocześnie to dwa dynamity, które tylko czekają, żeby wybuchnąć. Oboje mają ogromną energię, są hałaśliwi, odważni, gadatliwi i dominujący. Są niezłym wyzwaniem dla nas, rodziców. Dla siebie nawzajem również. Ich braterska relacja nie należy do najłatwiejszych, bo każdy ma najświętszą rację i wie najlepiej. Dla żartów lubią sobie również robić na przekór, co powoduje awantury i moją frustrację. Jednak ich zachowanie w domu jest nieco inne niż w przedszkolu. W placówce głównym problemem były konflikty między nimi, zamykanie się na innych i rywalizacja. Rozśmieszali się nawzajem, gdy trzeba było być cicho. Psuli sobie prace, żeby brat nie miał lepszej. W duecie potrafili rozbroić każde zajęcia. Ja dodatkowo zauważyłam, że np. jak jeden nie je kaszy, to drugi też jej nie je, mimo że będąc osobno bez problemu by zjadł. Książkowa psychologia tłumu. Od dawna już zaobserwowaliśmy, że osobno są zupełnie inni. A przebywanie ze sobą non stop, skłania ich do zachowań, których bez brata za plecami by nie było. Wniosek był prosty- próbujemy rozdzielenia.

Oczywiście obawiałam się jak zareagują. W końcu posiadanie brata, który potrzyma za rękę albo obroni w kryzysowej sytuacji to cenny skarb. Denerwowałam się, bo jeden zostawał w swojej grupie a drugi musiał iść do nowej. Musieliśmy wspólnie z paniami zdecydować, który lepiej zniesie wejście w nową społeczność. To trochę była loteria. Niby wiemy jakie mają osobowości i mogliśmy przewidzieć pewne zachowania, ale nigdy do końca nie można być pewnym co czuje dziecko. Nie chciałam, żeby którykolwiek poczuł się gorszy, bo np. on a nie brat musi odejść. Nie powiem, żebym się nie stresowała. Pierwszy tydzień był dla mnie trudny. Celowo piszę, że dla mnie, bo chyba tylko ja miałam w głowie cały wór obaw i sytuacji, na które starałam się przygotować na zapas.

JAK JEST PO ROZDZIELENIU BLIŹNIĄT?

Dzisiaj mogę powiedzieć, że większość z nich była bezpodstawna. Chłopcy dość szybko przystosowali się do nowej rzeczywistości. Ten przeniesiony wszedł sprawnie w nową grupę. Nieco trudniej było odnaleźć się temu pozostawionemu. Bo nagle został pozbawiony najlepszego kumpla i swojego bufora emocji, na którym zwykle się wyżywał, gdy coś mu nie wychodziło (to również był poważny powód, dla którego chciałam ich rozdzielić). Musiał poszukać sobie innego kolegi, wejść bardziej w życie grupy i samodzielnie pokonywać trudności, nie zwalając tego na brata. Taki stan lekkiego zagubienia trwał około tygodnia.

A później nastąpiło tylko to, co najlepsze- oczyszczanie braterskiej więzi z nadmiernych konfliktów. Przestali spędzać ze sobą ciągle czas, przez co gdy byli już razem po prostu się bawili! Nadrabiali! Przestali się też tak ciągle kłócić. Czasami wręcz mieli do nas pretensje, że oni mają za mało czasu dla siebie. Rano pobudka, szybko do przedszkola, popołudniu 3 razy w tygodniu mają różne zajęcia więc też się rozdzielają i doszliśmy do momentu, w którym nasze dzieci mówią:
– Mamo, nie przeszkadzaj nam teraz, bo my się chcemy z moim bratem pobawić!
To bardzo miła odmiana od ciągłego robienia sobie na złość, biegania bez celu, bijatyk, awantur i kipiących testosteronem zabaw mających na celu udowodnić, który jest lepszy, szybszy, silniejszy, mocniejszy, ważniejszy.

Pierwszy najważniejszy zysk- normalna relacja między rodzeństwem! Mają szansę od siebie odpocząć, robić coś oddzielnie, uczyć się innych rzeczy. Tym samym wzbogacają swoją wspólną relację, wkładając w nią nowe, zdobyte doświadczenia.
Kolejne zyski to już to, co zmieniło się w ich zachowaniu w przedszkolu- na pewno jedzenie. Nie ma sugerowania się bratem, skończyło się „nie lubię tego, bo mój brat nie lubi”. Ten, który jadł ten je, a ten który nie jadł, zaczyna więcej próbować.
Zrobili się bardziej samodzielni. Znaleźli sobie nowych ‚idoli’, ulubionych kolegów, którzy są ważni i ich zdanie jest cenne. Już nie tylko to co powie brat się liczy. Teraz często ważniejsze jest to, co powie Stasiu czy Piotruś. Każdy ma też swoją panią i ulubione zabawy. Nauczyli się, że fajnie jest żyć inaczej niż brat. Opowiadają sobie co, kto dzisiaj robił, uczą się nawzajem nowych rzeczy ale coraz częściej widzę, że ignorują to, że brat coś dostał, zrobił albo się nauczył. Nie wywierają już takiej presji, że jak on miał to ja też muszę. Dla mnie to cenna zmiana w ich rozwoju. To, że uczą się, że brat jest bratem a nie lustrem. Na taką zmianę miałam nadzieję i udało się ją osiągnąć. Nawet wyjeżdżając na wycieczkę zastanawiali się tylko jakimi kolorami autobusów będą jechać, nie myśląc o tym, że muszą jednym i tym samym. Każdy dobrze wiedział, że jego grupa może jechać innym niż grupa jego brata. Pełna akceptacja sytuacji.

No to czas na minusy- wydłużony czas odprowadzania i odbierania z placówki. Tego nie da się uniknąć. Chłopcy mają swoje szatnie na drugich końcach przedszkola. Nie ma szans, żeby na raz każdy ubierał się w swojej, jeśli odbiera ich jedna osoba. Najpierw więc odbieram pierwszego, ubiera buty, bierzemy pod pachę resztę rzeczy i idziemy po drugiego. Tutaj dopiero powoli ubieramy wszelkie kurtki, bluzy itp.
Dwa razy więcej rzeczy do pamiętania- każda grupa robi co innego więc trzeba pamiętać, że pierwszemu muszę przygotować rolkę po papierze toaletowym, a drugi ma na jutro przynieść mąkę. Mało uciążliwe, bo po to mamy telefony non stop w rękach, żeby sobie takie rzeczy zapisywać. Ale można uznać, że jest to jakieś utrudnienie.
Podwójne wywiadówki i uroczystości- cóż… babcie dwa razy gnają do przedszkola ale akurat raczej się z tego cieszą niż martwią. A wywiadówkami dzielę się z mężem. On na jedną, ja na drugą. Jeśli nie mielibyśmy takiej możliwości, to bym indywidualnie rozmawiała z paniami. Ludzie miewają 5-kę dzieci w różnym wieku szkolno-przedszkolnym i sobie radzą. To z bliźniakami też można sobie poradzić.

I na koniec w ramach podsumowania powiem wam tak- nasze dzieci są mądre i potrafią sobie poradzić w wielu sytuacjach, trzeba im tylko dać na to szansę. Rozdzielanie bliźniąt jest właśnie dawaniem takiej szansy. Szansy na samodzielność i indywidualność. Efekty tego zobaczycie w ich dalszym życiu. Ja na pewno będę dumna, że pozwoliłam moim synom być po prostu chłopcem, kolegą, człowiekiem a nie jedynie bliźniakiem. Bo nie ma się co oszukiwać, otoczenie zawsze będzie ich postrzegało jako jednego z dwóch, będą porównywać, ujednolicać a może nawet traktować stereotypowo. Unikniemy tego tylko wtedy, gdy nie będą zawsze razem.

1 komentarz
  1. Kawokado

    Bardzo mądra decyzja :) aż miło poczytać o mamie, która ma takie rozsądne podejście! Trafiłam na bloga pierwszy raz i na pewno jeszcze wrócę, pozdrawiam!

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *