POST Z KATEGORII:

Odkąd mam dzieci, odczuwam wszystko bardziej

Odkąd mam dzieci, odczuwam wszystko bardziej

Nazywanie matek nadopiekuńczymi kwokami, histeryczkami czy panikarami ma swój sens. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, większość z nas właśnie taka jest. Nawet gdy nie zachowujemy się tak na co dzień, to jednak w zderzeniu z chorobą dziecka lub własną, włącza się nam przewrażliwienie. Mi się na pewno włącza.
Po kilku latach macierzyństwa moja odporność na katary u dzieci albo przeziębienia oczywiście wzrosła i już nie martwię się tak jak kiedyś. Ale jak dziecko upadnie i poleje się krew to panika. Jak przez dwa dni pod rząd narzeka na ból głowy to zaczynam mieć czarne myśli. Jak powie, że mu się kręci w głowie, zacznie narzekać na nietypowe bóle to mam milion myśli na sekundę. Kiedyś myślałam, że to wynika z mojej nadopiekuńczości, że to coś ze mną jest nie tak. Ale rozmawiając z innymi mamami, dowiaduje się, że one czują dokładnie tak samo. Przewrażliwienie wobec chorób jest normą.

Od porodu odczuwam wszystko bardziej… głównie na sobie

O ile panika wobec zdrowia dzieci, wydaje mi się być całkiem usprawiedliwiona. Tak ciężko uznać za normalne gdy wpadam w histerię, gdy to mój organizm lekko utyka. Jestem osobą, która ma wysoki próg bólu. U dentysty nie biorę znieczulenia (poza ekstremalnymi przypadkami przewiercania połowy czaszki). Na masażu leżę na luzaku, mimo że ucisk jest intensywny. Dlatego też, jeśli cokolwiek zaczyna mnie boleć, urasta to w mojej głowie do rangi tragedii. Wcale nie żartuję. Znikąd na mojej szyi pojawił się mały guzek, taka kuleczka. Zanim na spokojnie przemyślałam sprawę i doszłam do wniosku, że to powiększony węzeł, bo brało mnie przeziębienie, to zdążyłam prawie testament spisać. Pewnego dnia dostałam gwałtownego bólu głowy. Takiego nie wiadomo skąd i zupełnie innego niż dotychczas (a bóle głowy miewam często). Bolało z tyłu głowy, nie chciało przejść. Możecie sobie wyobrazić co zdążyłam sobie wmówić… I tak jest praktycznie ze wszystkim. Macierzyństwo wyzwoliło we mnie histerię i nadmierny niepokój o wszystko, co dotyczy mojego zdrowia i życia. Ale koleżanka mnie ostatnio uspokoiła, że nie tylko ja tak mam. Ona miała zabieg dentystyczny w znieczuleniu i kilka dni wcześniej już panikowała, że się może nie obudzić i zostawi swoje dziecko samo.

Powiedzcie, że też tak macie…

Miewam takie chwilę, że się zastanawiam czy to normalne. Czy jest to wynikiem nadmiernego poczucia obowiązku, misji bycia matką i obaw, że jakby mi się coś stało to nikt by mnie nie zastąpił wystarczająco dobrze. Czy może to efekt ciężkiego porodu, pooperacyjnego bólu głowy, przez który myślałam, że umieram, ciężkich doświadczeń z ciążą, porodami, chorobami dzieci. Czy to wynik doświadczeń życiowych czy normalny instynkt matki? Rozmawiając z koleżankami matkami, słucham, że one mają podobnie. Że boją się o siebie bardziej. Mocniej reagują na sytuacje zagrażające zdrowiu. Celowo unikają ryzyka. Nie w głowie im skoki ze spadochronem. Ja akurat nigdy nie byłam fanem mocnych wrażeń więc nie zauważam zmian w tej dziedzinie życia. Nigdy nie przyszło mi na myśl, żeby skakać na bungie i pewnie już nigdy nie przyjdzie. Ale cała reszta mojego myślenia o sobie i o życiu… diametralna zmiana. Wydaje mi się, że beze mnie świat się zawali, boję się o swoje zdrowie, częściej się badam, bardzo dbam o profilaktykę. To nie tak, że sobie wmawiam choroby. Absolutnie nie. Wręcz odpycham od siebie takie myśli, żeby nie przyciągać niepotrzebnie. Ale odczuwam wszystko bardziej. Każdą najmniejszą dolegliwość jaka mnie spotyka.
Też tak macie czy powinnam się jednak wybrać do specjalisty na kozetkę?

1 komentarz
  1. Ewelina

    Ja mam dokładnie tak samo. Boję się o życie i zdrowie córki jak i o swoje. Coś mnie zakłuje a w mojej głowie pojawiają się tysiące schorzeń! Myślę, że warto poprosić o pomoc specjalistę. Sama tak zrobiłam. Przez zbyt długie odwlekanie wizyty nabawiłam się zaburzeń lękowych, które powodowały strach przed wyjściem z domu, prowadzenie auta, panikę w dużych sklepach. Od miesiąca zażywam leki i widzę poprawę.

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *