POST Z KATEGORII:

Która z nas jest gorszą matką?

Która z nas jest gorszą matką?

Zawsze dziwiłam się, że ktoś czuje presję macierzyństwa bo w internecie obrazek jest za słodki, bo pani z forum skrytykowała albo teściowa wytknęła palcem. Nigdy to na mnie nie działało i w nosie miałam te wszystkie najmądrzejsze rady, najwspanialszych matek ever.

Ale presja dopadła i mnie.
Czekam na gości. Przyjaciółka z rodziną. Dla mnie wzór macierzyństwa- starsza córka, dziecko idealne, najspokojniejsze jakie znałam, książkowe po prostu. Ale ja wtedy nie miałam dzieci- sytuacja była inna. Teraz poprzeczka została ustawiona wysoko. Ich przyjazd to trochę taka bezpieczna konfrontacja, bo synów mamy w podobnym wieku, problemy te same.

Robię szybki przegląd faktów niesprzyjających tytułowi matki roku.
Miki dalej z pieluchą- co próba to katastrofa… (całe szczęście Arek już bez).
Obaj średnio samodzielni- sami się nie ubiorą (dobrze, że coś tam sami zdejmą).
Nadal kaszkowi (na śniadanie i kolacje kaszka musi być).
Najchętniej jedzą jak matka im łyżki do dziobów wsadzi. A jeszcze chętniej jak gały w bajkę wlepią.

Szlag, szlag, szlag-przez sekundę pomyślałam. Całe szczęście szybko mi przeszło i nie zdążyłam się przejąć.

Przyjechali. Obiad. Miki odmówił jedzenia bo on nagle nie lubi. Arek zje ale układając tory bo ma gości i oderwać się nie może. Siedzimy więc obie na podłodze wśród ciuchci i karminy nasze dzieci (kurde, nie tylko moi tacy są- ufffff).
Szykujemy się na spacer- oni ubierają swoje dziecko, tak jak ja moich. Uffff…
Rozmawiamy o odżywaniu i obie robimy uffff… bo nasze dzieci są kaszkowe. Wszystkie. Ufff…
Usypiamy- każdy swoje. Żadne samo z siebie nie zasnęło (no może poza Arkiem, który padł już przy kolacji), rodzic musiał położyć się obok. Ufff…
Każde miało chwilę histerii i strojenia fochów. Ufff…

Jakie te nasze dzieci normalne. Jakie my idealnie nieidealne.
I tak właśnie wyglądało spotkanie pani pedagog z drugą panią pedagog, które swoją rozmowę zaczęły od „boszzzz popełniam wszelkie możliwe błędy wychowawcze…”, „kurde, ja też!”.

IMG_0222

Nie ma idealnych matek. Czasami zdarzają się idealne dzieci. Ale to pojedyncze przypadki. Cała reszta to zupełnie normalne potomstwo. Więc jeśli masz wątpliwości czy jesteś dobrą matką to nie czytaj tych forumowych geniuszy, wymądrzeń perfekcyjnych mamusiek, tylko sprawdź się na żywo! Spotkaj z matką rówieśnika swoich dzieci i szybko dojdziesz do wniosku, że to, co wydaje ci się porażką- bywa normą w wielu domach.

Kiedyś mi się wydawało, że moje Chłopaki mają takie melancholijno- dramatyczne nastawienie do życia. Że ciągle coś wyjękują, wytupują albo chcą sobie wykrzyczeć. Odkąd poznali nowego kolegę- swojego rówieśnika i spotykamy się z nim u nas albo u nich, obstawiamy z jego mamą, które dziecko tym razem odstawi cyrk. I tak albo my wychodzimy z histerią albo oni. Kiedyś (nie mając dzieci) pewnie bym uznała, że ktoś źle wychował swoje dziecko. Odkąd moje są tak samo „źle wychowane” i na hasło „idziemy do domu” zaczynają cudować- wiem, że tak po prostu dzieci mają. Zwłaszcza gdy są już zmęczone albo spotkanie trwało za krótko. Albo nie chcą się rozstać z zabawką kolegi!
Moje są więc takie same nieidealne jak twoje, twoje i twoje!
A jeśli mi napiszesz, że jest inaczej i że twoje samo je, śpi, ubiera się, nie histeryzuje, nie grymasi, nie ma buntu, potrafi już liczyć, mnożyć i odejmować. A w między czasie robi ci śniadanie do łóżka i naprawia samochód. Wszystko to oczywiście w wieku max 3-4 lat to ci powiem, że zapraszam do siebie na kawę- chętnie to zobaczę!

coffee-527914_640

2 komentarze
  1. Magdalena Rolnik

    Mi to przyszło z wiekiem. Moich dzieci. I moim też. Pierwszy syn MUSIAŁ być idealny. Chodzić jak w zegarku, sam spać, sam jeść, sam s… ;) Drugi… no cóż. Pieluchy poszły precz w wielkim bólu rok temu, ale przy prośbie o mleko z butelki ulegam zawsze. Sam się ubiera, ale mama karmi łyżeczką. A córcia… ciągle mam wrażenie, że na wszystko za malutka. Na samodzielne jedzenie, na nocnik… Kurczę, gdybym mogła, to nie pozwalałabym jej chodzić, tylko w wózku do teraz bym woziła… Ale ostatnio doszłam do wniosku, że czas pogodzić się z tym, że ona chce jak chłopcy – sama, więc próbuję brać to na klatę. Z różnym skutkiem ;) Dzięki tej dwójce nauczyłam się odpuszczać najstarszemu i czasami się śmieję, że dopiero teraz może sobie pozwolić na „dzieciństwo”. Fora, poradniki, „mądre” książki (te naprawdę mądre zostały i często do nich wracam) i dobre rady „koleżanek” poszły w kąt :D

    Odpowiedz
  2. Agnieszka T.

    I tu niestety w kilku aspektach też muszę przyznać, że poległam. Kaszka poszła precz dwa miesiące temu. Koniec i już. Bo mój (na szczęście tylko jeden) oczywiście kaszkę tylko z butelki. A już miałam dość tych butelek i smoczków. Przechodzimy na wyższy poziom dorosłości. Z sikaniem to ja zbyt ambitna jestem i choćby mi mieli zasikać i zas… całe mieszkanie to musieli się nauczyć przed 3 urodzinami. I tak się stało. W jeden dzień skończyłam z pampersami (tzn. zostały tylko na noc) i niech się dzieje wola nieba. Nie złamałam się po raz setny zmieniając majtki, wycierając podłogę i nie tylko :-). Ale ubierać ich ubieram chociaż rwą się do samodzielności w tym temacie ale przecież matka to zrobi lepiej. Ale to nic, to mnie tak nie boli jak karmienie ich. Tak nauczyłam, że jak kiedyś chcieli sami jeść to teraz mama ma pomóc i po jednej łyżeczce już brak im sił. I oczywiście dokładnie tak samo siedzę na dywanie wśród zabawek i karmię, połowę rozlewając, bo przecież oni się na sekundę nie mogą oderwać od zabawy. I wkurzam się a następnego dnia robię to samo. A jak próbuję być stanowcza i postawię miski na stole z komendą „jemy teraz” to sobie te miski tak stoją i stoją i stoją…

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *